czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział 10


Dziękuje za 4737 wejść <3 Nie wiem czemu to zawdzięczam. Nie dodaje często, ani nie pisze jakoś wybitnie dobrze, ale jeszcze raz dziękuje.





-Amy! Czemu uciekłaś?- Wypomniała mi Amber.
No właśnie nie wiem dlaczego uciekłam. Teraz to już  nic nie wiem. Myślałam że ją nic nie obchodzę. Nigdy nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi. Traktowała mnie dosłownie jak gówno, a teraz co? Nagle przypomniała sobie o mnie i zechciało się jej mnie szukać. Właśnie teraz jak zaczęła się wszystko układać.  Jak przywiązałam się do chłopaków. No może nie do wszystkich, tu mam na myśli Axl’a , ale do reszty…  Nie chcę tam do niej wracać. Nie chce znowu trafić do tego pieprzonego Richmond. To tej dziury gdzie nic nie było. Nie chciałam tam wracać, po prostu nie chciałam. Co prawda zostawiłam tam Susan, za którą już zaczynałam tęsknić, ale nie raczej nie byłabym w stanie tam wrócić tylko dla niej.  Była, jest moją przyjaciółką i dlatego zrozumiała że muszę wyjechać. Mam nadzieję że zrozumiała...
Nic nie odpowiedziałam na pytanie blondynki. Po prostu nie wiedziałam co odpowiedzieć.  Nagle poczułam że mnie przytula. Nie chciałam się sama przed sobą przyznać że potrzebowałam tego cholernie mocno.
-Nie miałaś idealnego domu, co nie?-Zapytała lekko smutnym głosem.
-Dlaczego tak myślisz?.-Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Jakbyś miała to byś z niego nie uciekała.-Prosty wniosek który skłonił mnie do wyznań.
-Nie miałam nawet w połowie normalnego domu. Matka jest prostytutką, ja dla niej nie istniałam. Ojca nie mam. Nawet nie wiem kto nim jest. I wiesz co, chyba nie chce wiedzieć. Coś jeszcze opowiadać?
-Przykro mi… - Wyszeptała moja rozmówczyni.
Długo siedziałyśmy na krawężniku, otoczone licznymi torbami z artykułami spożywczymi, milcząc. Nie odczuwałam potrzeby mówienie czegokolwiek. Dopiero gdy ktoś za nas zatrąbił wstałyśmy i ruszyłyśmy ku hellhouse.  Amber zaproponowała mi że mnie odprowadzi a  ja nic nie miałam przeciwko temu, wręcz cieszyłam się. Nie chciałam być sama a poza tym sama bym tam nie trafiła. Postanowiłam na razie nie mówić nikomu że „jestem poszukiwana”, o co tez poprosiłam blondynkę. Zgodziła się bez zbędnych komentarzy.
Gdy już doszłyśmy do Hellhouse zaproponowałam Amber żeby weszła ale ta odpowiedział że musi już wracać do domu.  
Przekroczywszy próg ze zdziwieniem zorientowałam się że nie jest on pusty. Podejrzewając że to któryś z chłopaków wcześniej wrócił z próby nie zwróciłam na to uwagi i od razu ruszyłam do kuchni rozpakować zakupy.  Gdy wszystkie zakupione przeze mnie produkty były na swoim miejscu z portfela wyjęłam paragon fiskalny ze sklepu. Trochę zaszalałam na tych zakupach. Co prawda kupowałam tylko najważniejsze rzeczy wydałam tak jak bym wyżywiała pół szkoły. Cóż człowiek poradzi że oni tyle jedzą, ale ja tak dalej pójdzie to za około dwa miesiące będziemy głodować. Odrzucając od siebie ta nieprzyjemną myśl, skierowałam się do salonu w celu puszczenia jakieś muzyki. Nie lubiłam ciszy i to bardzo.
Ku mojemu niezadowoleniu w salonie spotkałam mojego brata. Nie chcąc zawracać w pół kroku, nie zwracając na niego uwagi, włączyłam znowu pierwszego lepszego wylyla. Już chciałam wyjść ale zatrzymał mnie głos mulata.
-No, ja kurwa chciałem przeprosić.  Nie wiem co mnie naszło, zareagowałem zbyt impulsywnie.- Wydusił z siebie.
-Nie tylko mnie powinieneś przepraszać.-Powiedziałam patrząc na niego znacząco.
-No wiem. Izzy’ego też przeproszę w swoim czasie.
-W swoim czasie?-Zapytałam naprawdę poirytowana.
-Jak tylko wróci z próby.-Szybko odpowiedział, chyba nie chcąc żeby „w swoim czasie” było powodem kolejnej kłótni.
-Dobrze. Miłościwie przyjmuje twoje przeprosiny.- Powiedziałam z uśmiechem po czym podeszłam do niego i się przytuliłam.-Ale żeby mi to była ostatnia tego typu awantura-Rozkazałam.
Nie odpowiedział nic, tylko się zaśmiał. Te kłótnie pomiędzy rodzeństwem. Jak poważne by nie były to i tak w większości przypadków godzi się, żeby znowu móc się pokłócić i tak w kółko.
Przytulaliśmy się aż do domu wrócili chłopcy, czyli nie długo. Gdy Izzy nas zobaczył uśmiechną ł się do mnie z miną „a nie mówiłem?”. Ja w odpowiedzi puściłam mu oczko.


Następny dzień, impreza …
Ja pierdole. Nigdy nie spodziewałabym się że do Hellhouse wejdzie tyle ludzi, a co dopiero będzie w stanie się poruszać. Siedziałam właśnie w salonie na fotelu w kącie pokoju i  popijając Jack’a Daniels’a oglądałam jak reszta towarzystwa się bawi. Wolałam to niż czynne uczestnictwo w zabawie. 
W pewnym momencie, ku niezadowoleniu wszystkich zebranych zabrakło alkoholu, więc szykowała się wyprawa do monopolowego. Zgłosiłam się na ochotniczkę. Gdy tylko to powiedziałam Saul zaproponował że pójdzie ze mną. Jak zwykle nie mogę się ruszyć bez eskorty- pomyślałam.  Po zebraniu wystarczającej liczby pieniędzy ruszyliśmy.  Nie byliśmy zbyt rozmowni po drodze. Właściwie to nie się nie odzywaliśmy.
-Masz te pieniądze? –zapytałam przed samym sklepem.
-Ja je miałem?- powiedział zdziwiony przeszukując  kieszenie.-Kurwa…
-Tylko mi kurwa nie mów, że je zgubiłeś! No ja pierdole… Już aż tak jesteś najebany?!
-Tylko żartowałem siostra!- Powiedział z kpiącym uśmieszkiem podnosząc ręce w geście obronnym. – Nie bij! – Dodał widząc moją minę.
Nic nie mówiąc wyciągnęłam w jego kierunku rękę, położył na nie parę strasznie pogniecionych banknotów. Niepewnym krokiem weszłam do sklepu. Poprosiłam sprzedawcę –silnie umięśnionego faceta, mającego na oko koło czterdziestki o osiem Danielsów, dziesięć Nightrain’ów i dziesięć butelek czystej. Popatrzył na mnie ze zdziwieniem, ale wszystko o co poprosiłam podał mi, a nawet zapakował do reklamówek. Miły z niego gość. Reklamówki przekazałam Saulowi, a ja zabrałam się za płacenie. Nie wiem dlaczego, ale uparłam się że ja odliczę należną kwotę. Nie powiem że nie miałam z tym kłopotów, ale dałam radę. Chciałam już wychodzić, ale na drodze stanął mi nie kto inny jak mój braciszek. Westchnęłam ze zrezygnowaniem i teatralnym krokiem go ominęłam.  Z dziwnym wyrazem twarzy patrzył na coś na drzwiach. Też spojrzałam w tamtą stronę. Nosz ja pierdolę, nie spodziewałam się że te „mini plakaty” ze mną jako poszukiwana tak szybko się rozniosą.
-No to kurwa, będą kłopoty. Wiedziałaś o tym?
-Wczoraj w sklepie widziałam taki.-Powiedziałam czekając na jego reakcje.
-No nic kurwa. Wracamy?
-Ja… Tak, wracamy.
Nie takiej reakcji się po nim spodziewałam. Po prostu nie możasz się niczego spodziewać. –Pomyślałam sobie. 
Po drodze Saul, potknął się o prostą ulice z trzy razy a raz to mało co nie potłukł wszystkiego. Za każdym razem śmiałam się jak jakaś niedorozwinięta. Będąc niecałe dwieście metrów przed Hellhouse zauważyliśmy radiowozy. Stanęłam jak wryta. Oglądałam scenę gdzie trzech policjantów ‘próbowało Axl’a zakuć w kajdanki, a paru innych prowadziło do radiowozów Izzy’ego i Duff’a. Saul jakby nie pierwszy raz „podziwiał” ten widok złapał mnie za rękę i poprowadził w przeciwną stronę.
-Gdzie my cholera idziemy?-Zapytałam.
-Nie wiem, byle gdzie. Nie możemy teraz tam pójść bo nas pewnie też zamkną. Wrócimy tam za jakiś czas, kiedy będzie po sprawie.
-A co z nimi? – Zapytałam naiwnie.
-Pewnie zamkną ich na 48 godzin a potem puszczą, jak zawsze.
-A co jeśli nie?
-To wtedy będziemy się martwić.
Chodziliśmy tak po Sunset z pół godziny bez celu. W końcu przekonałam Saula że już pewnie tam nikogo nie ma i że możemy wracać. Miałam racje. Zastaliśmy pusty, jeśli nie liczyć różnych śmieci, teren przed domem. Sam dom tez świecił pustkami.
Saul gdzieś zniknął a ja poszłam sprawdzić stan mojej sypialni. Jak się spodziewałam goście też tu zawitali. Na ziemi było kilka butelek, na stole biały proszek – pewnie kokaina, a na łóżku…
-Steven?!
-Co kurwa się na mnie drzesz?!- Krzyknął tak głośno że aż odsunęłam się do tyłu.- A to ty… Sorry…
A tak w ogóle to co tutaj tak cicho? Już się skończyła impreza?
-Ta…, skończyła już się. To ciebie nie aresztowali?
-Jak aresztowali? O co ci w ogóle chodzi? – Powiedział zdziwiony.
-No była tu policja i aresztowała chłopaków, a resztę pewnie wyprosili.
- Chuj z niemi. Pewnie jutro ich wypuszczą. Ja idę do siebie bo już mnie łeb napierdala…
-Spoko. –Powiedziałam zgarniając z łóżka resztę śmieci. Nie chciało mi się nic więcej zrobić, więc padłam na łóżko i niedługo później zasnęłam.
Obudziły mnie promienie słońca przebijające się przez lekko zszarzałą firankę. Powoli przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Położyłabym się dalej spać, ale musiałam skorzystać z toalety. Wyglądając  jak zombie ruszyłam do łazienki. Załatwiłam co miałam i tym razem skierowałam się do kuchni. Nalałam sobie szklankę wody, usiadłam na blacie kuchennym  i powolnymi łykami zaczęłam pić. Moje delektowanie się tym płynem przerwało trzaskanie drzwi.
-Ja pierdole, już myślałem że nas nigdy nie wypuszczą…
-O,  już was puścili? Głupie pytanie, pewnie że tak…-Usłyszałam głos Stevena na korytarzu.-A gdzie Axl?
-On to jeszcze trochę posiedzi… -Odpowiedział mu Izzy.
-A to dlaczego? Zabił kogoś?- Zakpił Steven.
-Nie, jakaś laska oskarżyła go o gwałt…