A więc tak, udało mi się w końcu coś napisać i dodać. Przez ponad miesiąc się leniłam strasznie, ale dzisiaj przysiadłam i cały napisałam. Szczerze powiem, że jestem z siebie dumna. Nie ręczę co do jakości moich wypocin, ale ostatecznie was proszę o opinię. Więc bardzo proszę was o komentarze, które są dla mnie bardzo, bardzo ważne, ponieważ właśnie po przeczytaniu ich zmotywowałam się, żeby zacząć pisać i jakoś dalej poszło.
Czekam na komentarze, jakiekolwiek znaki że przeczytaliście.
Koniec bezsensownego wstępu. Serdecznie zapraszam do czytania.
Dni mijały powoli, a ja coraz bardziej traciłam nadzieję że
kiedykolwiek stąd wyjdę. Wszystkim w ośrodku, oprócz mnie zaczęły się wakacje,
więc panowała tutaj wesoła atmosfera, którą wszyscy zarażali się nawzajem
zapominając o mnie. Przynajmniej dobrze że świeci słońce, chwilowo moja jedyna
radość w tym miejscu. Siedziałam właśnie oparta o pień drzewa koło jakiś krzaków.
Nie ma co, świetna miejscówka, ponieważ stąd ja wszystko widzę, a nikt
praktycznie nie widzi mnie. Teraz bezkarnie mogę się patrzeć na tą grupę nie do
końca normalnych dziewczyn. A tak właściwie to patrzyłam się tylko na Nicole.
Jakoś ostatnio nasze relacje się poprawiły, jeżeli wcześniej o jakiejkolwiek
relacji można było mówić. Teraz po prostu mówimy sobie cześć rano, dobranoc jak
idziemy spać. Czasami coś więcej, ale nic takiego zobowiązującego. Szczerze
mówiąc od tej nocnej sytuacji z pobitą blondynką, tak na serio nie
rozmawiałyśmy o tym. Ilekroć chciałam zacząć ten temat, ona zręcznie migała się
od odpowiedzi. Pewnie to dziwnie zabrzmi, ale w jakimś stopniu się o nią bałam.
Coś ewidentnie było nie tak, ale nie chciała o tym rozmawiać.
Nagle coś innego niż moja współlokatorka zwróciło moją uwagę, a mianowicie
Cassie rozmawiająca z kimś koło komina. Może wzrok mnie mylił, ale wydawało mi
się, że coś tej osobie dawała.
-Boże, Amy! Przestań bawić się w szpiega… - Powiedziałam do siebie zamykając
oczy. Starałam się rozkoszować się ciepłymi
promieniami słońca na mojej twarzy, kiedy ktoś nagle zasłonił mi je. Leniwie
otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą moją panią adwokat, w jak zawsze
idealnie skrojonej i dopasowanej garsonce. Od razu zwinnym ruchem wstałam,
ponieważ głupio by było rozmawiać z nią kiedy ja siedzę.
-Dzień dobry.- Powiedziała jak zwykle aż za nadto oficjalnym głosem.
-Dzień dobry. – Odpowiedziałam z uśmiechem, ponieważ wiedziałam że jej wizyta
musi coś oznaczać. Nie przyjeżdżała bym do mnie tylko i wyłącznie by mnie
odwiedzić.
-Przyjechałam, tak jak zapowiadałam żeby omówić z tobą naszą taktykę obrony. –
Powiedziała już trochę milszym głosem.
-Eeee, ale jak i kiedy się pani zapowiadała? – Zapytałam zdziwiona. – Ja nie
dostałam od pani żadnej wiadomości, ani nic.
-Nie możliwe. – Powiedziała surowo na mnie patrząc. – Tydzień temu wysłałam ci
listem poleconym wiadomość o moim przyjeździe i terminie rozprawy.
-Kiedy?- Zapytałam ignorując całą dalszą część jej wypowiedzi.
-Przepraszam, ale co kiedy? – Odpowiedziała zdziwiona.
-Kiedy będę wolna, kiedy wreszcie będę mogła stąd wyjść…-Powiedziałam z
nadzieją w głosie, ponieważ tak strasznie chciałam teraz usłyszeć że już jutro będę mogła się z nimi wszystkimi
spotkać, wszystkich przytulić.
-Oh, to nie tak o razu, bardzo prawdopodobne że na jednej rozprawie się nie
zakończy, ale nie masz się co martwić, już moja w tym głowa, żebyś stąd wyszła…
- Powiedziała z uśmiechem. Pierwszy raz widziałam jak sztywna pani adwokat się
uśmiecha. – Ale może znajdziemy sobie inne miejsce na ciąg dalszy tej rozmowy?
Mam nadzieję, że pani dyrektor zgodzi się udostępnić nam któryś gabinet. –
Powiedziała, po czym nie czekając na moją reakcje ruszyła ku głównemu wejściu
do budynku.
Ja bez słowa ruszyłam za nią, podekscytowana, że coś wreszcie się ruszyło w tej
sprawie, że jest już coraz bliżej…
Idąc, przez przypadek spotkałam się ze spojrzeniem Cassie, które było jakieś
dziwne. W ogóle ona zachowywała się coraz dziwniej. Już praktycznie nie
rozmawiałyśmy, tylko wczoraj na przykład wpadła do mnie do pokoju, posiedziała
u mnie na łóżku, zapytała co tam i o razu wyszła. Zupełnie nie rozumiałam jej
zachowania, ale cóż, może po prostu miała jakieś inne sprawy. Tylko jak tak
sobie myślę, to jakie sprawy można mieć siedząc w takim ośrodku, praktycznie z
nikim się nie odzywając.
-No to tak. W środę, czyli pojutrze o godzinie dziesiątej
czekasz na mnie gotowa, wyspana, elegancko ubrana. Tylko pamiętaj że o tej
dziesiątej musisz być już gotowa, ponieważ o dwunastej trzydzieści zaczyna się
rozprawa i jeżeli chcemy zrobić dobre wrażenie nie możemy się spóźnić. To jak i
co będziesz mówić na rozprawie już uzgodniłyśmy więc sądzę że już teraz możemy
się pożegnać. – Powiedziała wstając z fotela. – Mam nadzieję że wszystko
pójdzie dobrze. Nie stresuj się tak. – Dodała z uśmiechem. Tak, po raz kolejny
z uśmiechem. Nie wiem co się stało, ale moja pani adwokat się uśmiechała. Nie
rozumiałam skąd taka diametralna zmiana, ale jakoś miałam uczucie że starała
się bym ją polubiła.
-Łatwo pani powiedzieć. – Odpowiedziałam z dziwnym uczuciem w brzuchu.
-No to zobaczenia w środę. – Pożegnała się podając mi dłoń. Kulturalnie się z nią
pożegnałam i chciałam już wychodzić razem z nią z gabinetu, ale właśnie w tej
chwili w drzwiach pojawiła się dyrektorka.
-Amy, zostań jeszcze chwilkę. Chce z tobą porozmawiać. – Powiedziała nieprzyjemnym
głosem
Zupełnie nie wiedziałam o co może chodzić, ale posłusznie usiadłam na krześle przed
biurkiem.
Pani dyrektor jeszcze pożegnała się z moim tak jakby gościem i szybko zajęła
miejsce za biurkiem.
-Jak się tu czujesz Amy? – Zapytała patrząc w jakieś papiery na biurku.
-Eee, no wszystko jest dobrze… - Powiedziałam niepewnym tonem, ponieważ nie za
bardzo wiedziałam po co takie pytanie. Kto mógłby się dobrze czuć w takim
ośrodku?
-Wiem gdzie wcześniej mieszkałaś, więc chciałabym ci jakoś teraz pomóc… -
Powiedziała spoglądając na mnie.
-Mówi pani o tym skąd uciekłam, czy skąd mnie siłą zabrano? – Zapytałam już
lekko zdenerwowana. Czy ona przypadkiem nie sugerowała że coś złego mogło się mi
dziać jak mieszkałam z chłopakami?
-Nie mam szczegółowych informacji na temat twojego miejsca zamieszkania przed
Los Angeles. – Powiedziała parząc na mnie smutno zza okularów. – Ale dobrze
rozumiem że i tutaj, i tutaj musiało ci być ciężko.
-Przepraszam, ale co pani sugeruje? – Zapytałam chyba za głośno i zupełnie nie
odpowiednim tonem, ponieważ spojrzała na mnie z dezaprobatą.
-Mieszkanie z pięcioma obcymi facetami w obskurnej melinie nie mogło być dla
ciebie czymś dobrym. –Powiedziała ze współczuciem. – Może chciałabyś o tym
porozmawiać? To dlatego tak się tutaj zachowujesz? Jeżeli którykolwiek,
kiedykolwiek ci coś zrobił, to śmiało, możesz mi to powiedzieć. Nikomu zbędnemu
tego nie powiem i postaram ci się pomóc.
-Pani naprawdę myśli że którykolwiek z chłopaków cos mi zrobił? –Zapytałam z
niedowierzaniem.
-Dobrze wiem co się dzieje w takim społeczeństwie, a ty jeszcze jesteś
dzieckiem. Nie powinnaś tego oglądać, brać w tym udziału… - Odrzekła pewnym
siebie głosem.
-Tak dla pani wiadomości to ja nie powinnam brać udziału i oglądać tego co się
działo w moim starym domu. U matki. – Powiedziałam przez zaciśnięte zęby, żeby
przypadkiem nie zacząć krzyczeć. – te trzy miesiąca spędzone z chłopakami były
najlepszym czasem w moim życiu. A tak tylko dla pani wiadomości jeden z tych
chłopaków jest moim bratem. Jak pani sobie to wyobraża, że mieszkam z nim pod
jednym dachem i ktoś robi mi krzywdę… - Powiedziałam nadal nie dowierzając.
-Spokojnie, nie musisz się tak unosić. – Powiedziała nadal spokojnym,
opanowanym siebie głosem. – Dobrze wiem, że takie życie niesie za sobą
negatywne skutki, które już widać. Starasz się wyprzeć nieprzyjemne
wspomnienia, więc wmawiasz sobie, że wszystko było w należytym porządku…
No teraz to ja chyba na serio nie dam rady się opanować. Kurwa, jak mam przetłumaczyć
temu babsztylowi że nic się nie działo i ma jakieś mylne wyobrażenie o mojej
niedalekiej przeszłości?
-Nic pani nie wie o mnie, o tym co się działo w moim domu, gdzie byłam
szczęśliwa i gdzie coś mi groziło. Pani po prostu nic nie wie, a wymądrza się. –
Nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć. –Żaden z chłopaków nic mi nie zrobił i
jakoś nie sądzę że cokolwiek miało by się stać, gdybym nie została siłą zabrana
od nich. – Już nie miałam sił na nią, więc po prostu zamilkłam już zamykając
oczy by się trochę uspokoić. W gabinecie zapanowała niezręczna cisza. Wyobrażałam
sobie jaka minę po moich wrzaskach może mieć dyrektorka, ale jakoś nie za
bardzo się nią przejmowałam. Skąd wzięły się w jej głowie przypuszczenia, że
ktoś mi coś zrobił?
-Skąd pani wpadła na tak durna myśl, że ktoś mógłby mi zrobić coś w Hell House?
– Powiedziałam z nadal zamkniętymi oczami.
-Mhh… No… - Zaczęła się jąkać, chyba nadal zaskoczona moimi wrzaskami. – Po prostu
dostałam takie informacje od pewnej osoby… - Powiedziała trochę jak by innym
tonem.
Od pewnej osoby? Kto mógł takich głupot jej naopowiadać? Jak na razie do głowy
przychodziła mi tylko jedna osoba. Otworzyłam oczy i zamierzałam jak
najszybciej stąd wyjść.
-Czy to już wszystko o czym chciała pani porozmawiać? – Powiedziałam siląc się
na w miarę miły ton.
-Tak, możesz już iść Amy. – Powiedziała patrząc mi prosto w moje oczy.
Bez słowa wstałam i ruszyłam ku drzwiom. Naciskając na klamkę jeszcze raz spojrzałam
na kobietę siedzącą za biurkiem. Kartkowała teraz jakieś tam papiery udając że
mnie już nie ma. Nadal milcząc wyszłam na podwórko. Szybko rozejrzałam się po rozrzuconych
po różnych miejscach postaciach i w końcu zobaczyłam kogo chciałam znaleźć.
Szybkim krokiem ruszyłam w jej stronę. W innej sytuacji tak po prostu,
bezpośrednio nie podeszłabym do niej jak stała ze swoimi koleżankami, ale teraz
jak jeszcze trzymały mnie emocje z gabinetu było mi wszystko jedno.
-Cześć.- Powiedziałam już chyba normalnym głosem. – Mogłabym poprosić cię na
chwilę?
Wszystkie spojrzały na mnie, jakbym była podrasą, a nawet dwie z nich zaczęły chichotać.
Szczerze, to teraz miałam to w dupie.
-Eee, no spoko. –Odparła Nicole odchodząc od swojej grupy.
Bez słowa ruszyłam w stronę moich krzaków. Nie chciałam rozmawiać tak przy
wszystkich, gdzie każdy mógł to podsłuchać.
-To ty nagadałaś na mnie dyrektorce? – Zapytałam prosto z mostu, kiedy byłyśmy już
w bezpiecznej odległości od wszystkich.
-Ale co miałam nagadać? –Opowiedziała zdziwiona. –Wiem że jesteś gotowa mnie
teraz podejrzewać o wszystko, ale ja nikomu o niczym nie mówiłam, bo tez nic o
tobie nie wiem. Ty nie powiedziałaś o
moim, ja tez nie zamierzam o niczym rozgadywać.
Gdy mówiła patrzyłam jej prosto w oczy, chcąc sprawdzić czy przypadkiem nie
kłamie. I nie kłamała, a przynajmniej ja odebrałam takie wrażenie.
-To ja już nie wiem… - Powiedziałam szczerze. – Ktoś nagadał dyrektorce jakiś
głupot o mnie, a ona w to wszystko uwierzyła. – Sama nie wiem, po co to jej
mówiłam. Jakoś tak powiedziałam nie zastanawiając się nad tym w ogóle.
-To na pewno nie ja, to mogę ci powiedzieć. – Powiedziała dziwnym tonem. –
Sprawdź czy wszystkie twoje rzeczy są na miejscu. – Powiedziała odchodząc.
-Hej, ale dlaczego niby mają nie być? – Powiedziałam zdziwiona.
-Nie wiem, tak tylko mówię. –Powiedziała
nawet na mnie nie spoglądając.
Rzeczywiście, kiedy tylko wróciłam do pokoju zobaczyłam ze
coś jest nie tak. Niby wszystko było na swoim miejscu, ale jakoś miałam
wrażenie że ktoś tutaj był. Szybko przejrzałam wszystkie rzeczy, ale nic nie
zginęło. Może innego dnia bym jakoś inaczej zareagowała na to, ale mimo że była
dopiero dwudziesta pierwsza byłam zmęczona dniem, tym wszystkim co się dzisiaj
zdarzyło. Przez tą sytuacje z dyrektorką zupełnie zapomniałam o tym że już pojutrze
mam szanse na wyrwanie się stąd na zawsze. Rozmyślając jak będzie wyglądała
rozprawa, jakie pytania będą mi zadawane ruszyłam z kosmetyczką pod prysznic.
Skończywszy wieczorną toaletę wyszłam z łazienki z włosami zawiązanymi w
ręcznik. W pewnym momencie przy zakręcie wypadł mi łańcuszek, a właściwie kostka
od Izzy’ego która jakimś cudem przymocowałam do starego łańcuszka. Szybko
pochyliłam się, żeby go podnieść i wtedy usłyszałam czyjeś szepty. Wiem że nie
za ładnie jest podsłuchiwać, ale jakoś tak nie potrafiłam się powstrzymać więc
zastygłam z łańcuszkiem już ręku.
-Następnym razem musisz bardziej uważać. Dobra, ja spadam, bo ktoś mnie zaraz
przyłapie tutaj. A ty uważaj i się nie wychylaj. –Powiedział ktoś po czym
usłyszałam kroki.
Skądś chyba znałam ten głos, albo mi się wydawało… Co się tutaj dzieje?
Wczorajszy dzień mi się strasznie dłużył. Nie mam pojęcia
jak ja go przetrwałam. Aby tylko
przestać myśleć o środzie zastanawiałam się skąd ja mogłam znać ten głos z spod
łazienki. Nie doszłam do jakichkolwiek wniosków, ale to myślenie w jakimś
stopniu pomogło mi przestać myśleć o dzisiaj. Tak, dzisiaj nareszcie nadszedł
ten dzień. Siedzę właśnie na schodach przed ośrodkiem. Moja pani adwokat prosiła
bym się nie spóźniła, więc siedziałam tutaj już od dziewiątej. Normalnie bym
miała wielkie problemy z wyrobieniem się na dziesiątą, ale jako że praktycznie
całą noc nie spałam, to wolałam się już zacząć szykować, niż męczyć się w łóżku
kolejną godzinę.
Gdy tylko zauważyłam że pod bramę podjechała taksówka od razu podniosłam się i
prawie biegiem ruszyłam w tamta stronę. Jakoś tak w połowie drogi spotkałam się
z blondynką ubraną w ciemną garsonkę, z wysoko upiętymi włosami w wielki kok.
-Dzień dobry.- Powiedziała zmierzając mnie od stóp do głów. – Widzę że wzięłaś sobie
w jakimś stopniu do serca prośbę żebyś się ubrała w miarę elegancko.
Rzeczywiście, starałam się żeby pasować do otoczenia jakim jest sala rozpraw.
Miałam na sobie czarną, skurzana spódniczkę prawie do kolan, jasnoniebieską koszulę,
którą zdzwiona znalazłam w swojej torbie i trampki – jedyne buty jakie tutaj
posiadałam. W planie miałam zrobienie sobie koczka tak jak moja adwokat, ale w
pewnym momencie zrezygnowałam z walki z moimi włosami i po prostu zostawiłam je
rozpuszczone jak na co dzień.
-Muszę jeszcze iść zgłosić, że ciebie zabieram, ale ty możesz już iść do
taksówki i tam na mnie poczekać.- Powiedziała wskazując na pojazd.
-Dobrze, to ja pójdę do taksówki.- Powiedziałam ruszając w tamtą stronę.
Nerwowym ruchem otworzyłam drzwi od taksówki i niezgrabnie weszłam do środka.
Za kierownicą siedział miło wyglądający pan koło pięćdziesiątki, z ciemnymi
oczami zerkającymi na mnie z lusterka.
-Stresujesz się. – Zapytał, a właściwie stwierdził miło.- Nie ty pierwsza.
Wszystko będzie dobrze, musi być.- Powiedział ze szczerym uśmiechem.
To były ostatnie słowa w tej taksówce, oprócz: „możemy jechać”, kiedy blondynka
wsiadła do auta.
Nigdy wcześniej tak strasznie się nie denerwowałam. Droga, tak jak cały
poprzedni dzień dłużyła się niemiłosiernie, a na dodatek utknęliśmy w korku, w
centrum. Siedząc tak w gorącym pojeździe, z praktycznie paraliżującym bólem
brzucha stwierdziłam że chyba lepiej by było, gdybyśmy już na miejsce poszły
pieszo, ale nie śmiałam tego zaproponować. Po prawie dwu godzinnej przeprawie
przez Los Angeles dotarłyśmy pod sąd. Był to wielki, biały budynek. Nie
spodziewałam się zobaczyć takiego sądu, ale cóż. Tak samo jak wsiadłam, tak i
wysiadłam tak jakbym robiła to pierwszy raz w życiu. Moja pani adwokat
zapłaciła pieniądze za przejazd i kulturalnie pożegnała się z kierowcą. Mnie
ten miły pan przegnał szczerym uśmiechem. Starałam się o odwzajemnić, ale jak
znam życie to wyszedł mi tylko słabo wyglądający grymas.
Ledwo udało mi się przejść przez te wszystkie schodki, a nawet dwa razy udało mi
się potknąć. Boże, zaraz ich zobaczę, przez chwilę będzie tak jak na przykład
miesiąc temu. Cała w nerwach wsiadłam z moją towarzyszką do windy. Chyba tylko
żebym jeszcze bardziej się denerwowała, w windzie grała strasznie działająca na
nerwy muzyczka, która chyba w zamyśle miała umilić czas spędzony w tej
metalowej klatce. Nie udał się komuś ten pomysł.
Kiedy tylko drzwi się otworzyły zobaczyłam ich siedzących w rządku, na krzesłach
przy białej ścianie. Serce jakby mi
eksplodowało. Jezu, jak ja strasznie za nimi wszystkim stęskniłam. Najpierw zauważył mnie Steven, który od razu
uśmiechnął się od ucha do ucha i zdzielił z łokcia siedzącego koło niego Saula.
-Co jest kurwa?- Powiedział wkurwiony mulat, po czym odwrócił głowę w moją
stronę.
Od razu wstał i ruszył w moją stronę, a ja jak jakiś debil rzuciłam się w jego
stronę i przytuliłam się do niego z całej siły.
-Ja pierdole, jak ja się o ciebie martwiłem…- Powiedział Saul odwzajemniając
przytulanie, a przy tym miażdżąc mi wszystkie żebra. Trochę trwaliśmy w takiej pozycji, ale
wypadało też się przywitać z resztą. Po kolei przytulałam się do każdego, Izzy’ego
zostawiając sobie na sam koniec. Przy Axl’u miałam taki mały dylemat czy go
przytulić, czy raczej nie, ale co tam, raz się żyje. Teraz przyszła pora na Izzy’ego. Nie wiem czy
mi szczęście sprzyjało, czy coś w tym stylu, ale w tej chwili moja blond
adwokat coś zaczęła mówić, wiec na chwilę chłopaki przestali zwracać na mnie uwagę.
Jakoś tak teraz zupełnie nie wiedziałam co mam zrobić, jak się zachować. Na
moje szczęście Izzy przejął inicjatywę i po prostu się do mnie przytulił.
-Jak ja długo na to czekałem. – Wyszeptał mi do ucha. – Wiesz co?
-Mhm?-Zupełnie zabrało mi mowę.
-Kocham cię.