poniedziałek, 31 grudnia 2012

Rozdział 8

Miałam dodać coś na dniach ale wyszło jak zwykle. Dodałabym gdyby nie to że święta mi się przedłużyły do piątku, a potem szlaban na komputer nie zabrał mi Soboty i Niedzieli.

-Axl, to nie jest tak jak wygląda.-Zaczęłam się tłumaczyć.-Tu na prawdę się nic nie zdarzyło.
Jak na zawołanie obudził się Izzy. Rozejrzał się gtrochę zdezorientowany po pokoju a potem tak jak ja zaczął nas tłumaczyć.
-Rudy, ty chyba nie myślisz, że my...
-Ja tam nic nie myślę.-Powiedział z ironicznym uśmiechem na twarzy.-Ale jestem ciekawy co Slash na to powie.
O tym nie pomyślałam. Już mogę sobie wyobrazić minę Saula jak dowie się że spędziłam noc w pokoju Izzy'ego. Co prawda nie całą noc i nic się nie działo ale... i tak będzie źle. W sumie to mogłabym teraz szybko uciec do swojego pokoju i udawać że nic się nie stało. Jakby Axl coś tam powiedział to zawsze można by było się tego wyprzeć. Juz byłam prawie zdecydowana na ten plan gdy wszyscy usłyszelićmy głos Saula na korytarzu.
-Na co, co powiem?- Zapytał pogodnym głosem.- Cześć Axl. Masz już dzisiaj lepszy humor niż wczoraj?
-Taa, ja mam dobry nastrój.
Po tych słowach Saul podszedł do Axl'a przy czym zajrzał do pokoju.
Tak jak się spodziewałam nie miał on zadowolonej miny. Widać było że na początku nie zauważył nic dziwnego w moim pobycie z samego rana w pokoju Izzy'ego i to w piżamie ale niedługo trwało by skojarzył ta sytuacje jak prawie każdy inny mężczyzna.
-Ja pierdole! Wiedziałem że prędzej czy później skończy się na tym że któryś cie wyrucha!-Wykrzyczał, po czym poszedł do mnie.- Myślałem że nie jesteś dziwką jak nasza matka ale się pomyliłem.
Tymi słowami na prawdę mnie zranił. Nigdy nie spodziewałam się że usłysz e to z jego ust. Do moich oczy napłynęły łzy. Tym razem pozwoliłam by popłynęły po moich policzkach.
-Slash, nic tu się nie zdarzyło. Nie masz prawa tak o niej mówić.- zaczął mnie bronić Izzy.
-Ty skurwielu teraz nawet nie otwieraj tej gęby. Mówiłem że ona jest nietykalna? No... Więc teraz stul pysk.
-Nic się tutaj nie stało. To ty tworzysz jakieś chore historie.-Wykrzyczałam po czym nie wytrzymując po prostu uciekłam z tego pokoju. W drzwiach wpadłam w Axl'a który nic nie mówiąc przyglądał się całej scenie z uśmiechem. Miałam ochotę uderzyć go za ten uśmieszek, ale powstrzymałam się. Właściwie to nie wiedziałam dlaczego. Zbiegła  po schodach przy czym mało się nie wywróciłam i z trzaskiem drzwi zamknęłam się w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku i starałam się uspokoić.
Dochodziły do mnie stłumione przez sufit i ściany krzyki w pokoju Izzy'ego. Mam nadzieje że Saul uwierzy że się nic między nami nie stało.
Zaczęły mnie nękać wyrzuty sumienia wobec Izzy'ego. Nie powinnam do niego w nocy przychodzić. Teraz ma tylko z tego powodu kłopoty. Tym bardziej nie powinnam teraz uciekać stamtąd. Powinnam pomóc mu nas tłumaczyć.
Chcąc się uspokoić zaczęłam wolno, miarowo oddychać i zatkałam sobie uszy żeby nie dochodziły do mnie odgłosy awantury piętro wyżej.
Po upływie jakiś może piętnastu minut osłoniłam uszy i zaczęłam nasłuchiwać czy kłótnia chłopaków trwa. Nic nie było słuchać więc stwierdziłam że się już skończyła. Ucieszyłam się z tego powodu gdyż już ręce zaczęły mnie boleć od tego zatykania uszu, a poza tym strasznie chciało mi się pić. Postanowiłam iść do kuchni. Wstałam starając się zachowywać cicho. Nie wiedziałam po co, ale coś mi tak kazało zrobić. Nie chcąc się natknąć na Saula w korytarzu anim wyszłam z pokoju, leciutko uchyliłam drzwi. Potem to samo zrobiłam z drzwiami do kuchni. Miałam szczęście, bo nie zastałam Saula ani w korytarzu ani w kuchni, mimo to kuchnia nie była pusta. Przy stole siedział Izzy przyciskając szmatę z lodem do rozciętego łuku brwiowego z którego dość obficie leciał krew. Od razu podeszłam do szafki i wyjęłam z niej prowizoryczną apteczkę.
Zdezynfekowałam ranę wodą utlenioną i założyłam opatrunek. Wszystkie te czynności wykonałam milcząc. Jakoś było mi wstyd, czułam się tego trochę winna. W końcu odważyłam się odezwać.
-Przepraszam.-Powiedziałam prawie szeptem.-Przepraszam za Saul'a, przepraszam za to że w nocy przyszłam... Po prostu przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać. Co się stało to się nieodstanie, a tak na prawdę nic się nie stało z tego powodu że do mnie przyszłaś.
-Jak to nic, masz przecież rozcięty...-Zaczęłam ale nie skończyłam skończyć bo brunet mi przerwał.
-Myślisz że takie rozcięcie to w tym domu rzadkość?
-No, ale zawsze to będzie moja wina...
-Na prawdę nic się nie stało.
Nie chcąc już ciągnąć tego tematu zaproponowałam że zrobię śniadanie. Wyjęłam chleb i co tylko się nadawało na kanapki z lodówki. Po niecałym kwadransie na stole leżał duży talerz z wieżyczką kanapek.
Jedno bardzo podobało mi się w tym domu, a mianowicie to że tutaj żadne jedzenie (jak jakiekolwiek było) się nie marnowało. Chłopcy mieli jakiś niesamowity dar zjawiania się w kuchni gdy było tam coś przygotowane do jedzenia, więc kanapki poszły w zaskakująco szybkim tempie.
Przez cały czas się uśmiechałam, próbując nie myśleć o tym co usłyszałam o sobie, ale to nie było takie łatwe jak się wydaje. Wcale nie rzadko słyszałam takie słowa w moim kierunku ale zawsze od osób które dla mnie nic nie znaczyły, były nikim. Teraz usłyszałam je od praktycznie najbliższej mi osoby.
Jak już wszyscy zjedli dowiedziała się, że cały dzisiejszy dzień maja spędzić w studiu. Nie chciałam siedzieć tu sama nie wiadomo ile, ale też nie miałam innego wyjścia, bo w LA nikogo nie znałam oprócz chłopaków i Amber. Przypomniałam sobie że Amber zapisała mi gdzieś swój numer telefonu. Może by tak do niej zadzwonić i poprosić o spotkanie? Niby widziałyśmy się wczoraj, ale miałam potrzebę pogadania z kimś, a najlepiej by było żeby ten ktoś był przedstawicielem płci pięknej.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Niestety nie zdążyłam napisać nowego rozdziału, ale postaram się go dodać na dniach.
No a teraz korzystając z okazji pragnę wam życzyć spokojnych, rodzinnych, ale przede wszystkim Gunsowych świąt. Zamożnego Mikołaja i smacznych potraw na stole. Wystrzałowego sylwestra (tylko mi się nie spijcie x'D) i ogólnie wszystkiego najlepszego :D
Aaa, przez te świąteczne zamieszanie nie mam czasu powiadomić kogokolwiek o tym że coś dodałam także przepraszam :D


niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział 7

-Nie pogodzą się tak szybko.
-E tam, pewnie już Axl ją obraca w ramach przeprosin.
-Pierdolisz, Erin nie popuści mu tak łatwo.
-Co ty, nie znasz jej? Wszystkich wyzywa od dziwek, a sama nie jest lepsza.
-Możecie się zamknąć, albo zmienić temat?-Krzyknęłam już nie wytrzymując. Prawie od godziny chłopaki siedzą i wymieniają się zdaniami o Axl'u, Erin i o ich związku. W pewnym momencie nawet zaczęli robić zakłady czy Axl'owi udało się ją dogonić i czy już się pogodzili. Strasznie mnie irytowało ich zachowanie. Nie rozumiem jak z takiej sprawy, można sobie robić jaja. Zupełnie nie potrafili sobie wyobrazić jak teraz może się czuć Erin. Jakoś nie darzyłam jej sympatią. Nie miałam szans bo tak praktycznie to jej nie znałam, ale i tak jej współczułam. Żadna kobieta nie chciałaby być zdradzona, a już tym bardziej z dziwką.
Nagle usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwiami. Wszyscy popatrzyli w stronę skąd pochodził ten dźwięk. Właśnie przez korytarz przechodził wkurwiony Axl. Spojrzał w stronę naszego "zebrania". Jedyny odezwał się Steven.
-I co?
-Nawet mnie nie wkurwiaj jakimś tam i co. Nie chciało wam się ruszyć dupy i powiedzieć mi że Erin przyszła co nie wy jebane chuje!? -Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni. Z min chłopaków mogłam wywnioskować że są nieco zdziwieni takim zachowaniem Axl'a. Nie widziałam co w tym zachowaniu jest takiego dziwnego. Z chłopakami nie mieszkałam jeszcze nawet tygodnia a już byłam świadkiem trzech furii rudowłosego chłopaka. Axl rozejrzał się i wykrzyknął na odchodnym.-Weźcie się do mnie dzisiaj nawet nie odzywajcie bo zajebie!
Po tym ostrzeżeniu chłopaka, usłyszeliśmy jego kroki na schodach i kolejne trzaśnięcie drzwi.
-Widzieliście kiedykolwiek Axl'a tak wkurwionego z powodu jakiejś dziewczyny?-Zapytał Duff.- No chyba że jakaś mu nie dała, no to wtedy...
-Ty blondas, nie pierdol tylko dawaj pięćdziesiąt dolców.- Powiedział Saul z triumfem wypisanym na twarzy.
Duff z niechęcią dał mojemu bratu przegrane pieniądze. Saul z uśmiechem włożył je do kieszeni spodni. Nie za bardzo wiedząc co mogę z sobą począć wstałam i wstawiłam sobie wodę na kawę. Wcześniej jakoś nie przepadałam za nią ale teraz jak chciałam wypić cokolwiek ciepłego to nie miałam innego wyjścia, bo w tym domu prawie nic nie było. Zaczynało mnie ciekawić skąd chłopcy biorą na swoje utrzymanie pieniądze. Nie sadziłam by dużo zarabiali na koncertach w barach. Przecież na te ich imprezy i używki na pewno idzie kupa kasy. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie gwizdek czajnika. Zalałam kawę, po czym czajnik odstawiłam na miejsce.
-Komu się też nudzi?-Odezwał się Steven.
-Wszystkim.- Odpowiedział Saul bawiąc się swoimi włosami.
-No to co powiecie na pokera?-Zaproponował blondyn.
-Może być.-Zgodził się Izzy.
-Jak na pieniądze to nie gram.- Burknął Duff po czym spojrzał na Saula.-Bo przez tego kogoś, jak na razie jestem spłukany.
-A co powiecie na to żebyśmy grali na pytania i zadania?-Odezwałam się po długim milczeniu.
-Jak tak to mogę grać.-Stwierdził blondyn i spojrzał na resztę.
Wszyscy kiwnęli głowami że się zgadzają. Zaproponowałam żebyśmy się przenieśli do salonu bo tam będzie nam wygodniej. W salonie chłopcy usiedli w kółku zostawiając mi miejsce, a ja skierowałam się ku szafce w do której podczas sprzątania schowałam karty. Były w tym samym miejscu gdzie jej położyłam, w ogóle wszystko było w tym samym miejscu. Wzięłam je i usiadłam w kółku.
Po niecałej godzinie naszej gry Steven  był już raz na dachu i pukał do sąsiadów czy pożyczą mu kosiarkę, Duff miał prawie samobójczą misje iść do Axl'a i zapytać się czy nie ma pożyczyć dziesięć dolców, Izzy nie miał zbyt wymyślnego zadania, bo miał pójść do monopolowego po coś do picia, a Saul zaśpiewał całe Satysfaction Rolingstonsów. Jak na razie tylko ja nie miałam żadnego zadania albo pytania. Niestety niezbyt długo mogłam się ty cieszyć, bo akurat przegrałam. Osobą która miała mi wymyślać zadanie albo pytanie był Duff.
-No to może...-Zamyślił się rozglądając się po pokoju. W pewnej chwili jego wzrok padł na mojego brata który zrobił taką minę że już wiedziałam że nie dostanę żadnego głupiego lub w oczach Saula niestosownego do mojego wieku zadania.-No to może pytanie. Czy ty już... ten z chłopakiem?
-Chodzi ci czy uprawiałam seks, tak?-Zadałam retoryczne pytanie, po czym sama sobie na nie odpowiedziałam.- Nie, jeszcze nie.
Podczas mojej odpowiedzi Saul patrzył się na mnie takim wzrokiem jakby miał coś zrobić gdybym odpowiedziała inaczej niż chciał. Teraz jakby odetchnął z ulgą.
Nasza gra już coraz mniej przypominała grę w pokera, z tego powodu że zadawaliśmy sobie pytania już bez gry, a Steven z Duff'em coraz mniej ogarniali. W końcu stwierdziliśmy że nasza gra już nie ma sensu i postanowiliśmy się "rozejść". Wzięłam prysznic (nikt mi podczas niego nie wszedł do łazienki), przebrałam się w piżamę i jak przystało na grzeczna dziewczynkę i poszłam spać.
Obudziłam się o trzeciej w nocy i mimo moich usilnych prób nie mogłam znowu zasnąć. Gdy miałam już dość tego bezsensownego leżenia w łóżku, na palcach poszłam do kuchni napić się wody. Wracając do swojego pokoju usłyszałam ciche dźwięki gitary. Prowadzona dźwiękiem dotarłam pod czyjeś drzwi na górze. Zapukałam w nie cicho i nie otwierałam póki nie usłyszałam "proszę" zdziwionego Izzy'ego.
-Hej. Mogę wejść?-Zapytałam nieśmiało,
-Pewnie wchodź i czuj się jak u siebie.- Odpowiedział z uśmiechem.
Lekko skrępowana usiadłam na zaścielonym łóżku. Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy, lecz w końcu odezwał się Izzy.
-Co cię sprowadza do mnie o tej porze?
-Nie mogłam zasnąć więc poszłam do kuchni napić się czegoś. Wracając usłyszałam że ktoś na górze gra na gitarze i trafiłam do ciebie.-Odpowiedziałam.- A ty czemu jeszcze nie śpisz?
-Cierpię na bezsenność-Odparł z uśmiechem.
-To nie będzie ci przeszkadzało jak tu z tobą posiedzę?
-Nie no, co ty. Jak chcesz to możesz nawet zostać do rana.-Powiedział i wrócił do gry na gitarze.
Grał spokojną,wolną melodię i co chwila coś zapisywał na kartce.Chyba już skończył tą piosenkę bo spojrzał na mnie.
-Grasz?
-Nigdy nie miałam okazji, ale często chciałam zacząć się uczyć.-Odpowiedziałam.
-Jak chcesz, to mogę udzielić ci lekcji.
-Fajnie byłoby.-Przyznałam z uśmiechem, po czym on podał mi gitarę.-Ale jak, teraz?
-No, a kiedy? -Zapytał.-Masz coś innego, ciekawszego do roboty?
-No nie, ale jak ich wszystkich pobudzę?
-Ich? Ich to teraz nic na tym świecie  nie jest w stanie zwlec z łóżek.-Zażartował.
No i tak zaczęłam pierwsza lekcje gry na gitarze. Mimo moich i Izzy'ego wysiłków, i mimo spędzonych na tej nauce trzech godzin nadal moje uderzanie w struny nie przypominały żadnej melodii. Brunet mnie pocieszał, że nie idzie  mi tak strasznie źle jak na pierwszą lekcje, ale i tak wiedziałam że nie mówi mi prawdy. W końcu zrezygnowałam jak na dzisiaj z gry na gitarze, ale obiecałam Izzy'emu że kiedyś wrócimy do tych lekcji. Potem już tylko siedzieliśmy na łóżku i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie wiem w którym momencie zmógł mnie sen.
Obudziłam się na łóżku przytulona do Izzy'ego. Zupełnie bym sie tym nie przejęła gdyby nie to,  że dosłownie chwilę po moim przebudzeniu drzwi do pokoju otworzyły się.
-Masz może pożyczyć...-Zaczął Axl, ale nie skończył widząc nas.- No to będzie rozróba.

Przypominam że jak ktoś chce być informowany nich wpiszę się tutaj

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 6

Mimo że mój blog istnieje dopiero od ponad dwóch miesięcy ma już 1345 wejść.
                                                     Dziękuje <3




Obudziłam się na kanapie z głową praktycznie zwisającą z oparcia. Pierwsze co poczułam to ból głowy który powodował że myślałam że moja głowa eksploduje. Jednym słowem mówiąc kac. Usiadłam w miarę prosto i rozejrzałam się dookoła. W pomieszczeniu panował artystyczny nieład... dobra co będę się oszukiwać wyglądało jak by przed chwilą przeszło tutaj trzęsienie ziemi. Wszędzie walają się butelki i puszki po piwach. Po co ja się trudziłam i tutaj sprzątałam? Cała moja praca poszła na marne. Ale impreza była tego warta. Co prawda praktycznie całą przesiedziałam gadając z Amber... Właśnie, Amber! Gdzie ona jest? Jeszcze raz rozejrzałam się. Znalazłam blondynkę na drugiej kanapie śpiącą sobie w najlepsze koło Duffa. Szczerze powiem że ładnie z sobą wyglądali.
Strasznie mi się pic wiec ostrożnie wstałam i przeszłam do kuchni. Mimo że wstałam ostrożnie to i tak zakręcił mi się w głowie. W kuchni panował trochę większy porządek, ale tylko trochę. Wzięłam butelkę wody i popijając ją usiadłam na blacie kuchennym. Starałam sobie przypomnieć jakim sposobem udało nam się dotrzeć do domu. Pamiętałam że wyszliśmy z baru bo Axl wczął z kimś bójkę. Szliśmy, (niektórzy z pomocą) przez miasto śpiewając. Psy na nas szczekały, starsze panie groziły policją. Nic ciekawego. Po drodze zahaczyliśmy o monopolowy i po małych problemach chłopcy uzupełnili swoje "zapasy" bo w domu praktycznie nic nie było. Po dotarciu do Hellhouse impreza znowu się rozkręciła. Chłopacy pili na umór. Jeszcze nigdy nie widziałam że ktoś wypił taką ilość alkoholu co oni wczoraj. Nawet nie wiem o której godzinie padłam na tej kanapie. Właśnie, godzina. W kuchni wisiał, z tego co wiem, jedyny zegarek w tym domu który teraz wskazywał piętnaście po trzeciej. Z tego co pamiętałam to Amber wczoraj coś wspominała że jest gdzieś umówiona na trzecią. Co prawda już jest spóźniona ale wypadało by ją obudzić. Na palcach wróciłam do salonu i stanęłam przy dziewczynie. Leciutko ją szturchnęłam na co ona tylko coś wymamrotała, wtuliła się w Duff'a i spała dalej. Ponowiłam próbę tyle że trochę mocniej. Ta przestraszona otworzyła oczy i spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
-Pobudka śpiąca królewno.- Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.- Już po trzeciej. Wypadałoby już wstać.
Na wspomnienie o godzinie dziewczyna poderwała się i zaczęła szukać swojej torebki.
-Matko, ja jestem już spóźniona.- Miałam racje że się z kimś umówiła.- Muszę już iść, ale jak będziesz chciała się spotkać to zadzwoń.- Mówiąc to zapisała mi na karteczce numer telefonu i już jej nie było. Trochę zdziwiło mnie jej zachowanie i ten pośpiech.  Nie wiedząc co mogę ze sobą zrobić postanowiłam wziąć prysznic. Poszłam do swojego pokoju po świeże ubrania i bieliznę. Weszłam do łazienki i zrzuciwszy z siebie wszystko weszłam pod ciepłe strumienie wody. Jak zwykle biorąc prysznic rozmyślałam o wszystkim i o niczym. Stałabym tak po prysznicem godzinami gdyby nie to że zaczęła już lecieć zimna woda. Szybko zakręciłam kurek i wyszłam spod prysznica. Wytarłam się i założyłam bieliznę. Zaczęłam własnie wsmarowywać w siebie balsam do ciała gdy drzwi się otworzyły. Stanął w nich zaspany i skacowany Duff.
-Ja...- Zaczął zmieszany.-Sorry.-Powiedział i szybko zamknął drzwi.
Ilekroć brałam prysznic zastanawiałam się kiedy to ktoś mi się właduje do łazienki. W końcu mieszkałam z pięcioma facetami nieprzyzwyczajonymi do mieszkania z dziewczyną, a poza tym w drzwiach do łazienki nie było zamka. Z resztą jak w każdych drzwiach w tym domu. No bo po co komu zamek w drzwiach? Skończywszy swoja toaletę ruszyłam ku pomieszczenia potocznie nazywanego salonem. Zastałam je w takim samym stanie w jakim je zostawiłam, z taki wyjątkiem że brakowało tutaj Duff'a. Zgadywałam że był w kuchni i leczył kaca. Nie chcąc mu przeszkadzać z półki wzięłam książkę którą zaczęłam czytać parę dni temu i przeniosłam się z nią do mojej sypialni. Włączyłam stary adapter i od razu można było usłyszeć charakterystyczny wstęp do Immigrant Song Led Zeppelin. Włączyłam na tyle cicho żeby chłopacy nie mogli się drzeć że za głośno i że im rozpierdala łby. Tanecznym ruchem rzuciłam się na łóżko, usadowiłam się na nim wygodnie i zatopiłam się w treści książki.
Kończyłam już książkę gdy usłyszałam trzask wejściowych drzwi, po czym krzątanie się w kuchni. Trochę się przestraszyłam, ale nie wyłączając muzyki cicho podeszłam do drzwi kuchni., po czym szybko otworzyłam je. W kuchni przy stole, siedziała szczupła dziewczyna z jasnobrązowymi włosami upiętymi w wysoki kucyk. Jak tylko weszłam popatrzyła na mnie wilkiem.
-Hej.-Odezwałam się nieśmiało.- Jestem Amy.
-Erin.-Odpowiedział niezbyt miłym tonem.-Nowa groupie czy zwykła dziwka?
-Nie jestem dziwka.-Powiedziałam już lekko poddenerwowana.- Jestem siostrą Saula. Miło mi.
-Saula...? Aaa Slasha, tak? Nie wiedziałam że Slash ma siostrę. Sorry, nie chciałam cię obrazić.-Powiedziała uśmiechając się do mnie przepraszająco.
-Nic się nie stało. Coraz częściej spotykam się z takim określeniem.-Drugie zdanie powiedziałam jakby do samej siebie.-Tak, Slasha. A ty jesteś dziewczyna Axl'a?
-No, tak.-Potwierdziła i się uśmiechnęła.- Widzę że niezłą mieliście wczoraj imprezę.
-Nie zaprzeczę.-Powiedziałam siadając na przeciwko jej przy stole.- Z tego co widziałam nie było cie wczoraj na koncercie chłopaków.
-Nie mogłam przyjść, pracowałam.
-Aha-Odpowiedziałam. Jakoś opornie wychodziła mi rozmowa z Erin. Może dlatego że niezbyt miło zaczęłyśmy naszą znajomość? Po mojej jakże rozwiniętej wypowiedzi nastąpiła krępująca cisza. Jak ja nienawidziłam takiej ciszy. Próbowałam znaleźć jakiś temat do rozmowy ale mózg odmawiał mi współpracy a do tego głowa cholernie bolała. Nawet nie chciał myśleć o tym jak by mnie bolała, jakbym wypiła tyle co chłopaki.
Z niezręcznej ciszy wybawił mnie Saul wchodząc do kuchni. Uśmiechną się do mnie na powitanie, a Erin raczył spojrzeniem i nikłym skinięciem głowy. Od razu zaczął przeszukiwać wszystkie szafki w kuchni.
-Kurwa! Gdzie są te tabletki na łeb?-Wycharczał.
Wstałam, podeszłam do szafki i podałam mu opakowanie tabletek przeciwbólowych.
-Wszystkie tabletki ułożyłam w tej szafce.-Powiedziałam z uśmiechem.
-Dzięki. Dawno wstałaś?
-Będzie z jakieś dwie godziny temu.
-Ja idę do Axl'a, pewnie też już wstał.- Poinformowała nas Erin.
-Spoko.-Powiedziałam do zamykających się za dziewczyną drzwi, po czym zapytałam brata.- Zjadł byś coś?
-Chętnie.-Odpowiedział.
-Mogą być kanapki?-Zaproponowałam.
-Może być wszytko, byle by było to jadalne.
Byłam zajęta krojeniem chleba do kanapek gdy usłyszałam krzyk dochodzący z góry. Od razu odłożyłam nuż i wyszłam na korytarz, a za mną Saul.
-Ty pojebie! Ty chuju jebany! Jak mogłeś?-Krzyczała Erin zbiegając po schodach. Za nią wyszedł, a praktycznie wybiegł Axl zakładając spodnie.
-To nie tak, jak myślisz!-Krzyknął w stronę uciekającej dziewczyny.
Ja przez całe to zdarzenie stałam niewzruszona. Wysłałam pytające spojrzenie bratu lecz ten odpowiedział mi tylko wzruszeniem ramionami i wrócił do kuchni.

Przepraszam że tak długo nic nie dodawałam, ale albo nie było czasu, albo weny.
Postaram się przyszłe rozdziały pisać dłuższe i częściej je dodawać, ale nic nie obiecuje.
A tak przy okazji pragnę przypomnieć o rocznicy urodzin Jimi'ego Hendrix'a :D



czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 5

Kulisy za scenom w Rainbow. Niestety kulisy. Wolałabym stać pod sceną z resztą ludzi ale dostałam zakaz ruszania się stąd. Powód? Steven wygadała się mojemu braciszkowi o sytuacji w jakiej mnie spotkał. Dzięki temu teraz przez cały wieczór będę miała eskortę. Nawet teraz jak stoję sama za kulisami Saul patrzy w moją stronę częściej niż by wypadało.
Zauważyłam że chłopcy mają już niezłą ilość fanów a przede wszystkim fanek do których z czystym sercem mogłabym się zaliczyć. Szczerze, to jestem strasznie dumna z mojego brata. Axl po wielu bisach zdecydowanie zakończył koncert i cały zespół zszedł ze sceny. Rudowłosy chłopak nawet nie popatrzył na mnie tylko od razu zniknął za drzwiami  garderoby. Przynajmniej tak nazwa była zaczepiona na drzwiach. W praktyce było to pomieszczenie z kanapą i stolikiem. Jaki bar takie warunki.
-Byliście zajebiści!- Wykrzyczałam w stronę reszty zespołu na co mi odpowiedzieli uśmiechami.
-Dobra, ruszamy dupę z tych kulis bo zaraz nie będzie żadnego wolnego miejsca.-Powiedział Duff i ruszył w stronę stolika który zajmowali przedwczoraj. Zanim zdążyłam zrobić chociaż jeden krok Saul złapał mnie za rękę. Nie opierałam mu się bo to nie miałoby najmniejszego sensu bo mój brat od zawsze był strasznie uparty. Po drodze Duff zahaczył o bar i zamówił pięć butelek Daniels'a i trzy Nightrain'a. Zajęliśmy ten sam stolik co przy którym chłopcy siedzieli dwa dni temu.Tym razem zajęłam miejsce pomiędzy Saulem i Izzym. Chłopcy od razu zaczęli rozmowę na jakieś bezsensowne tematy a ja rozglądałam się po barze. Zauważyłam Axla podążającego w naszym kierunku. Nie raczywszy mnie wzrokiem usiadł koło Stevena który mało kontaktował mimo tego że "nasze" zamówienie jeszcze nie przyszło. Spodziewałam się że chłopcy coś biorą i nie jestem zszokowana tym widokiem. Nie raz w życiu widziałam totalnie schlanych i zaćpanych ludzi. Nie jest to miły widok ale czasami można się pośmiać jakie rzeczy w tym stanie ludzie robią.Wróciłam do rozglądania się po barze i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to panienka w więcej odkrywającym niż zasłaniającym uniformie. Wyglądała na zażenowaną swoim skąpym strojem. Niosła tacę pełną wysoko procentowych trunków i zmierzała w naszym kierunku. Szczerze powiem była niczego sobie. Była posiadaczką długich blond kręconych włosów i niebieskich oczu. Była na prawdę szczupła ale miała kobiece kształty. Była już prawie przy stoliku  gdy potknęła się o coś leżącego na podłodze. Nie przewróciła się ale wszystkie butelki z tacy spadły na podłogę. Co prawda żadna z nich się nie stłukła ale i tak dziewczyna wyglądała tak jak by przed chwilą kogoś zamordowała i miała teraz wyrzuty sumienia. Nie spodziewałam się po chłopakach żadnej reakcji ale Duff mnie zaskoczył. Wstał i podszedł do dziewczyny która zbierała z ziemi butelki.
-Może pomogę?- Zapytał i bez odpowiedzi dziewczyny zabrał się za butelki.- Jestem Duff.
-Amber- Praktycznie wyszeptała dziewczyna i odebrała od Duffa tace po czy postawiła ja na naszym stoliku. Już miała odchodzić lecz zatrzymały ją słowa Duff'a.
-Może przysiądziesz się do nas?- Śmiało zapytał blondyn.
-Miło by było, ale niestety dopiero z godzinę kończę pracę.-Powiedziała.- Muszę już iść.
-No to widzimy się za godzinę.- Powiedział Duff z uśmiechem.
W tym czasie chłopcy już wzięli się za dzielenie trunków. Tak jak się spodziewałam Saul nie pozwolił mi nic pić ale i tak przywłaszczyłam sobie Nightrain'a. Wiedziałam że całego nie wypije, ale choć tak trochę że tak to powiem do towarzystwa. Wzięłam pierwszy łyk i się zakrztusiłam.
-Ja pierdole jakie to mocne!-Powiedziałam wykrzywiając się.
Tym stwierdzeniem wywołałam śmiech przy stoliku.
-O to właśnie chodzi.-Skomentował Izzy.- Mocne ale tanie.
Przyznam się że wcześniej też pijałam różne alkohole ale w ograniczonych ilościach. Jeszcze nigdy się nie upiłam tak że aż mi się urwał film i mam nadzieje że to prędko nie nastąpi.
Chłopcy  w ekstremalnie szybkim tempie wypili wszystko więc Axl z Duff'em poszli po nową dostawę. Już po chwili przyszli z trzema butelkami czystej i dwoma Daniels'ami. Wszyscy zajęli się piciem a ja skierowałam wzrok w kierunku baru. Zza drzwi przy barze wyszła niedawno poznana blondynka już w normalnym ubraniu. Stanęła jak by nie wiedziała co ma teraz zrobić. Patrzyła w naszą stronę. Wydawało mi się że nie wie czy ma do nas podejść czy też nie, więc zdecydowałam się jej pomóc w podjęciu decyzji.
-Ej, Duff.-Powiedziałam w kierunku blondyna.- Czy tam nie stoi ta kelnerka co jej pomogłeś?
Na początku Duff spojrzał na mnie jakbym powiedziała to po chińsku ale po chwili zaczaił.
-Amber!-Krzyknął w kierunku dziewczyny i pomachał w zapraszającym geście.
Ta nieśmiało się uśmiechnęła w jego kierunku i powoli podeszła do naszego stolika.
-To jest Amber,Slash, Amy, Izzy, Steven i Axl.- Przedstawił nas basista.
-Miło mi.- Powiedziała Amber.
-Mi również.-Odpowiedziałam jej bo szczerze mówiąc to nie spodziewałam się żadnej reakcji ze strony chłopaków i uśmiechnęłam się do niej. Wydawała mi się być sympatyczna.
Amber usiadła a Duff zajął się piciem i rozmową z chłopakami. Ja pierdole nie ma to jak najpierw zaprosić dziewczynę do stolika a potem ją olać. Chcąc z niezręcznej sytuacji wybawić ją i jednocześnie siebie zaczęłam rozmowę.
-Jesteś z Los Angeles?
-Tak. To znaczy przeprowadziłam się tutaj siedem lat temu z rodzicami.- Na wspomnienie o rodzicach dziewczyna zrobiła się jakaś tak smutna ale nie chciałam jej o nic wypytywać.- A ty?
-Nie. Jestem tutaj dopiero od... szczerze mówiąc trzech dni.
I jakoś tak zaczęła się między nami rozmowa. Z rozmowy z Amber wywnioskowałam że ta jest inteligentną, miłą i poukładaną osobą. Dość szybko znalazłam z nią wspólny język. Okazało się że ma podobne zainteresowania jak ja. Słucha takiej samej muzyki i nie lubi różowego koloru. Oprócz tego dowiedziałam się że pracuje tutaj dopiero od tygodnia wieczorami a w ciągu dnia dziennie studiuje architekturę a w wolnym czasie daje korepetycje z matematyki. Te korepetycje nie dawały zbyt wielkiego zarobku więc musiała się zdecydować na pracę jako kelnerka. Naszą rozmowę przerwały odgłosy szamotaniny. Okazało się że to zalany w trzy dupy Axl wszczął bójkę z jakimś napakowanym facetem. Najbardziej trzeźwym w całym towarzystwie okazał się Saul i dość szybko rozdzielił bijących się. Po czym krzyknął w naszym kierunku.
-Dobra zwijamy się stąd. Dokończymy imprezę w Hellhouse.-Po czym wyprowadził Axla przed budynek.
Wszyscy zaczęliśmy się zbierać ale niektórym na przykład Stevenowi nie szło to zbyt dobrze. W końcu Duff się nad nim zlitował i idąc niepewnym krokiem prowadził go. Amber chciała już iść do domu ale namówiłam ją aby poszła z nami. Wszyscy dość pewnym krokiem zaczęliśmy podążać w kierunku piekielnego domu.



Mam nadzieję że poinformowałam wszystkich o nowym rozdziale a jeśli kogoś pominęłam to przepraszam.
               Wszystkich którzy chcieliby być informowani o kolejnych notkach zapraszam tutaj

sobota, 27 października 2012

Rozdział 4 cz.2

Po zjedzeniu naleśników w wręcz kosmicznym tempie chłopcy zaczęli rozmowę o ich debiutanckiej płycie która miała zostać wydana już za tydzień. Z tego co wywnioskowałam z ich rozmowy na tą okazje szykowała się niezła impreza. Oprócz tego dowiedziałam się że jutro grają koncert w Rainbow. Jeszcze nigdy nie byłam na żadnym koncercie. To dlatego, że nie lubowałam się w zespołach które od czasu do czasu grały w mieście w którym się wychowałam, a zespoły na których koncert z chęcią bym poszła koncertowały za daleko. Po za tym na pewno nie byłabym w stanie zabrać funduszy na taką imprezę jakimi są ich koncerty. Koncert chłopaków ma się odbyć w Rainbow. Szczerze powiem że przerażało mnie wtórne znalezienie się w tym barze ale koncertu nie byłabym w stanie sobie darować. W pewnym momencie skończyły się chłopakom tematy do rozmowy, więc każdy znalazł sobie jakieś zajęcie. Steven wyszedł do sklepu bo brakowało już tego ich kochanego Danielsa i Nightraina, Izzy poszedł coś załatwić a Duff... po prostu gdzieś zniknął. Siedziałam sam z Saulem w kuchni w milczeniu.
-Przepraszam za Axla- Powiedział.- On po prostu jest za bardzo impulsywny.
-Trochę za bardzo?-Powiedziałam lekko podnosząc głos.- Ale nieważne. Stało się. I jeśli chodzi  o przeprosiny to nie ty powinieneś za niego przepraszać tylko on sam.
-Nie spodziewaj się od niego przeprosin.-Powiedział prawie szeptem.- Dla  niego przeproszenie kogoś jest równoważne ze stratą honoru.
-Nie oczekuje przeprosin z jego strony.- Zapewniłam brata.- Powiedział to co uważał. Nikt nie może mu tego zabronić we własnym domu.
-To nie jest tylko jego dom.- Powiedział już lekko zezłoszczony.
-Nie tylko jego, ale to ja tu jestem na doczepkę...-Saul chciał mi już przerwać ale nie zważając na nic mówiłam dalej.- On jest w swoim domu. A ja nie powinnam nic tutaj ruszać. Myślałam że robię dobrze sprzątając tutaj ale nie miałam racji. A teraz skończmy tą rozmowę. Dobrze?
-Ale...
-Nie ma żadnego ale Saul.  Nie chce już rozmawiać na ten temat.
Znowu nastała cisza. Lecz po dłuższej chwili trzasnęły drzwi wejściowe.
-O, Izzy wrócił.-Odezwał się Saul.-Przepraszam cię na chwilę.
Wyszedł z kuchni i starannie zamknął drzwi za sobą. Nic to nie dało bo i tak słyszałam każde wymówione przez nich słowo.
-Jeśli kiedykolwiek podasz coś albo chociaż zaproponujesz mojej siostrze z tego twojego zapasu -Powiedział dziwnie akcentując ostatnie słowo.- to przyrzekam ci że ukręcę ci łeb. Ona na to wszystko jest za młoda. Zrozumiałeś?
-Tak, ale i bez twojego gadania bym jej nic nie podał. Przecież mnie znasz.
-Tak, znam cie, ale i tak musiałem cię uprzedzić.
Zastanawiałam się nad treścią tej krótkiej ale wiele znaczącej rozmowy gdy Saul wrócił do kuchni.
Pytaniem które najbardziej mnie gnębiło to co miał oznaczać ten dziwnie zaakcentowany przez Saula zapas Izziego?

niedziela, 21 października 2012

Rozdział 4 cz.1

-Posprzątałam.- Odpowiedziałam lekko drżącym głosem.- A śmieci wyrzuciłam.
-Ty dziwko, na tych twoich śmieciach były teksty naszych piosenek.
-Ale ja myślałam…
-To było nie myśleć!
-Co tu się dzieję?- Do pokoju wszedł Saul.
- Ta dziwka tutaj posprzątała! –Axl powiedział to takim tonem jak by mówił o tym że kogoś zabiłam.
-No i dobrze że posprzątała ten burdel.
-Dobrze!? Dobrze? Przecież w tym burdelu były teksty naszych piosenek, a ta dziwka je wszystkie powyrzucała!- Wykrzyczał jak by był niezrównoważony psychicznie.
- Nie przesadzaj Axl. Nic takiego się nie stało. – Powiedział Saul spokojnym tonem.- Izzy zna wszystko na pamięć i moja siostra nie jest dziwką!
-Siostra?
-Tak, siostra!- Powiedział zirytowany już Saul.- Oczywiście nic nie pamiętasz z wczorajszego wieczoru?
-Nie no coś tam pamiętam, ale to nie jest rozmowa o tym ile wczoraj wypiłem tylko o tym co ona zrobiła.
-Dałbyś już spokój Axl.- Wtrącił się Izzy.- Nie zrobiła tego specjalnie. Poza tym już dawno powinniśmy przepisać z tych śmieci teksty.
-Jebcie się z tymi waszymi argumentami. A tak właściwie to co ona tutaj robi?
-Mieszka.- Odpowiedział prosto Saul.
-Że co, kurwa? Jak to mieszka?- Zapytał zszokowany Axl.- I  może jeszcze jest na naszym utrzymaniu tak?
- Tak, jest na naszym utrzymaniu.
-Pojebało ciebie? Przecież ledwo nam starcza  na czynsz a ty sobie przyprowadzasz siostrzyczkę i co? Myślisz że wszyscy się zgodzą żeby tutaj została?
-Już się zgodzili. -Powiedział Saul z uśmiechem.- Tylko ty masz jakieś opory.
-I dobrze że je mam.
-My jak sprowadziłeś tutaj Erin nie mieliśmy nic do powiedzenia. Teraz moja kolej.
-Erin to co innego, ona jest moją dziewczyną. I nie mieszkała z nami wiecznie. 
Ja przez całą tą wymianę zdań stałam jak wmurowana w podłogę. Nic nie mówiłam, bo nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Nie chciałam przeszkadzać, ale też nie chciałam znowu stracić brata. Nawet nie zorientowałam się że Axl gdzieś poszedł.
-Amy, chodź do kuchni. Co będziesz tak stała?
Przeszliśmy do kuchni. Chłopacy już byli w trakcie wchłaniania wcześniej prze ze mnie zrobionymi naleśnikami. Jedli je tak łapczywie, jakby nic nie jedli przez cały tydzień.



Wiem że jest bardzo krótki, ale obiecuje że dodam drugą część przed weekendem.

niedziela, 14 października 2012

Sorry

Miałam dodawać posty co tydzień w Niedzielę jeśli wena na to pozwoli i właśnie ona mnie zawiodła. Wiem co chcę napisać ale nie umiem tego ubrać w słowa. Niestety...
Ale obiecuje że już od następnego tygodnia wszystko wróci do normy.
Nie wiem czy ktoś się tym przejmie ale musiałam to napisać.
Jeszcze raz przepraszam...

niedziela, 7 października 2012

Rozdział 3


Obudziłam się wcześnie rano na kanapie. Nie miałam bladego pojęcia jak się tutaj znalazłam. Ostatnim zdarzeniem które pamiętałam było picie kawy. Zauważywszy że nadal mam na sobie kurtkę Saula stwierdziłam że musiałam zasnąć przy stole a Saul mnie tutaj przeniósł. Usiadłam i obrzuciłam spojrzeniem na pomieszczenie w którym się znalazłam. Był to bardzo mały pokoik w którym znajdowała się tylko kanapa na której siedziałam, rozpadające się biurko, krzesło stojące przy nim i wąska szafa. Było tutaj dość czysto co stwierdziłam ze zdziwieniem. Nagle poczułam i usłyszałam burczenie w brzuchu. Zdałam sobie sprawę że od wczorajszego nieszczęsnego w ostatecznych skutkach obiadu w barze nic nie jadłam. Zdjęłam kurtkę, powiesiłam ją na krześle i po cichu wyszłam z pokoiku. Znalazłam się w wąskim korytarzu i z lekkim wahaniem otworzyłam drzwi które według mnie powinny prowadzić do kuchni. Nie myliłam się. Od razu wyszukałam wzrokiem lodówkę i ruszyłam w jej kierunku. Nie znalazłam w niej nic ciekawego oprócz mleka. Przeszukawszy wszystkie szafki w jednej z nich znalazłam płatki owsiane. Do pierwszej lepszej czystej miski nasypałam płatki i zalałam je wcześniej podgrzanym mlekiem. Zanotowałam też w pamięci że muszę dzisiaj wybrać się  na jakieś zakupy. Miskę położyłam na stole i usiadłam na tym samym krześle na którym siedziałam wczoraj. Jadłam powoli, delektując się każdą łyżką płatków. Nagle do kuchni wszedł brunet jeśli dobrze pamiętam to Izzy. Miał na sobie to samo ubranie co wczoraj i  było widać że walczy z kacem po wczorajszym wieczorem w barze.
-Hej, nie spodziewałem się spotkać tutaj kogoś o tej porze.- Powiedział w moim kierunku.- W tym domu to jest jeszcze środek nocy.
- Więc co tu o tej porze robisz?- Sama siebie zadziwiłam tym pytaniem. Zawsze byłam bardzo nieśmiała w stosunku do ludzi a co dopiero do nieznajomych.
-Zawsze o tej porze jestem na nogach nie to co oni.- Powiedział wskazując drzwi. Z pokoju w którym się znajdowali chłopacy słychać było pochrapywanie.- A tak po za tym to smacznego.
- Dziękuje.- Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się nieśmiało w jego stronę. Widać było że chciał mi odpowiedzieć tym samym tylko że w jego wykonaniu wyszedł tylko grymas bólu.
Chłopak zajął się przeszukiwaniem szafki a ja wróciłam do jedzenia. Po chwili chłopak znalazł jakieś tabletki przeciwbólowe i od razu dwie z nich połknął popijając je wcześniej nalaną wodą do szklanki po czym usiadł przy stole.
-A tak właściwie to ile masz lat?- Zapytał najwidoczniej chcąc rozpocząć rozmowę.
- Niedługo skończę szesnaście lat- Odpowiedziałam mu znad miski płatków.
-Naprawdę? Wyglądasz na starszą.- Stwierdził z uśmiechem.- Jakiej muzyki słuchasz to raczej nie muszę ciebie pytać.- Powiedział wskazując na koszulkę którą miałam na sobie. Była to moja ulubiona koszulka z logiem The Rolling Stones. I właśnie tak zaczęliśmy rozmowę o naszych ulubionych zespołach, piosenka i ogólnie o muzyce. Dobrze mi się z nim rozmawiało. Rozmawiali byśmy pewnie tak do wieczora gdyby nie krzyk dochodzący z pokoju w którym spali chłopacy.
-Kurwa, zabierz ode mnie te łapy pedale jebany!- Wykrzyczał skrzekliwy głos.
-Nie jestem żadnym pedałem!- Odpowiedział mu Steven równie głośno.
-Zamknijcie te jebane ryje!- Wykrzyczał a właściwie wycharczał chyba Duff.
-Pierdole wasze towarzystwo pedały jebane.- Axl mówiąc to wyszedł z pokoju i ruszył schodami na górę. Z lekkim strachem spojrzałam na Izziego.
-Nie przejmuj się to jest norma w tym domu- Powiedział normalnym, zrelaksowanym głosem.
Norma? Takie wyzwiska to norma? Nie to żebym ja nie przeklinała ale takie obraźliwe słowa kierowałam tylko do osób których nie lubiłam i nie tolerowałam a nie do swoich przyjaciół. Tak myślę że przyjaciół. W końcu to że mają wspólny zespół i mieszkają razem to musi coś znaczyć. Zastanawiałam się gdzie chłopcy się poznali. Usłyszałam szuranie krzesła i dopiero po chwili zorientowałam się że jestem sama w kuchni. Gdzie poszedł Izzy? Nie musiałam długo czekać na odpowiedz ponieważ usłyszałam jego krzyk w tak zwanym salonie.
-Wstawać w lenie patentowane!
- Musisz być tak głośno?- Zapytał z wyrzutem Duff.
- Muszę. Za godzinę mamy być w studiu a wy jesteście w totalnej rozsypce.- Powiedział brunet trochę ciszej.- No na co czekacie? Ruszać dupy i ogarniać się!
Wyszedł z pokoju i tak jak wcześniej Axl wszedł schodami na górę. Ja skończyłam jedzenie płatków, umyłam miskę i powrotem usiadłam na zajmowanym wcześniej miejscu. Siedziałam tak sobie i bawiłam się moimi końcówkami włosów. Zawsze tak robiłam jak mi się nudziło albo byłam zażenowana. W tym wypadku była to tylko nuda. Po pewnym czasie zmieniłam swój obiekt zainteresowania i zaczęłam przyglądać się widokowi za oknem. Akurat okno w kuchni wychodziło na ulicę którą wczoraj wieczorem a bardziej wczoraj w nocy szłam z Saulem. Ulica w ciągu dnia wyglądała o niebo lepiej. Nie miała już w sobie nic z tego piekła w Mieście Aniołów. Teraz wyglądała ja zwykła ulica w niezbyt zamożnej dzielnicy. Teraz nawet trochę przypominała ulicę na której się wychowałam. Na wspomnienie o domu zaczęłam się zastanawiać nad tym czy moja matka już zorientowała się że mnie nie ma. Podejrzewam że bardziej przejęła się zniknięciem koperty z opłatą jej usług niż moim. Po tylu latach zorientowałam się że jej naprawdę nienawidzę. Nie za to kim była, bo każdy indywidualnie decyduje o swoim życiu ale za to że nigdy nie zwracała na mnie uwagi. A mi tak strasznie brakowało matki. Pamiętam jak strasznie kiedyś zazdrościłam innym dziewczyną z klasy jak ich mamy odwoziły je do szkoły i jak czule się z nimi żegnały, jak przychodziły na różne festyny i apele szkolne, może to wszystko płytko brzmi ale naprawdę mi tego brakowało. Siedziałam tak wyglądając przez okno nie wiedząc co się wokół mnie dzieje. Oprzytomniałam dopiero jak poczułam czyjeś ręce na moich ramionach.
-Na kogo czekasz kochana?- Usłyszałam skrzekliwy głos Axla szepczącego mi do ucha- Mogę ci umilić to czekanie. – Powiedziawszy to zaczął rękoma zjeżdżać stronę mojego biustu. Szybko wyrwałam mu się i bez słowa wybiegłam z kuchni. Tuż przy drzwiach zderzyłam się ze Stevenem.
-Cześć Mała.- Powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy- Co cię wykurzyło z kuchni? Jak się spało?
- Och cześć Steven.- Powiedziałam uśmiechając się.-A dobrze spałam a wam jak minęła noc?
-Super.- Na jego twarzy było widać zadowolenie- Tylko szkoda że nie wiem jak ją spędziłem.
Tą jakże ambitną rozmowę przerwało wejście Saula do dość wąskiego korytarza.
- Hej siostrzyczko.- Przywitał się zaspanym głosem.
- Cześć braciszku.- Odpowiedziałam szczerząc w jego stronę zęby.- Poczekaj chwile.
Szybkim krokiem weszłam do pokoju w którym spałam i wzięłam kurtkę Saula.
-Wielkie dzięki- Podziękowałam podając mu ubranie.
-Nie ma za co.- Powiedział chyba się uśmiechając ale nie miałam pewności ponieważ nie wiedziałam jego twarzy zza tych bujnych czarnych włosów opadających mu na twarz.- My za raz wychodzimy do studia a ty tutaj zostaniesz dobrze? Powinniśmy wrócić tak przed szesnastą.
-Nie ma sprawy- Powiedziałam to i powrotem ruszyłam do pokoju. Przed samymi drzwiami obróciłam się jeszcze i dodałam- Miłej pracy życzę.
Usiadłam na kanapie. Jeszcze raz rozejrzałam się po pokoju tylko że teraz w celu znalezienia plecaka z całym moim dobytkiem. Długo nie musiałam szukać bo leżał na podłodze obok biurka. Wyrzuciłam zawartość plecaka na kanapę obok siebie. Nie było tego wiele tylko podstawowe rzeczy, bielizna i parę ubrań. Ubrania ładnie złożyłam i włożyłam do szafy. Resztę rzeczy wrzuciłam powrotem do plecaka tylko na łóżku pozostawiłam portfel. Szybko przeliczyłam pieniądze. Nie było tego zbyt dużo ale zawsze coś. Pieniądze ukradzione matce odłożyłam do osobnej przegródki tak na czarną godzinę. Jak na razie nie miałam pomysłu co by mogło się stać żeby nastąpiła ta czarna godzina ale zawsze lepiej mieć jakieś odłożone pieniądze. Nie wiedząc czym jeszcze mogłabym się zająć siedząc w tym pokoju postanowiłam pójść do sklepu i uzupełnić lodówkę, ale najpierw chwyciłam ubrania na zmianę i świeżą bieliznę i ruszyłam  na poszukiwanie łazienki. Te poszukiwania nie trwały długo bo okazało się że drzwi naprzeciwko ukrywają za sobą łazienkę. Wzięłam szybki prysznic i dopiero po wyjściu z kabiny zorientowałam się że nie mam ręcznika. Cała ociekająca wodą zaczęłam przeszukiwać szafkę. Na jej dnie znalazłam czyste, ładnie poskładane ręczniki. Nie wybierając wzięłam pierwszy z góry. Owinęłam się nim i zaczęłam prać zdjęte przed prysznicem ubrania. Rozwiesiłam jej na kaloryferze, wytarłam się i ubrałam w świeże ubrania. Wróciłam do pokoju chwyciłam portfel i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Zorientowałam się że chłopacy nie zostawili mi żadnych kluczy. Bo nie mieli po co mi ich zostawiać gdyż drzwi wejściowe nie posiadały zamka. Cóż po prostu wyjdę. Nie mam innego wyjścia. Dzisiejsze poszukiwania sklepu nie trwały tak długo jak wczorajsze. Bez problemy trafiłam do sklepu spożywczego który bardziej przypominał monopolowy ale bez problemy dostałam podstawowe składniki spożywcze. Wróciłam do domu  poukładałam kupione prze ze mnie rzeczy w szafkach w kuchni, zdjęłam wyprane wcześniej ubrania z kaloryfera i zabrałam się za sprzątanie. Na początku wyrzuciłam wszystkie puste opakowania po pizzach, butelki i puszki. Ku mojemu zdziwieniu pod stertami śmieci znalazłam kilka książek które poukładałam na szafce. Potem znalazłam szmatę a pod zlewem różnego rodzaju chemikalia do utrzymywania porządku, więc zabrałam się za mysie podłóg i okien. Sprzątanie nie zajęło mi aż tyle czasu ile się spodziewałam więc postanowiłam zabrać się za zrobienie czegoś ciepłego chłopakom  ponieważ wiedziałam że przyjdę głodni. Gdy już na stole leżała dość pokaźna sterta świeżo upieczonych naleśników postanowiłam przejrzeć książki które znalazłam. Spodziewałam się chłamu ale znalazłam dość ciekawie zapowiadającą się książkę więc usiadłam na czymś w rodzaju kanapy pogrążając się w lekturze. Nie przeczytałam nawet jednego rozdziału jak usłyszałam otwieranie drzwi wejściowych i rozmowę pięciu chłopaków. Zakończyłam jak na tą chwilę czytanie i ruszyłam ku korytarzowi. Nie zdążyłam jednak do niego dość gdyż zatrzymał mnie krzyk Axla.
- Co tu się stało do kurwy nędzy? – Nagle rozmowa chłopaków ucichła. Dopiero po chwili zorientowałam się że Axl mówi to a właściwie krzyczy w moim kierunku- Pojebało cię? Coś ty zrobiła z tym wszystkim co tu było?



Wiem że ten rozdział jest w praktyce o niczym ale musiałam go napisać by później móc zacząć rozwijać akcje. 

niedziela, 30 września 2012

Rozdział 2

-Amy?! Co ty tutaj do kurwy nędzy robisz?- Wykrzyczał w moją stronę. Następny. - pomyślałam.
-Czyli jednak się znaliście wcześniej- Rzekł Duff z uśmiechem na twarzy.
- Nie kurwa. Wcześniej nie znałem mojej siostry!- Warknął poirytowany Saul.
- Siostry?!- Zapytali chórem chłopacy.
- Tak siostry! Chodź Amy musimy pogadać.-Powiedziawszy to złapał mnie za nadgarstek i mocno szarpnął.
- Saul to boli!- Krzyknęłam przestraszona. Jeszcze nigdy nie przejawiał wobec mnie jakiejkolwiek agresji.
-Przepraszam- Odpowiedział zmieszanym głosem.- Ale chodź pójdziemy do parku i na spokojnie pogadamy.-Wstałam i ruszyłam za nim. Zmienił się. Mój ukochany braciszek zmienił się. Nigdy wcześniej na mnie nie krzyczał. Ale czego mogłam się spodziewać. Ni z tego, ni z owego zjawiła się jego młodsza siostra. Na pewno nie było to jego ukrytym marzeniem.
Saul szybko wyprowadził nas z baru i poprowadził w stronę pobliskiego parku. Usiedliśmy na najbliższej ławce. Zapadłą niezręczna cisza. Żadne z was nie wiedziało co powiedzieć. Nagle zimny powiew wiatru przybrał mnie o dreszcze. Nic dziwnego. Była w końcu kwietniowa noc a ja miałam na sobie tylko koszulę.
-Masz, załóż – Powiedział Saul podając mi swoją kurtkę. Szybko odmówiłam kręcąc głową ale ten nie dawał za wygraną.- No załóż, przecież widzę że ci jest zimno.
-Dzięki. – Odpowiedziałam zakładając na siebie dużo za dużą kurtkę. Od razu zrobiło mi się cieplej. Czułam że moje okrycie jest przesiąknięte zapachem alkoholu i spalonego tytoniu ale mi to nie przeszkadzało.
-To może teraz mi powiesz co tu robisz?-  Zaczął rozmowę Saul.
- Przyjechałam do ciebie.- Odpowiedziałam.
- No to, to ja właśnie widzę. Ale po co?- Zapytał trochę zbyt arogancko.
- Jak to po co? Tęskniłam za tobą. Miałam już dość życia w strachu.- Powiedziałam trochę za dużo i za głośno.
-Życia w strachu? Przed czym?- Zapytał badawczym głosem Saul.- Tylko mnie nie okłamuj.
-No bo – Zaczęłam prawie szeptem- Wiesz przecież czym się zajmuje nasza matka co nie? No i jej klienci przychodzili do nas do domu i …- Nie wiem dlaczego ale nie chciało mi to przejść przez usta.- często się do mnie przystawiali. – Widząc wzrok i minę mojego brata szybko dodałam- Ale nic mi nie zrobili…
- Jak to nic ci nie zrobili. Amy, dobieranie do siebie nazywasz niczym? Zabił bym tych drani.
- Nie musiałbyś się tym przejmować gdybyś nie wyjechał i mnie nie zostawił.- Sens wypowiedzianych przeze mnie słów dotarł do mnie dopiero po chwili. Wcale tak nie sądziłam. Nie oskarżałam go o to wszystko co mnie spotkało podczas jego nieobecności. Wiedziałam że wyrządziłam przykrość mojemu bratu.
-Przepraszam że cię zostawiłem. Dobrze wiesz że od dziecka marzyłem o graniu w zespole więc gdy pojawiła się szansa zaistnienia skorzystałem z niej.- Tłumaczył się mulat.
- Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć. Postąpiłeś tak jak uważałeś że będzie słusznie. Nie winie cię za nic. –Powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
- A powinnaś. Gdybym nie wyjechał i był w domu to nie było by takich sytuacji. Nie pozwolił bym na nie.- Wyrzucał sobie niepotrzebnie.
-Było, minęło nie ma czego roztrząsać. Nie rozmawiajmy już o mnie. Teraz twoja kolej na opowiadanie. Jak ci tu jest? Grasz w jakimś zespole?- Zadałam pierwsze pytania jakie przyszły mi na myśl byle by tylko zmienić temat.
-Jest dobrze. Razem z chłopakami założyliśmy zespół. Nie jesteśmy jakoś super sławni ale nagrywamy właśnie materiał naszej debiutanckiej płyty.- Widać było że jest dumny z tego co już osiągnął z chłopakami.
-Cieszę się że twoje marzenia się wreszcie spełniły i nie chce ci przeszkadzać w realizowaniu ich.- Spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się zamkiem od mojej pożyczonej kurtki- Dlatego najbliższym samolotem wracam do Richmond.
-Nie ma mowy. Zostajesz ze mną w Los Angeles. Nie puszczę cię z powrotem pod opiekę tej dziwki. – Mimo że sama ją tak traktowałam te słowa wywarły na mnie niezrozumiane emocje. W końcu była moją matką i należał się jej  jakiś szacunek. A właściwie to dlaczego? Nigdy się nami nie opiekowała. Zawsze byliśmy zdani tylko na siebie.
-Nie Saul, na pewno masz wiele na głowie i nie jestem ci tutaj do niczego potrzebna. Będę tylko kulą u nogi dla ciebie. –Powiedziałam nie patrząc mu w oczy.
- Amy, nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz dla mnie kulą u nogi.-Po tych słowach przysunął się do mnie i przytulił. Tak strasznie mi tego brakowało. -Jesteś moją kochana siostrzyczką i nic nigdy tego nie zmieni. Rozumiesz? Dlatego zostaniesz tutaj ze mną.
- Braciszku nawet nie masz pojęcia jak bardzo za tobą tęskniłam.- Szepnęłam tak cicho że tylko on  był w stanie to usłyszeć. Zastygliśmy w takiej pozycji na długo. Myślami zaczęłam wracać do czasów mojego wczesnego dzieciństwa. Pamiętam jak mając siedem lat biegłam i przewróciłam się na żwirowej drodze. Było strasznie dużo krwi. Saul od razu zniósł mnie do domu i był ze mną cały ten czas przez który nie mogłam chodzić. Został ze mną pomimo tego że wcześniej umówił się ze znajomymi. Nie był to jedyny przypadek w którym zrezygnował ze swoich planów by być przy mnie w trudnych momentach. Oczywiście nasza matka niczego nie zauważyła. Nic dziwnego jak praktycznie zawsze była zajęta swoją „pracą”.
-Dobra mała, dosyć tego dobrego. Zwijamy się do mojego lokum. – Powiedział lecz po chwili jeszcze dodał- Naszego lokum.
- Naszego? To znaczy że kto tam jeszcze mieszka?- Zapytałam niepewna czy chce znać odpowiedz.
- No ja i chłopaki – Powiedział to takim tonem jak by to było oczywiste, ale widząc moja minę szybko dodał.- Nie bój się, oni na pewno ci nic nie zrobią.
- Nie boje się ich tylko nie wiem czy im tam nie będę przeszkadzać. – Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego że lokum mojego brata nie będzie sześciogwiastkowym apartamentem.
- Nie no co ty. Steven na pewno się ucieszy, Izzy i Duff  na pewno się zgodzą. Jedynie Axl może sprawiać jakieś tam problemy ale chuj tam z nim. No wstawaj co tak siedzisz? 
Wstałam i od razu się zachwiałam. Saul to zauważył ale nie dałam mu szansy powiedzieć nic na ten temat bo od razu ruszyłam przed siebie. Miałam tylko nadzieje że idę we właściwa stronę i ta nadzieja mnie nie zawiodła. Szliśmy w milczeniu już dobra chwilę. Otoczenie wokół nas diametralnie się zmieniło. Wokół znajdowały się gęsto ustawione domy, a właściwie ruiny po nich. Przechodząc koło jednego z nich usłyszałam krzyki dochodzące z jego wnętrza. Po moich plecach przeszedł dreszcz. Od razu spojrzałam na Saula. Ten jednak szedł dalej zupełnie nimi nie wzruszony. Zorientowałam się że trafiłam do istnego piekła w Mieście Aniołów, pełnego ćpunów i psychopatów. Sama nigdy bym się tu nie zapuściła ale w towarzystwie Saula niczego się nie obawiałam.  Zatrzymaliśmy się przed jednym z najbardziej obskurnych domów.
-No to zapraszam do środka- Powiedział trochę zmieszany chłopak i otworzył przede mną drzwi.- Witaj w Hellhouse.
Jeśli dom z dworu był obskurny to nie wiedziałam jak nazwać jego wnętrze. Wszędzie walały się butelki i puszki po piwach oraz innych wysokoprocentowych trunkach. Pomiędzy nimi leżało pełno pudełek po pizzach. Patrząc na ich ilość wnioskowałam że chłopacy żywili się tylko nimi. Dywan leżący na środku pokoju miał więcej wypalonych dziur niż wszyscy chłopcy razem wzięci mieli lat. Podejrzewam że żaden z nich nie byłby wstanie określić kiedy tu panował jako taki porządek, chyba że wtedy kiedy się tutaj wprowadzali. Nie rozumiałam jak można żyć w takim chaosie. Sama nie byłam jakąś pedantką ani nic z tych rzeczy. Nawet odwrotnie, ale tutaj naprawdę musiało być bardzo trudno żyć. Z resztą czego mogłabym się spodziewać po lokum pięciu facetów.
- I co? Jak ci się tutaj podoba? – Zapytał Saul.
- Już rozumiem pojecie Hellhouse.- Powiedziałam z uśmiechem.- A tak naprawdę to nie jest źle tylko panuje tu niezły bałagan.
- Choć do kuchni napijesz się czegoś ciepłego- Zaproponował Saul torując sobie nogą drogę.
Bez słowa poszłam za nim. Kuchnia była w nieco lepszym stanie. Usiadłam na najpewniej wyglądającym krześle przy stole. Po chwili przede mną stał już kubek z ciepłym napojem.
Od razu chwyciłam go w moje zmarznięte ręce i zaczęłam pić małymi łykami. Saul usiadł na drugim krześle i cały czas patrzył się na mnie. Przez jakiś czas ignorowałam jego wzrok, ale w końcu nie wytrzymałam.
- Dlaczego się tak na mnie gapisz?- Chłopak jak na komendę odwrócił ode mnie wzrok.
-Nie mogę uwierzyć jak bardzo się zmieniłaś.- Powiedział bardziej do siebie niż do mnie.
Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi ale po krótkim namyśle zgodziłam się z nim. Od jego wyjazdu wiele się zmieniło. Nauczyłam się bycia samowystarczalną. Nigdy o nic nikogo nie prosiłam mimo to i tak dostawałam pomoc. Zamknęłam się w sobie i tylko Susan tak naprawdę mnie znała. Przy niej zawsze mogłam być sobą. Wiedziała o mnie wszystko tak samo jak ja o niej. Oprócz tego zmieniłam się pod względem fizycznym. Jak byłam mała zawsze byłam dosyć pulchnym dzieckiem. Teraz niewątpliwie zeszczuplałam i nabrałam kobiecych kształtów. Moje czarne włosy stały się bardziej proste i przylegające do głowy ale i tak wyglądałam jak bym miała zrobioną trwałą.
Siedziałam zupełnie zatracona w swoich myślach a moje powieki zaczęły mi coraz bardziej ciążyć. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje w końcu strasznie dużo dzisiaj spałam. Dość szybko przegrałam walkę ze zmęczeniem i znowu odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

niedziela, 23 września 2012

Rozdział 1

Proszę się obudzić i zapiąć pasy!- Ze snu wyrwał mnie głos zdenerwowanej stewardesy.
-Już zapinam.- Odparłam zaspana.- Przepraszam a która jest godzina?
-Dochodzi  dziewiąta rano.- odparła stewardesa i odeszła budzić innych śpiących pasażerów. Dopięłam swego. Za chwilę będę w Mieście Aniołów. Ciekawe co mój brat tutaj robi?  Czy nadal gra na gitarze? Raczej tak. Jak jeszcze mieszkaliśmy razem gitara była jego życiem. Grając spędzał każdą wolną chwile a że tych mu zawsze brakowało to przestał chodzić do szkoły by oprócz gry mieć czas na spotykanie się ze znajomymi i rozmowy ze mną. Zawsze byliśmy bardzo blisko. Byliśmy dla siebie nawzajem oparciem. Ile to razy płakałam mu w koszule i opowiadałam o przykrościach które mnie spotkały w szkole, na podwórku czy nawet w domu? Nie potrafiłam tego zliczyć.
- Dziękuje wszystkim za udany lot.- Te słowa pilota wyrwały mnie z transu. Na pokładzie samolotu zaczął się ruch. Dopiero po półgodzinie udało mi się wejść do budynku lotniska. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego tłumu. Pełno ludzi przemierzających lotnisko. Zrobiło mi się duszno więc od razu zaczęłam szukać wzrokiem wyjścia. Już po chwili ruszyłam razem z tłumem w stronę wielkich, szklanych ruchomych drzwi.
Stanęłam przed budynkiem lotniska. Dopiero teraz zaczął mnie ogarniać strach. Jak ja znajdę w takim wielkim mieście mojego brata? No nie, coś się wymyśli. Teraz moim pierwszorzędnym zadaniem jest znalezienie jakiegoś sklepu i kupienie w nim czegoś do jedzenia i picia. Ale nawet znalezienie jakiegoś głupiego sklepu nie jest takie proste. Po czterech godzinach błądzenia po mieście znalazłam się pod jakimś barem. Jeśli wierzyć szyldowi nad drzwiami stałam pod Rainbow. Raz się żyje. Powiedziałam sobie w duchu i weszłam do środka. Wystrój wnętrza mnie nie zachwycił. Dość duża sala, z masą mniejszych i większych stolików. Usiadłam przy najmniejszym i najbardziej osłoniętym stoliku w rogu sali. Po chwili podeszła do mnie może dziewiętnastoletnia dziewczyna  ubrana w skromny uniform który więcej odkrywał niż zakrywał.
- Co mam podać?- Zapytała bardzo słodkim głosikiem.
- Cokolwiek do jedzenia i wodę do picia.
- Może być spaghetti? –zapytała
- Tak- odpowiedziałam. Kelnerka odeszła zanim zdążyłam cokolwiek więcej powiedzieć. Już po chwili przede mną leżał talerz z zamówionym prze ze mnie daniem. Nie było one za smaczne ale cóż. Byłam bardzo głodna. Mimo snu w samolocie byłam bardzo zmęczona. Nawet nie zdałam sobie sprawy że zasnęłam.
Obudził mnie straszny hałas który panował w barze. Otworzyłam oczy. Bar był wypełniony po brzegi nie do końca trzeźwymi ludźmi. Wstałam od stolika, wzięłam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Co chwila zaczepiali mnie pijani faceci, łapali za pośladki i biust. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął mnie w stronę toalet. Próbowałam się wyrywałam ale ten Ktoś był za silny. Krzyczałam ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Tuż przede drzwiami toalety  zostałam przygnieciona jego ciężarem i poczułam jego oddech na szyi. Zaczęłam coraz bardziej się wyrywać.
-Po co się wyrywasz? Przecież i tak wiem że tego chcesz.- wszeptał mi do ucha i wsadził swoje ręce pod moją bluzkę. Do oczu zaczęły mi napływać łzy. Przypominały mi się chwile w których napaleni klienci mojej matki dostawiali się do mnie.
-Nie chce tego! Ja nawet nie mam szesnastu lat! Proszę puść mnie!- krzyczałam chociaż byłam pewna że na nic to mi się nie zdało bo w klubie i tak panował straszny hałas. Nagle drzwi łazienki się otworzyły i wyszedł z nich w miarę wysoki blond chłopak. Od razu na nas spojrzał. Pewnie minął by nas  bez  interwencji ale moje łzy zrobiły na nim wrażenie. Po chwili usłyszałam trzask i poczułam że już nic na mnie nie napiera. Nie wiem dlaczego ale od razu osunęłam się na podłogę.
-Złamałeś mi nos sukinsynu! -Wykrzyczał mój oprawca trzymając się za nos z którego leciała krew.
-Należało Ci się. Kto tak traktuje kobiety?- Widać było że blondyn jest nieźle wkurzony.
-Jeszcze to popamiętasz skurwielu!- Powiedziała na odchodne i zginął gdzieś w tłumie. Praktycznie nikt w barze nie zwrócił na ta przepychankę najmniejszej uwagi. Widać że są one tutaj na porządku dziennym.
-Tak już to widzę…- Powiedział mój obrońca i obrócił się w moja stronę. Dopiero teraz wyraźnie widziałam jego twarz. Nie widzieliśmy się trzy lata ale i tak bym go rozpoznała wszędzie.- Wszystko w porządku?
-Steven?- Zapytałam zdziwiona. Chłopak przyjrzał mi się dokładnie. Widziałam że przez alkohol w jego organizmie ma problemy z rozpoznaniem mnie. Jednak po krótkiej chwili jak by go olśniło.
-Amy? Co ty tutaj do cholery robisz? Pojebało cię? Przychodzić do baru pełnego najebanych i naćpanych napaleńców? – Wykrzyczał mi prosto w twarz.
-Steven nie krzycz. Przyjechałam tutaj szukać Saula, ale po paru godzinach błądzenia po mieście trafiłam tutaj. Jak tu wchodziłam bar był pusty, zjadłam i przysnęłam przy stoliku. Jak się obudziłam od razu chciałam stąd wyjść… – Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Z całych sił starałam się opanować.- Ale ten koleś mnie złapał… i…- No i stało się. Z moich oczu popłynęły potoki łez. Chłopak chciał mnie przytulić ale szybko odtrąciłam jego rękę i leciutko się odsunęłam.
-Ty chyba się mnie nie boisz mała?- Zapytała zdezorientowany.- Przecież wiesz że ja ci krzywdy nie zrobię. Przecież mnie znasz.
- Wiem, Steven wiem ale ja tak już mam. Boje się nawet najbardziej niewinnego dotyku...- Chłopak chciał mnie chyba zapytać o coś jeszcze ale go uprzedziłam.
- Wiesz gdzie może być Saul? –Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Pewnie że wiem. Wstawaj.- Mówiąc to podał mi rękę którą szybko chwyciła i szybko wstałam.- Choć, idziemy do chłopaków.- Nie puszczając mojej ręki ruszył przez tłum w barze.
-Jakich chłopaków? Saul jest z nimi?- Zapytałam z lekkim strachem w głosie który prawdopodobnie usłyszał Steven ale go nie komentował.
- Mam nadzieje że jest, a jak nie to się go zacznie szukać.- Odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Po chwili zatrzymaliśmy się przed stolikiem przy którym siedziało trzech najebanych już osobników. Na stole leżało już kilka pustych butelek po wysokoprocentowych trunkach.
- Hej Debile. Gdzie jest Slash?- Wykrzyczał w ich stronę Steven.
- Skąd mamy wiedzieć pojebie? Przecież nie jesteśmy jego pojebanymi niańkami.- Opowiedział mu rudowłosy chłopak o skrzeczącym głosie i spojrzał na mnie.- Kogo mu tu mamy?
-To jest Amy.- Przedstawił mnie chłopakom mój wybawiciel.- Ten rudy to Axl, blondyn Duff a ten brunet to Izzy.- Przedstawił po kolei chłopaków. – Dobra Amy posiedzisz tu z nimi chwile a ja pójdę szukać Saula ok?- Wysłałam mu pełne paniki spojrzenie ale on nie zwrócił na nie uwagi. Matko co ja będę robić z tymi najebanymi kolegami Stevena? No cóż muszę jakoś wytrzymać.
- Usiądź. Co będziesz tak stać- Zaproponował mi blondyn poklepując wolne miejsce pomiędzy nim a bodajże Izzym. Wolałabym usiąść w gdzie indziej ale głupio mi było odmówić więc zajęłam proponowane miejsce. Cały czas czułam na sobie wzrok chłopaków lecz starałam się tym nie przejmować. Dopiero teraz do mnie dotarło że gdyby nie Steven zostałabym zgwałcona. Do oczu zaczęły mi napływać łzy i zaczęłam się trząść. Nie rób z siebie ofiary jesteś silna. Powtarzałam sobie w duchu. Pomyśl ile już osiągnęłaś. Jesteś w Los Angeles. Zaraz zobaczysz się z bratem za którym tak tęskniłaś. Już wszystko będzie dobrze. Już nigdy nie będziesz wracać do domu ze strachem co w nim spotkasz. Nagle z moich rozmyślań wyrwało mnie pytanie blondyna.
- A tak właściwie to skąd ty jesteś Amy? Bo na tutejszą to mi nie wyglądasz.- Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego pytania.
- Ja jestem z Richmond.- Odpowiedziałam patrząc się na blat stolika.
- O to tak jak nasz Steven i Slash. – Po chwili zastanowienia dodał- Znaliście się może wcześniej? – Już miałam odpowiedzieć ale z niedaleka usłyszałam znajomy głos.
- Steven powiesz mi w końcu o co chodzi? Oby to było warte tej laski za którą właśnie się zabierałem.- Powiedział z wyrzutem. Właśnie podszedł do stolika przy którym siedzieliśmy. Nic się nie zmienił. Dalej miał te długie, ciemne kręcone włosy które zasłaniały my świat. Jak jeszcze mieszkał w Richmond ciągle na nie narzekał ale nigdy nie pozwolił nich obciąć. I dobrze. Miał na sobie koszulkę z logiem The Rolling Stones-jednym z jego ulubionych zespołów.
Dopiero po chwili mnie zauważył. Uśmiechnęłam się w jego stronę.

niedziela, 16 września 2012

Prolog


-Amy!- wkurzony głos przyjaciółki wyrwał mnie z zamyślenia.- Już dawno był dzwonek. Nie słyszałaś go?
- No, nie słyszałam-Odparłam pośpiesznie zbierając moje rzeczy do torby.
-Nadal chcesz to zrobić?- Zapytała mnie przyjaciółka w nadziei że może zmienię zdanie.
-Nie mam innego wyjścia Susan. Co mam zostać i nadal wsłuchiwać się w jęki mojej „pracującej matki”?- Zapytałam przyjaciółkę po czym zostałam mocno przytulona.
-Wiesz że możesz liczyć na mnie w każdej sytuacji? –wyszeptała.
-Wiem, tyle razy już mi to udowodniłaś że nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
- Oj tam, oj tam coś się jeszcze wymyśli- odpowiedziała uśmiechając się.
- Przepraszam bardzo ale chciałbym już zamknąć klasę a wy się żegnacie jakbyście się nigdy więcej miały nie spotkać- Powiedział nauczyciel patrząc na nas z politowaniem.
- Przepraszamy- szybko odparłam i ruszyłam w kierunku drzwi- Nawet nie wiem pan ile ma racji w tym zdaniu- Nie wiedziałam czy nauczyciel mnie usłyszała ale to było bez znaczenia i tak już go nigdy nie miałam zobaczyć.
 Ruszyłam w stronę wyjścia ze szkoły. Jak zwykle o tej porze w drzwiach powstał nie lada korek więc nie chcąc w nim utknąć na dobre piętnaście minut postanowiłam wyjść oknem w damskiej łazience. Nie było dla mnie zaskoczeniem że drogę do łazienki za torowała mi szkolna blond lalunia która zawsze uważała mnie za kozła ofiarnego .
- I co Amy? Idziesz do domu? Oj, przepraszam ty nie masz domu tylko burdel. Mamusia Cie już przyucza do zawodu?- Tego już było za wiele. To że mówiła że mieszkam w burdelu i moja matka jest dziwką to nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Przecież mówiła szczerą prawdę. Ale że ja też jestem dziwką?
-Sorry Olivia. Nie chce ci robić konkurencji.- Powiedziałam z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
-Coś ty powiedziała?- Odparła ze złości czerwona na twarzy Olivia.
-To co słyszałaś. - odparłam mijając ją w drzwiach do toalety.- A i jeszcze bym zapomniała. To za wszystko co dla mnie zrobiłaś i co o mnie mówiłaś.- i wymierzyłam prawy sierpowy w jej nos. Usłyszałam ciche chrupnięcie i z nosa blondi poleciała krew.
- Złamałaś mi nos suko!- wykrzyczała Olivia trzymając się za coraz bardziej krwawiący nos.
- Należało ci się- odparłam i już byłam na dworze. Ruszyłam przed siebie. Nie chciałam się oglądać za siebie ale coś mnie ciągnęło żeby ostatni raz spojrzeć na budynek szkoły. W końcu przy bramie przegrałam tą bitwę z sama sobą i odwróciłam się. Niepotrzebnie bo naszło mnie na wspomnienia. To właśnie tu spędziłam najlepsze chwile od wyjazdu mojego brata. To tu miałam swoje wzloty i upadki. To właśnie tu uciekałam jak matka miała zbyt natrętnych klientów którzy dobierali się do mnie. Dobra koniec tych wspomnień bo to i tak nie ma sensu. Posłałam ostatnie spojrzenie budynkowi szkoły i ruszyłam w stronę mojego domu.
Gdy tylko otworzyłam drzwi z pokoju mojej matki było słychać jęki. Nie zważając na nie ruszyłam do mojego pokoju. Tam już miałam zapakowany plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami i wszystkimi moimi oszczędnościami. Nie było tego dużo bo w końcu ile można było zarobić roznosząc ulotki. Złapałam plecak i ostatni raz spojrzałam na mój pokój. Zwykłe łóżko, szafa, komoda i biurko nic szczególnego. Na ścianach wisiały różne plakaty zespołów  takich jak AC/DC, Led Zeppelin, Aerosmith, Pink Floyd i The Rollind Stones. Miłość do tych zespołów zaszczepił mi  mój starszy brat. Sam grał na gitarze i marzył o sławie. Właśnie dlatego wyjechał do Miasta Aniołów to mu miało dać start do kariery. To właśnie tam miałam zamiar pojechać. Znaleźć go. Tak szczerze nie wiem po co. Ale jedyne co wiedziałam na pewno to, to że nie mogę zostać tu ani dnia dłużej. Cicho zamknęłam drzwi do mojego pokoju i zaczęłam na palcach schodzić ze schodów. Właściwie to nie wiem dlaczego chciałam żeby było cicho. Może dlatego że w całym domu panowała cisza?  Cisza? To znaczy że klient sobie już poszedł, a moja matka bierze prysznic. Zeszłam do kuchni na stole leżała koperta. W środku tak jak myślałam były pieniądze za usługi mojej rodzicielki. Bez skrupułów przywłaszczyłam sobie pieniądze. Wyszłam z domu i ruszyłam na lotnisko. Zakończyłam właśnie pewien rozdział w życiu rozpoczynałam nowy. Miałam nadzieje że ten nowy będzie dużo lepszy od tego poprzedniego.



Wiem że zaczyna się jak większość blogów o Guns N' Roses. Ucieczka z domu do Miasta Aniołów, ale już w nastepnych rozdziałach akcja się rozwinie.