wtorek, 16 września 2014


I jak zwykle zwaliłam. Tak, wiem – obiecywałam. Strasznie się teraz z tym czuje, ale niestety muszę powiedzieć, że się nie wyrobiłam.
A miał to być taka ładna data dodanie tego rozdziału, no ale trudno.
A więc, nie wyrobiłam się z napisaniem tego rozdziału. Nie mam weny, nie mam pomysłu, a nie chce by był on wymuszony, ponieważ wtedy później będę żałować, że spaliłam dany temat itp.
A więc jeszcze raz przepraszam.


A ten post dodaje ponieważ właśnie dzisiaj mój blog kończy 2 lata. Te dwa lata tak szybko mi minęły że aż szok. A tak niedawno czytałam blogi innych dziewczyn i chciałam też w końcu coś pisać.
Tak, wiem. Inne blogi w takim czasie już maja  po 50 rozdziałów, albo i nawet w tym czasie się skończyły, ale ja bardzo się cieszę, że mój blog nie był owocem mojego słomianego zapału. Rzadko dodaję, ale cały czas pamiętam o tym blogu i staram się żeby to opowiadanie było coraz lepsze.
 Strasznie się cieszę, że mimo tego że rzadko pojawiają się nowe rozdziały, a nawet jak już coś dodam to nie jest to jakieś super, to ktoś to czyta. Ba, nawet są osoby które są z tym opowiadaniem od prologu i bardzo się cieszę, że nie uciekły od razu po jego przeczytaniu.
W ciągu tych dwóch lat ten blog uzbierał ponad 22 tysiące wejść. Pewnie pomyślicie sobie że ci to jest, ale ja naprawdę strasznie się cieszę z takiego wyniku.
Strasznie dziękuję za każde komentarze, wszystkie rady, motywacje ( „głupie rozmowy”- które naprawdę są miejscami bardzo głupie - Michelle/Klaudia<3) i ogólnie za wszystko.





A tak na pocieszenie piękne zdjęcie naszych chłopaków.






PS. Nie wiem kiedy się pojawi nowy rozdział, ale na pewno nie jest to żadna mowa zawieszająca ani nic, po prostu chciałam dodać coś z tej okazji. 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 21

A więc witam po pięciu miesiącach. Tak, wiem że minęło bardzo dużo czasu od dodania ostatniego rozdziału nad czym bardzo, ale to bardzo ubolewam. Była szkoła, egzaminy, walka o lepsze oceny, potem zaczęły się wakacje i chciałam się odstresować, odpocząć, następnie wyjechałam na wakacje, ale teraz jak już wróciłam wreszcie się za siebie zabrałam i napisałam rozdział. Nie jest on najdłuższy, najlepszy, najciekawszy, ale jest i to się liczy. Nie mam pojęcia czy po takim czasie ktoś o moim opowiadaniu pamięta, czy ktoś chce jeszcze to czytać, dlatego bardzo proszę o komentarze. Dzięki nim wiem że mam dla kogo pisać, dla kogo się starać. 


A teraz jeszcze chcę wam podziękować za 20 000 wejść na bloga. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na tyle wejść! Strasznie wam dziękuje! <3 <3 <3 


PS. Dodałam nową zakładkę kontakt z autorką, więc jakby ktoś chciał się ze mną w jakiś sposób skontaktować to serdecznie zapraszam.  




-Dzień dobry. Zaczynamy rozprawę numer dziewięć tysięcy siedemset czterdzieści cztery, w sprawie odebrania praw rodzicielskich pani Olivii Hudson, która jest obecna na sali rozpraw, wraz ze swoim obrońcą Jamesem Nilsonem– Te słowa dochodziły do mnie z lekkim opóźnieniem. Zupełnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Gdzieś tam głęboko w myślach zdawałam sobie sprawę, że moja matka może przyjechać na tą rozprawę, ale mimo to byłam niesamowicie zdziwiona jej widokiem za wielkim ciemnobrązowym biurkiem, za którym siedziała ze swoim obrońcą. Jej obrońca też był dla mnie wielkim zdziwieniem, a za razem zrobiło mi się strasznie przykro, że to właśnie on ją broni. Nigdy wcześniej nie spodziewałabym się że osoba która dobrze zdawała sobie sprawę, że u mnie w domu nie jest dobrze, teraz za pieniądze starała się na siłę mnie z powrotem tam sprowadzić.
Wchodząc na sale obiecałam sobie nawet nie spoglądać w tamtą stronę, udawać że jej tam w ogóle nie ma, ale niestety zupełnie mi to nie wychodziło. Cały czas patrzyłam się w stronę osoby która tak strasznie zniszczyła mi moje dzieciństwo. Siedziała prosta jak struna, ubrana w luźną białą koszulę, z idealnie zrobiona fryzurą i udawała  że jest taką matką jaką powinna być.
Z lekkim trudem odwróciłam od niej wzrok i z powrotem skierowałam go na swoje końcówki włosów, dzięki czemu mogłam się bardziej skupić na tym co mówi sędzia.
-… którego obrońcom jest pani adwokat Jessica Adler. – W tym momencie przeżyłam wielki szok. Ja znałam, a właściwie to jedynie mogę powiedzieć, że wiedziałam kim jest Jessica Adler. Pamiętam tę postać przez mgłę, ale pamiętam. Wysoka, długowłosa blondynka u której jak działo się naprawdę źle, zostawiał mnie Saul. Która musiała się mną zajmować, bo osoba naprzeciw mnie zawsze miała coś ważniejszego do zrobienia, niż zajęcie się swoim małym dzieckiem. Ale czy naprawdę to jest ona, siostra Stevena? Dopiero teraz popatrzyłam na nią inaczej i zobaczyłam podobieństwo do perkusisty. Mieli te same, niebieskie oczy, szeroki uśmiech, blond włosy.
-Jak ja mogłam tego przez taki czas nie zauważyć?-Wyszeptałam cicho sama do siebie. Pani psycholog która siedziała koło mnie spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, ale ją zignorowałam. Czując kompletną mieszankę uczuć w sobie spuściłam wzrok i znowu zaczęłam się bawić swoimi włosami.
Teraz moja psychika podzieliła się na dwie części. Jedna chciała słuchać, wiedzieć co się dzieje, jak jest, czy mogę się już powoli zacząć się cieszyć, a druga zupełnie chciała się wyłączyć, stanąć obok z zatyczkami do uszu i dopiero dowiedzieć się pewnego wyniku tej całej szopki.


-Do barierek proszę pannę Amy Hudson. –Powiedział sędzia patrząc się błędnym wzrokiem po sali. Co jakiś czas miałam wrażenie że jest on po prostu pijany, ale nie sądziłam żeby taki ktoś jak on chodził pijany do pracy, szczególnie że nie miał byle jakiej pracy. Niepewnym ruchem podniosłam się i jakby w jakimś transie podeszłam w wskazane mi miejsce. Drżącymi, chyba od stresu, rękoma podparłam się lekko, żeby nie było aż tak widać jak się kołyszę.
-A więc masz na imię Amy Hudson, masz piętnaście, a właściwie już prawie szesnaście lat, jesteś zameldowana w Richmont. – Każde z tych stwierdzeń potwierdzałam lekkim skinieniem głowy. –Dnia dwudziestego kwietnia bieżącego roku uciekłaś z domu, spod opieki obecnej na sali rozpraw Olivii Hudson. Dzięki zeznania biegłego psychologa, pod którego opieką jesteś znamy powody tejże ucieczki. Czy wszystko co dowiedzieliśmy się od świadka jest prawdą?
-Tak.-Odpowiedziałam nie podnosząc wzroku ze swoich butów. Niemal w tym samym momencie usłyszałam głośne zaprzeczenie z mojej prawej strony.
-Jak sąd może wierzyć w takie kłamstwa tej zdziry?!-Wykrzyczała osoba, którą nadal wedle prawa powinnam nazywać matką.- Przecież od razu widać, że łgała w żywe oczy, a wszyscy tutaj jej bezgranicznie wierzą! Wysoki sądzie, popełniłam wiele błędów podczas wychowywania mojej córki, na zbyt wiele jej pozwalałam, ale nigdy się nie spodziewałam że kiedykolwiek ucieknie i będzie opowiadać o mnie takie rzeczy. Ja damą lekkich obyczajów? Widział pan papiery gdzie wyraźnie jest napisane że od ponad dziesięciu lat jestem zatrudniona u państwa Nilson jako pomoc domowa. Całe życie starałam się by moje dzieci miały jak najlepszy byt, a teraz z ich strony spotykają mnie takie rzeczy? Zdawałam sobie sprawę, że mój syn się stoczył, ale nie wiedziałam że z jego pomocą to samo może stać się z Amy. Mimo tych wszystkich oszczerstw które na mnie nagadała moja córka, nadal chce móc się nią opiekować, nadal chce jej pomóc, nadal ją strasznie kocham. – Mówiła coraz to cichszym głosem. Na sali zapanowała cisza, dosłownie jakby wszyscy z miejsca uwierzyli mojej matce, a we mnie wszystko się gotowało. Z każdym jej słowem, coraz bardziej miałam chęć wykrzyczeć jej cała prawdę co o niej myślę.
-Co powiesz na to wyznanie młoda panno?- Zapytał się mnie adwokat mojej matki.
-A co mam powiedzieć? – Powiedziałam zdenerwowana. – Pan dobrze wiedział jak jest w moim domu, a zdecydował się pan być po stronie mojej matki. Jestem bardzo ciekawa ile panu zapłaciła za ta całą szopkę z pomocą domową.  Zastanawiam się ile, a może powinnam zapytać się jak panu za to zapłaciła!- Powoli zaczęły puszczać mi nerwy. – No co tak na mnie patrzysz? A może ty powiesz jak mu zapłaciłaś, żeby kłamał prze sądem? –Teraz zwróciłam się w stronę kobiety która śmiała powiedzieć że mnie kocha. – Brzydzę się Tobą i dobrze o tym wiesz. Zmarnowałaś mi całe moje dzieciństwo. Przez ciebie po wyjeździe Saula zostałam zupełnie sama. Sama z Tobą, sama z problemami, sama z domem który zaczynał coraz bardziej przypominać prawdziwy burdel! Normalne dzieci wracały do domu i ktoś tam na nie czekał, ktoś się nimi interesował, a ty co? Interesowałaś się tylko pieniędzmi i swoimi klientami. Oni zawsze byli na wyższym miejscu ode mnie! Pieniądze, oni, narkotyki, alkohol, a na szarym końcu ja! W sumie to nawet nie za bardzo chce mi się wierzyć, że miałam jakiekolwiek miejsce w tej wyliczance.-Czułam jak powoli do moich oczu zaczynają napływać łzy.- I co teraz nagle ci się przypomniało że masz córkę? Że mnie kochasz? Nie wierze, że robisz taka szopkę żeby mnie odzyskać, nie wierze, że nie stoją za tym pieniądze! Dla nich byś wszystko zrobiła! Co, nie jest tak? Nawet jak twoi goście od siedmiu boleści przystawiali się do mnie, a ja prosiłam cię o pomoc to co potrafiłaś odpowiedzieć? Że przecież mi zapłacą, więc nie rozumiesz dlaczego tak się wyrywam. – Teraz czułam że po moich policzkach powoli zaczynają spływać łzy. –Jak byłam młodsza, to mogłaś mi zrobić przysługę i się zaćpać, oszczędziłabyś mi wiele cierpienia! Dziękuje bardzo za taką matkę!  –Wykrzyczałam ile tylko miałam siły w płucach i nie chcąc by wszyscy obecni widzieli moje łzy wybiegłam z sali.
Nie za bardzo wiedząc co mogę ze sobą ruszyłam w głąb korytarza. Za zakrętem, przy końcu korytarza znajdowało się jakieś zielone drzewko, w białej jak wszystko tutaj donicy. Nie znajdując lepszego miejsca usiadłam skulona pod ścianą obok rośliny. Obejmując swoje podkurczone nogi zaczynałam coraz bardziej płakać. Zupełnie nie zwracałam uwagi że jestem w spódnicy, że uciekłam z sali rozpraw, przez co mogę mieć problemy, po prostu musiałam znaleźć miejsce gdzie będę mogła się w samotności uspokoić. Nienawidziłam jak ktoś widział że płaczę. Teraz miałam chwilę, żeby w odosobnieniu wypłakać wszystkie łzy.
Nagle poczułam że ktoś koło mnie siada i kładzie mi rękę na kolanie. W normalniej sytuacji od razu strzepnęłabym tą rękę, ale teraz zupełnie zobojętniałam na wszystko. Chwilowo coraz bardziej było mi wszystko jedno.
-Proszę cię, nie płacz… -Usłyszałam szept Izzy’ego. –Nie płacz, bo ja nie potrafię patrzeć na twoje łzy.
-Przecież ich nie widzisz…-Powiedziałam drżącym głosem.
-Wystarczy że słyszę…
-Izzy, proszę cię powiedz mi dlaczego ja musze mieć tak przejebane? Dlaczego ja?
-Nie wiem dlaczego, ale jedno wiem na pewno…
-Mhhm? –Mruknęłam, pomiędzy szlochami.
Poczułam jak dłonie bruneta lekko podnoszą moją twarz, tak żeby mógł ją zobaczyć.
-Wiem na pewno, że już tylko będzie lepiej i że nikt już cię nie skrzywdzi. –Powiedział patrząc mi prosto w oczy.
W tym momencie już nie wytrzymałam i z całej siły przytuliłam się do niego. Dopiero teraz zrozumiałam, że tak naprawdę, na sto procent do niego coś czuje.  Od razu, gdy objął mnie ramionami poczułam, że ma racje, poczułam że nikt mnie nie skrzywdzi, że on nie pozwoli mnie skrzywdzić.


-Wysoki sądzie, niech pan spojrzy jak oni wyglądają, kim są.- Powiedział Nilson pokazując palcem na chłopaków.-Czy wysoki sąd uważa, że są oni w stanie podjąć się opieki nad piętnastolatką?
-Przepraszam bardzo, ale Amy będzie pod opieką Saula Hudsona, a nie jego przyjaciół. –Powiedziała nasza pani adwokat.
-Dobrze, ale z tego co mi wiadomo to będą oni mieszkać wszyscy razem, w jednym domu.-Powiedział patrząc na blondynkę z lekkim oburzeniem. –Jest pani pewna że to się dobrze skończy? Z nieoficjalnych informacji wiem, że w ich poprzedniej kwaterze, chyba nie przez przypadek nazywanej Hellhouse można było się spotkać z dużymi ilościami alkoholu, narkotyków i tym podobnych…
-A ja z nieoficjalnych informacji wiem, że pana klientka trudni się nierządem i dla niej narkotyki nie są czymś obcym. –Przerwała mu  z oburzeniem. – Trzeba liczyć się też ze zdaniem nieletniej, a ona zdecydowanie woli mieszkać na stałe z panem Saulem Hudsonem, jej bratem.
-Tak, ale przez towarzystwo pana Hudsona to dziecko się rozpiło!-Powiedział podniesionym głosem Nilson.- Nawet podczas pobytu w ośrodku były przypadki, że nastolatka piła, a przed wznowieniem znajomości z bratem takie sytuacje nie miały miejsca.
W tym momencie nasza pani prawnik spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. I co ja teraz miałam zrobić? Przyznać się że piłam? Ale przecież nikt mnie nie widział. Nikt nas nie widział. Kurwa, wiedziałam że ten Carl był podejrzany. Jak mogłam być taka głupia i wtedy z nimi pić?
-A ma pan na to jakieś dowody?- Powiedziała blondynka, wiedząc że ode nic na ten temat się nie dowie. – Takie rzeczy może każdy mówić, ale jesteśmy w sądzie i potrzebujemy niezbitych dowodów.
-Mam świadka, który zgodził się zeznawać, ale niestety jest dzisiaj nieobecny na sali rozpraw, dlatego proszę wysoki sąd o przełożenie dalszej części rozprawy na inny termin. 
-Przyjmuje.-Powiedział sędzia uderzając tym swoim młotkiem. – Następna rozprawa odbędzie się w jutro o godzinie dwunastej. Koniec dzisiejszej rozprawy.


-Serio? Serio piłaś z jakimiś dzieciakami, piłaś z nie wiadomo kim? –Zapytał mnie z wyrzutem Saul.
-Nooo… Tak.-Powiedziałam patrząc na stopy, lecz od razu zaczęłam się tłumaczyć.- Ale przecież to nic aż takiego i to był tylko raz i…
-I ktoś na ciebie doniósł.-Powiedział wkurzony. – My tutaj stajemy na głowie żeby wszystko wyszło, żebyś była z nami, a ty nic sobie z tego nie robisz i pijesz z jakimiś małolatami.
Teraz zrobiło mi się strasznie głupio, ponieważ wiedziałam że on ma racje. Oni z tylu rzeczy na ten czas zrezygnowali, a ja siedziałam na dachu i piłam. I po co? Żeby teraz mieć przejebane? Do moich oczy po raz kolejny zaczęły napływać łzy. Nie wiem dlaczego teraz jakoś taka płaczliwa się zrobiłam. Zawsze za wszelką cenę chciałam być twarda, a teraz tyle ryczę.
-Ej, siostra…- Usłyszałam już spokojniejszy głos.- Ja nie chciałem… Ja przepraszam, nie chciałem żebyś tak to odebrała… Kurwa, chodź tutaj.-Powiedział gestem pokazując że mam się do niego przytulić.
Z chęcią przystałam na tą propozycje. Jakoś teraz potrzebowałam bliskości, zainteresowania mną. Tyle czasu byłam sama, a teraz znowu poczułam że komuś na mnie zależy. Ja chyba nie przeżyje jak nie pozwolą mi zostać z chłopakami. 


Powrót do ośrodka dość szybko minął. Może dlatego że tym razem udało nam się ominąć czas największego ruchu w mieście. Praktycznie przez całą drogę moja pani adwokat w ogóle się nie odzywała, dopiero jak powoli zbliżałyśmy się do ośrodka, pierwszy raz od rozprawy się do mnie odezwała.
-Pamiętam jak miałaś może z dwa latka, a ja zabierałam cię Saulowi i za niego chodziłam z tobą na spacery po parku. – Powiedziała patrząc przed siebie. – Zawsze byłaś takim pociesznym dzieckiem. Praktycznie nigdy nie płakałaś, nie byłaś marudna. Dosłownie dziecko skarb.  Pamiętam jak kiedyś, przez moją nieuwagę spadłaś ze zjeżdżalni. Nigdy w życiu się tak nie przestraszyłam. Pamiętam że od razu chciałam jechać do lekarza z tobą, ale jakaś starsza pani powiedziała żebym nie przesadzała, ponieważ ty już chętnie poszłabyś się bawić i ci nic nie jest. A teraz tak urosłaś, wydoroślałaś.- Powiedziała odwracając na mnie wzrok. – Nigdy się nie spodziewałam że to tak się zakończy Amy, ale moim zdaniem dobrze że uciekłaś.
Przez cały czas jej wypowiedzi czułam się strasznie głupio, ponieważ ona mnie przewijała jak byłam mała, a ja ją ledwo pamiętam. Lepiej, tyle z nią się widywałam, a dopiero teraz, po rozprawie przypomniałam sobie że ktoś taki jak Jessica Adler istniał i istnieje. Nie lubiłam momentów kiedy ktoś mnie zna, a ja jego nawet przez mgłę nie kojarzę.
-A i jeszcze jedno Amy.- Powiedziała blondynka wysiadając z taksówki.- Nie musisz do mnie mówić per pani. Strasznie staro się wtedy czuje. Wystarczy Jessica, dla ciebie jestem Jessica.
-Dobrze. -Odpowiedziałam z uśmiechem, wiedząc że nie będzie to dla mnie takie łatwe. Od zawsze dziwnie się czułam mówić do dużo starszych ode mnie osób po imieniu. - A pa… ty nie wracasz od razu?
-Nie, wejdę z tobą.-Powiedziała uśmiechając się.
Na trawie, przed ośrodkiem jak zawsze o tej porze były tłumy. Nikt nie miał ochoty w taką pogodę siedzieć w budynku. Od razu spojrzałam czy nikt przypadkiem nie zajął mojego miejsca pod krzakami. Miałam taki mały plan, że idę się przebrać i od razu siadam na moim miejscu ze słuchawkami w uszach, ponieważ nie miałam żadnych lepszych planów na dzisiejsze popołudnie.
Z trudem powstrzymałam się nad nie wbiegnięciem po schodkach jak to miałam w zwyczaju. W drzwiach od razu natknęłyśmy się na dyrektorkę. Ta to zawsze miała wyczucie. Zawsze wiedziała w którym momencie wyjść z gabinetu żeby na mnie trafić.
-Witam Amy. –Powiedziała patrząc na mnie beznamiętnym wzrokiem.-Bardzo dobrze że pani jeszcze jest tutaj. Zapraszam do mojego gabinetu.
Zupełnie nie wiedząc o co może chodzić bez słowa ruszyłam we wskazane miejsce. Raz tylko spojrzałam pytającym wzrokiem na blondynkę, ale ta bezgłośnie przekazała mi, że również nie ma pojęcia o co może chodzić.
-I jak tam na rozprawie? –Zapytała siadając w swoim fotelu przy biurku.
-Dobrze, lecz jeszcze sąd nie podjął decyzji, więc jutro odbędzie się kolejna rozprawa. –Powiedziała moja pani adwokat oficjalnym tonem.
-To dobrze. –Powiedziała poprawiając swoje okulary.- A teraz możemy przejść do sprawy o której chciałam z tobą Amy porozmawiać.  A mianowicie w twoim pokoju dzisiaj ponownie odbyło się przeszukanie.
-Dlaczego? –Zapytałam się dosłownie w tym samym momencie co Jessica czy mieli nakaz prokuratora.
-Ponieważ dostaliśmy informacje, że możemy coś ważnego w sprawie kradzieży znaleźć i rzeczywiście znaleźliśmy, ale może zaczniemy od ciekawego listu którego nadawcą jest niejaki Izzy Stradlin. –Powiedziała wyciągając go na blat biurka.
-To są moje prywatnie sprawy.-Powiedziałam z oburzeniem i od razu chwyciłam list i położyłam sobie na kolanach.-Nie miała pani prawa go brać, co dopiero czytać!
-Musiałam mieć pewność że informacje w nim nie nakłaniają cię na przykład do kolejnej ucieczki czy nawet czegoś gorszego, ale może przejdźmy do sedna.  Powiedz mi, co robiło pod twoim łóżkiem trzydzieści pięć tysięcy? Dokładnie tyle samo ile skradziono z sejfu w naszym ośrodku.



piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 20

A więc tak, udało mi się w końcu coś napisać i dodać. Przez ponad miesiąc się leniłam strasznie, ale dzisiaj przysiadłam i cały napisałam. Szczerze powiem, że jestem z siebie dumna. Nie ręczę co do jakości moich wypocin, ale ostatecznie was proszę o opinię. Więc bardzo proszę was o komentarze, które są dla mnie bardzo, bardzo ważne, ponieważ właśnie po przeczytaniu ich zmotywowałam się, żeby zacząć pisać i jakoś dalej poszło.
Czekam na komentarze, jakiekolwiek znaki że przeczytaliście.
Koniec bezsensownego wstępu. Serdecznie zapraszam do czytania. 




Dni mijały powoli, a ja coraz bardziej traciłam nadzieję że kiedykolwiek stąd wyjdę. Wszystkim w ośrodku, oprócz mnie zaczęły się wakacje, więc panowała tutaj wesoła atmosfera, którą wszyscy zarażali się nawzajem zapominając o mnie. Przynajmniej dobrze że świeci słońce, chwilowo moja jedyna radość w tym miejscu. Siedziałam właśnie oparta o pień drzewa koło jakiś krzaków. Nie ma co, świetna miejscówka, ponieważ stąd ja wszystko widzę, a nikt praktycznie nie widzi mnie. Teraz bezkarnie mogę się patrzeć na tą grupę nie do końca normalnych dziewczyn. A tak właściwie to patrzyłam się tylko na Nicole. Jakoś ostatnio nasze relacje się poprawiły, jeżeli wcześniej o jakiejkolwiek relacji można było mówić. Teraz po prostu mówimy sobie cześć rano, dobranoc jak idziemy spać. Czasami coś więcej, ale nic takiego zobowiązującego. Szczerze mówiąc od tej nocnej sytuacji z pobitą blondynką, tak na serio nie rozmawiałyśmy o tym. Ilekroć chciałam zacząć ten temat, ona zręcznie migała się od odpowiedzi. Pewnie to dziwnie zabrzmi, ale w jakimś stopniu się o nią bałam. Coś ewidentnie było nie tak, ale nie chciała o tym rozmawiać.
Nagle coś innego niż moja współlokatorka zwróciło moją uwagę, a mianowicie Cassie rozmawiająca z kimś koło komina. Może wzrok mnie mylił, ale wydawało mi się, że coś tej osobie dawała.
-Boże, Amy! Przestań bawić się w szpiega… - Powiedziałam do siebie zamykając oczy.  Starałam się rozkoszować się ciepłymi promieniami słońca na mojej twarzy, kiedy ktoś nagle zasłonił mi je. Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą moją panią adwokat, w jak zawsze idealnie skrojonej i dopasowanej garsonce. Od razu zwinnym ruchem wstałam, ponieważ głupio by było rozmawiać z nią kiedy ja siedzę.
-Dzień dobry.- Powiedziała jak zwykle aż za nadto oficjalnym głosem.
-Dzień dobry. – Odpowiedziałam z uśmiechem, ponieważ wiedziałam że jej wizyta musi coś oznaczać. Nie przyjeżdżała bym do mnie tylko i wyłącznie by mnie odwiedzić.
-Przyjechałam, tak jak zapowiadałam żeby omówić z tobą naszą taktykę obrony. – Powiedziała już trochę milszym głosem.
-Eeee, ale jak i kiedy się pani zapowiadała? – Zapytałam zdziwiona. – Ja nie dostałam od pani żadnej wiadomości, ani nic.
-Nie możliwe. – Powiedziała surowo na mnie patrząc. – Tydzień temu wysłałam ci listem poleconym wiadomość o moim przyjeździe i terminie rozprawy.
-Kiedy?- Zapytałam ignorując całą dalszą część jej wypowiedzi.
-Przepraszam, ale co kiedy? – Odpowiedziała zdziwiona.
-Kiedy będę wolna, kiedy wreszcie będę mogła stąd wyjść…-Powiedziałam z nadzieją w głosie, ponieważ tak strasznie chciałam teraz usłyszeć  że już jutro będę mogła się z nimi wszystkimi spotkać, wszystkich przytulić.
-Oh, to nie tak o razu, bardzo prawdopodobne że na jednej rozprawie się nie zakończy, ale nie masz się co martwić, już moja w tym głowa, żebyś stąd wyszła… - Powiedziała z uśmiechem. Pierwszy raz widziałam jak sztywna pani adwokat się uśmiecha. – Ale może znajdziemy sobie inne miejsce na ciąg dalszy tej rozmowy? Mam nadzieję, że pani dyrektor zgodzi się udostępnić nam któryś gabinet. – Powiedziała, po czym nie czekając na moją reakcje ruszyła ku głównemu wejściu do budynku.
Ja bez słowa ruszyłam za nią, podekscytowana, że coś wreszcie się ruszyło w tej sprawie, że jest już coraz bliżej…
Idąc, przez przypadek spotkałam się ze spojrzeniem Cassie, które było jakieś dziwne. W ogóle ona zachowywała się coraz dziwniej. Już praktycznie nie rozmawiałyśmy, tylko wczoraj na przykład wpadła do mnie do pokoju, posiedziała u mnie na łóżku, zapytała co tam i o razu wyszła. Zupełnie nie rozumiałam jej zachowania, ale cóż, może po prostu miała jakieś inne sprawy. Tylko jak tak sobie myślę, to jakie sprawy można mieć siedząc w takim ośrodku, praktycznie z nikim się nie odzywając.


-No to tak. W środę, czyli pojutrze o godzinie dziesiątej czekasz na mnie gotowa, wyspana, elegancko ubrana. Tylko pamiętaj że o tej dziesiątej musisz być już gotowa, ponieważ o dwunastej trzydzieści zaczyna się rozprawa i jeżeli chcemy zrobić dobre wrażenie nie możemy się spóźnić. To jak i co będziesz mówić na rozprawie już uzgodniłyśmy więc sądzę że już teraz możemy się pożegnać. – Powiedziała wstając z fotela. – Mam nadzieję że wszystko pójdzie dobrze. Nie stresuj się tak. – Dodała z uśmiechem. Tak, po raz kolejny z uśmiechem. Nie wiem co się stało, ale moja pani adwokat się uśmiechała. Nie rozumiałam skąd taka diametralna zmiana, ale jakoś miałam uczucie że starała się bym ją polubiła.
-Łatwo pani powiedzieć. – Odpowiedziałam z dziwnym uczuciem w brzuchu.
-No to zobaczenia w środę. – Pożegnała się podając mi dłoń. Kulturalnie się z nią pożegnałam i chciałam już wychodzić razem z nią z gabinetu, ale właśnie w tej chwili w drzwiach pojawiła się dyrektorka.
-Amy, zostań jeszcze chwilkę. Chce z tobą porozmawiać. – Powiedziała nieprzyjemnym głosem
Zupełnie nie wiedziałam o co może chodzić, ale posłusznie usiadłam na krześle przed biurkiem.
Pani dyrektor jeszcze pożegnała się z moim tak jakby gościem i szybko zajęła miejsce za biurkiem.
-Jak się tu czujesz Amy? – Zapytała patrząc w jakieś papiery na biurku.
-Eee, no wszystko jest dobrze… - Powiedziałam niepewnym tonem, ponieważ nie za bardzo wiedziałam po co takie pytanie. Kto mógłby się dobrze czuć w takim ośrodku?
-Wiem gdzie wcześniej mieszkałaś, więc chciałabym ci jakoś teraz pomóc… - Powiedziała spoglądając na mnie.
-Mówi pani o tym skąd uciekłam, czy skąd mnie siłą zabrano? – Zapytałam już lekko zdenerwowana. Czy ona przypadkiem nie sugerowała że coś złego mogło się mi dziać jak mieszkałam z chłopakami?
-Nie mam szczegółowych informacji na temat twojego miejsca zamieszkania przed Los Angeles. – Powiedziała parząc na mnie smutno zza okularów. – Ale dobrze rozumiem że i tutaj, i tutaj musiało ci być ciężko.
-Przepraszam, ale co pani sugeruje? – Zapytałam chyba za głośno i zupełnie nie odpowiednim tonem, ponieważ spojrzała na mnie z dezaprobatą.
-Mieszkanie z pięcioma obcymi facetami w obskurnej melinie nie mogło być dla ciebie czymś dobrym. –Powiedziała ze współczuciem. – Może chciałabyś o tym porozmawiać? To dlatego tak się tutaj zachowujesz? Jeżeli którykolwiek, kiedykolwiek ci coś zrobił, to śmiało, możesz mi to powiedzieć. Nikomu zbędnemu tego nie powiem i postaram ci się pomóc.
-Pani naprawdę myśli że którykolwiek z chłopaków cos mi zrobił? –Zapytałam z niedowierzaniem.
-Dobrze wiem co się dzieje w takim społeczeństwie, a ty jeszcze jesteś dzieckiem. Nie powinnaś tego oglądać, brać w tym udziału… - Odrzekła pewnym siebie głosem.
-Tak dla pani wiadomości to ja nie powinnam brać udziału i oglądać tego co się działo w moim starym domu. U matki. – Powiedziałam przez zaciśnięte zęby, żeby przypadkiem nie zacząć krzyczeć. – te trzy miesiąca spędzone z chłopakami były najlepszym czasem w moim życiu. A tak tylko dla pani wiadomości jeden z tych chłopaków jest moim bratem. Jak pani sobie to wyobraża, że mieszkam z nim pod jednym dachem i ktoś robi mi krzywdę… - Powiedziałam nadal nie dowierzając.
-Spokojnie, nie musisz się tak unosić. – Powiedziała nadal spokojnym, opanowanym siebie głosem. – Dobrze wiem, że takie życie niesie za sobą negatywne skutki, które już widać. Starasz się wyprzeć nieprzyjemne wspomnienia, więc wmawiasz sobie, że wszystko było w należytym porządku…
No teraz to ja chyba na serio nie dam rady się opanować. Kurwa, jak mam przetłumaczyć temu babsztylowi że nic się nie działo i ma jakieś mylne wyobrażenie o mojej niedalekiej przeszłości?
-Nic pani nie wie o mnie, o tym co się działo w moim domu, gdzie byłam szczęśliwa i gdzie coś mi groziło. Pani po prostu nic nie wie, a wymądrza się. – Nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć. –Żaden z chłopaków nic mi nie zrobił i jakoś nie sądzę że cokolwiek miało by się stać, gdybym nie została siłą zabrana od nich. – Już nie miałam sił na nią, więc po prostu zamilkłam już zamykając oczy by się trochę uspokoić. W gabinecie zapanowała niezręczna cisza. Wyobrażałam sobie jaka minę po moich wrzaskach może mieć dyrektorka, ale jakoś nie za bardzo się nią przejmowałam. Skąd wzięły się w jej głowie przypuszczenia, że ktoś mi coś zrobił?
-Skąd pani wpadła na tak durna myśl, że ktoś mógłby mi zrobić coś w Hell House? – Powiedziałam z nadal zamkniętymi oczami.
-Mhh… No… - Zaczęła się jąkać, chyba nadal zaskoczona moimi wrzaskami. – Po prostu dostałam takie informacje od pewnej osoby… - Powiedziała trochę jak by innym tonem.
Od pewnej osoby? Kto mógł takich głupot jej naopowiadać? Jak na razie do głowy przychodziła mi tylko jedna osoba. Otworzyłam oczy i zamierzałam jak najszybciej stąd wyjść.
-Czy to już wszystko o czym chciała pani porozmawiać? – Powiedziałam siląc się na w miarę miły ton.
-Tak, możesz już iść Amy. – Powiedziała patrząc mi prosto w moje oczy.
Bez słowa wstałam i ruszyłam ku drzwiom. Naciskając na klamkę jeszcze raz spojrzałam na kobietę siedzącą za biurkiem. Kartkowała teraz jakieś tam papiery udając że mnie już nie ma. Nadal milcząc wyszłam na podwórko. Szybko rozejrzałam się po rozrzuconych po różnych miejscach postaciach i w końcu zobaczyłam kogo chciałam znaleźć. Szybkim krokiem ruszyłam w jej stronę. W innej sytuacji tak po prostu, bezpośrednio nie podeszłabym do niej jak stała ze swoimi koleżankami, ale teraz jak jeszcze trzymały mnie emocje z gabinetu było mi wszystko jedno.
-Cześć.- Powiedziałam już chyba normalnym głosem. – Mogłabym poprosić cię na chwilę?
Wszystkie spojrzały na mnie, jakbym była podrasą, a nawet dwie z nich zaczęły chichotać. Szczerze, to teraz miałam to w dupie.
-Eee, no spoko. –Odparła Nicole odchodząc od swojej grupy.
Bez słowa ruszyłam w stronę moich krzaków. Nie chciałam rozmawiać tak przy wszystkich, gdzie każdy mógł to podsłuchać.
-To ty nagadałaś na mnie dyrektorce? – Zapytałam prosto z mostu, kiedy byłyśmy już w bezpiecznej odległości od wszystkich.
-Ale co miałam nagadać? –Opowiedziała zdziwiona. –Wiem że jesteś gotowa mnie teraz podejrzewać o wszystko, ale ja nikomu o niczym nie mówiłam, bo tez nic o tobie nie wiem.  Ty nie powiedziałaś o moim, ja tez nie zamierzam o niczym rozgadywać.
Gdy mówiła patrzyłam jej prosto w oczy, chcąc sprawdzić czy przypadkiem nie kłamie. I nie kłamała, a przynajmniej ja odebrałam takie wrażenie.
-To ja już nie wiem… - Powiedziałam szczerze. – Ktoś nagadał dyrektorce jakiś głupot o mnie, a ona w to wszystko uwierzyła. – Sama nie wiem, po co to jej mówiłam. Jakoś tak powiedziałam nie zastanawiając się nad tym w ogóle.
-To na pewno nie ja, to mogę ci powiedzieć. – Powiedziała dziwnym tonem. – Sprawdź czy wszystkie twoje rzeczy są na miejscu. – Powiedziała odchodząc.
-Hej, ale dlaczego niby mają nie być? – Powiedziałam zdziwiona.
-Nie wiem, tak tylko mówię.  –Powiedziała nawet na mnie nie spoglądając.


Rzeczywiście, kiedy tylko wróciłam do pokoju zobaczyłam ze coś jest nie tak. Niby wszystko było na swoim miejscu, ale jakoś miałam wrażenie że ktoś tutaj był. Szybko przejrzałam wszystkie rzeczy, ale nic nie zginęło. Może innego dnia bym jakoś inaczej zareagowała na to, ale mimo że była dopiero dwudziesta pierwsza byłam zmęczona dniem, tym wszystkim co się dzisiaj zdarzyło. Przez tą sytuacje z dyrektorką zupełnie zapomniałam o tym że już pojutrze mam szanse na wyrwanie się stąd na zawsze. Rozmyślając jak będzie wyglądała rozprawa, jakie pytania będą mi zadawane ruszyłam z kosmetyczką pod prysznic. Skończywszy wieczorną toaletę wyszłam z łazienki z włosami zawiązanymi w ręcznik. W pewnym momencie przy zakręcie wypadł mi łańcuszek, a właściwie kostka od Izzy’ego która jakimś cudem przymocowałam do starego łańcuszka. Szybko pochyliłam się, żeby go podnieść i wtedy usłyszałam czyjeś szepty. Wiem że nie za ładnie jest podsłuchiwać, ale jakoś tak nie potrafiłam się powstrzymać więc zastygłam z łańcuszkiem już ręku.
-Następnym razem musisz bardziej uważać. Dobra, ja spadam, bo ktoś mnie zaraz przyłapie tutaj. A ty uważaj i się nie wychylaj. –Powiedział ktoś po czym usłyszałam kroki.
Skądś chyba znałam ten głos, albo mi się wydawało… Co się tutaj dzieje?



Wczorajszy dzień mi się strasznie dłużył. Nie mam pojęcia jak ja go przetrwałam.  Aby tylko przestać myśleć o środzie zastanawiałam się skąd ja mogłam znać ten głos z spod łazienki. Nie doszłam do jakichkolwiek wniosków, ale to myślenie w jakimś stopniu pomogło mi przestać myśleć o dzisiaj. Tak, dzisiaj nareszcie nadszedł ten dzień. Siedzę właśnie na schodach przed ośrodkiem. Moja pani adwokat prosiła bym się nie spóźniła, więc siedziałam tutaj już od dziewiątej. Normalnie bym miała wielkie problemy z wyrobieniem się na dziesiątą, ale jako że praktycznie całą noc nie spałam, to wolałam się już zacząć szykować, niż męczyć się w łóżku kolejną godzinę.
Gdy tylko zauważyłam że pod bramę podjechała taksówka od razu podniosłam się i prawie biegiem ruszyłam w tamta stronę. Jakoś tak w połowie drogi spotkałam się z blondynką ubraną w ciemną garsonkę, z wysoko upiętymi włosami w wielki kok.
-Dzień dobry.- Powiedziała zmierzając mnie od stóp do głów. – Widzę że wzięłaś sobie w jakimś stopniu do serca prośbę żebyś się ubrała w miarę elegancko.
Rzeczywiście, starałam się żeby pasować do otoczenia jakim jest sala rozpraw. Miałam na sobie czarną, skurzana spódniczkę prawie do kolan, jasnoniebieską koszulę, którą zdzwiona znalazłam w swojej torbie i trampki – jedyne buty jakie tutaj posiadałam. W planie miałam zrobienie sobie koczka tak jak moja adwokat, ale w pewnym momencie zrezygnowałam z walki z moimi włosami i po prostu zostawiłam je rozpuszczone jak na co dzień.
-Muszę jeszcze iść zgłosić, że ciebie zabieram, ale ty możesz już iść do taksówki i tam na mnie poczekać.- Powiedziała wskazując na pojazd.
-Dobrze, to ja pójdę do taksówki.- Powiedziałam ruszając w tamtą stronę.
Nerwowym ruchem otworzyłam drzwi od taksówki i niezgrabnie weszłam do środka. Za kierownicą siedział miło wyglądający pan koło pięćdziesiątki, z ciemnymi oczami zerkającymi na mnie z lusterka.
-Stresujesz się. – Zapytał, a właściwie stwierdził miło.- Nie ty pierwsza. Wszystko będzie dobrze, musi być.- Powiedział ze szczerym uśmiechem.
To były ostatnie słowa w tej taksówce, oprócz: „możemy jechać”, kiedy blondynka wsiadła do auta.
Nigdy wcześniej tak strasznie się nie denerwowałam. Droga, tak jak cały poprzedni dzień dłużyła się niemiłosiernie, a na dodatek utknęliśmy w korku, w centrum. Siedząc tak w gorącym pojeździe, z praktycznie paraliżującym bólem brzucha stwierdziłam że chyba lepiej by było, gdybyśmy już na miejsce poszły pieszo, ale nie śmiałam tego zaproponować. Po prawie dwu godzinnej przeprawie przez Los Angeles dotarłyśmy pod sąd. Był to wielki, biały budynek. Nie spodziewałam się zobaczyć takiego sądu, ale cóż. Tak samo jak wsiadłam, tak i wysiadłam tak jakbym robiła to pierwszy raz w życiu. Moja pani adwokat zapłaciła pieniądze za przejazd i kulturalnie pożegnała się z kierowcą. Mnie ten miły pan przegnał szczerym uśmiechem. Starałam się o odwzajemnić, ale jak znam życie to wyszedł mi tylko słabo wyglądający grymas.
Ledwo udało mi się przejść przez te wszystkie schodki, a nawet dwa razy udało mi się potknąć. Boże, zaraz ich zobaczę, przez chwilę będzie tak jak na przykład miesiąc temu. Cała w nerwach wsiadłam z moją towarzyszką do windy. Chyba tylko żebym jeszcze bardziej się denerwowała, w windzie grała strasznie działająca na nerwy muzyczka, która chyba w zamyśle miała umilić czas spędzony w tej metalowej klatce. Nie udał się komuś ten pomysł.
Kiedy tylko drzwi się otworzyły zobaczyłam ich siedzących w rządku, na krzesłach przy białej ścianie.  Serce jakby mi eksplodowało. Jezu, jak ja strasznie za nimi wszystkim stęskniłam.  Najpierw zauważył mnie Steven, który od razu uśmiechnął się od ucha do ucha i zdzielił z łokcia siedzącego koło niego Saula.
-Co jest kurwa?- Powiedział wkurwiony mulat, po czym odwrócił głowę w moją stronę.
Od razu wstał i ruszył w moją stronę, a ja jak jakiś debil rzuciłam się w jego stronę i przytuliłam się do niego z całej siły.
-Ja pierdole, jak ja się o ciebie martwiłem…- Powiedział Saul odwzajemniając przytulanie, a przy tym miażdżąc mi wszystkie żebra.  Trochę trwaliśmy w takiej pozycji, ale wypadało też się przywitać z resztą. Po kolei przytulałam się do każdego, Izzy’ego zostawiając sobie na sam koniec. Przy Axl’u miałam taki mały dylemat czy go przytulić, czy raczej nie, ale co tam, raz się żyje.  Teraz przyszła pora na Izzy’ego. Nie wiem czy mi szczęście sprzyjało, czy coś w tym stylu, ale w tej chwili moja blond adwokat coś zaczęła mówić, wiec na chwilę chłopaki przestali zwracać na mnie uwagę. Jakoś tak teraz zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić, jak się zachować. Na moje szczęście Izzy przejął inicjatywę i po prostu się do mnie przytulił.
-Jak ja długo na to czekałem. – Wyszeptał mi do ucha. – Wiesz co?
-Mhm?-Zupełnie zabrało mi mowę.
-Kocham cię.