niedziela, 30 września 2012

Rozdział 2

-Amy?! Co ty tutaj do kurwy nędzy robisz?- Wykrzyczał w moją stronę. Następny. - pomyślałam.
-Czyli jednak się znaliście wcześniej- Rzekł Duff z uśmiechem na twarzy.
- Nie kurwa. Wcześniej nie znałem mojej siostry!- Warknął poirytowany Saul.
- Siostry?!- Zapytali chórem chłopacy.
- Tak siostry! Chodź Amy musimy pogadać.-Powiedziawszy to złapał mnie za nadgarstek i mocno szarpnął.
- Saul to boli!- Krzyknęłam przestraszona. Jeszcze nigdy nie przejawiał wobec mnie jakiejkolwiek agresji.
-Przepraszam- Odpowiedział zmieszanym głosem.- Ale chodź pójdziemy do parku i na spokojnie pogadamy.-Wstałam i ruszyłam za nim. Zmienił się. Mój ukochany braciszek zmienił się. Nigdy wcześniej na mnie nie krzyczał. Ale czego mogłam się spodziewać. Ni z tego, ni z owego zjawiła się jego młodsza siostra. Na pewno nie było to jego ukrytym marzeniem.
Saul szybko wyprowadził nas z baru i poprowadził w stronę pobliskiego parku. Usiedliśmy na najbliższej ławce. Zapadłą niezręczna cisza. Żadne z was nie wiedziało co powiedzieć. Nagle zimny powiew wiatru przybrał mnie o dreszcze. Nic dziwnego. Była w końcu kwietniowa noc a ja miałam na sobie tylko koszulę.
-Masz, załóż – Powiedział Saul podając mi swoją kurtkę. Szybko odmówiłam kręcąc głową ale ten nie dawał za wygraną.- No załóż, przecież widzę że ci jest zimno.
-Dzięki. – Odpowiedziałam zakładając na siebie dużo za dużą kurtkę. Od razu zrobiło mi się cieplej. Czułam że moje okrycie jest przesiąknięte zapachem alkoholu i spalonego tytoniu ale mi to nie przeszkadzało.
-To może teraz mi powiesz co tu robisz?-  Zaczął rozmowę Saul.
- Przyjechałam do ciebie.- Odpowiedziałam.
- No to, to ja właśnie widzę. Ale po co?- Zapytał trochę zbyt arogancko.
- Jak to po co? Tęskniłam za tobą. Miałam już dość życia w strachu.- Powiedziałam trochę za dużo i za głośno.
-Życia w strachu? Przed czym?- Zapytał badawczym głosem Saul.- Tylko mnie nie okłamuj.
-No bo – Zaczęłam prawie szeptem- Wiesz przecież czym się zajmuje nasza matka co nie? No i jej klienci przychodzili do nas do domu i …- Nie wiem dlaczego ale nie chciało mi to przejść przez usta.- często się do mnie przystawiali. – Widząc wzrok i minę mojego brata szybko dodałam- Ale nic mi nie zrobili…
- Jak to nic ci nie zrobili. Amy, dobieranie do siebie nazywasz niczym? Zabił bym tych drani.
- Nie musiałbyś się tym przejmować gdybyś nie wyjechał i mnie nie zostawił.- Sens wypowiedzianych przeze mnie słów dotarł do mnie dopiero po chwili. Wcale tak nie sądziłam. Nie oskarżałam go o to wszystko co mnie spotkało podczas jego nieobecności. Wiedziałam że wyrządziłam przykrość mojemu bratu.
-Przepraszam że cię zostawiłem. Dobrze wiesz że od dziecka marzyłem o graniu w zespole więc gdy pojawiła się szansa zaistnienia skorzystałem z niej.- Tłumaczył się mulat.
- Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć. Postąpiłeś tak jak uważałeś że będzie słusznie. Nie winie cię za nic. –Powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
- A powinnaś. Gdybym nie wyjechał i był w domu to nie było by takich sytuacji. Nie pozwolił bym na nie.- Wyrzucał sobie niepotrzebnie.
-Było, minęło nie ma czego roztrząsać. Nie rozmawiajmy już o mnie. Teraz twoja kolej na opowiadanie. Jak ci tu jest? Grasz w jakimś zespole?- Zadałam pierwsze pytania jakie przyszły mi na myśl byle by tylko zmienić temat.
-Jest dobrze. Razem z chłopakami założyliśmy zespół. Nie jesteśmy jakoś super sławni ale nagrywamy właśnie materiał naszej debiutanckiej płyty.- Widać było że jest dumny z tego co już osiągnął z chłopakami.
-Cieszę się że twoje marzenia się wreszcie spełniły i nie chce ci przeszkadzać w realizowaniu ich.- Spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się zamkiem od mojej pożyczonej kurtki- Dlatego najbliższym samolotem wracam do Richmond.
-Nie ma mowy. Zostajesz ze mną w Los Angeles. Nie puszczę cię z powrotem pod opiekę tej dziwki. – Mimo że sama ją tak traktowałam te słowa wywarły na mnie niezrozumiane emocje. W końcu była moją matką i należał się jej  jakiś szacunek. A właściwie to dlaczego? Nigdy się nami nie opiekowała. Zawsze byliśmy zdani tylko na siebie.
-Nie Saul, na pewno masz wiele na głowie i nie jestem ci tutaj do niczego potrzebna. Będę tylko kulą u nogi dla ciebie. –Powiedziałam nie patrząc mu w oczy.
- Amy, nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz dla mnie kulą u nogi.-Po tych słowach przysunął się do mnie i przytulił. Tak strasznie mi tego brakowało. -Jesteś moją kochana siostrzyczką i nic nigdy tego nie zmieni. Rozumiesz? Dlatego zostaniesz tutaj ze mną.
- Braciszku nawet nie masz pojęcia jak bardzo za tobą tęskniłam.- Szepnęłam tak cicho że tylko on  był w stanie to usłyszeć. Zastygliśmy w takiej pozycji na długo. Myślami zaczęłam wracać do czasów mojego wczesnego dzieciństwa. Pamiętam jak mając siedem lat biegłam i przewróciłam się na żwirowej drodze. Było strasznie dużo krwi. Saul od razu zniósł mnie do domu i był ze mną cały ten czas przez który nie mogłam chodzić. Został ze mną pomimo tego że wcześniej umówił się ze znajomymi. Nie był to jedyny przypadek w którym zrezygnował ze swoich planów by być przy mnie w trudnych momentach. Oczywiście nasza matka niczego nie zauważyła. Nic dziwnego jak praktycznie zawsze była zajęta swoją „pracą”.
-Dobra mała, dosyć tego dobrego. Zwijamy się do mojego lokum. – Powiedział lecz po chwili jeszcze dodał- Naszego lokum.
- Naszego? To znaczy że kto tam jeszcze mieszka?- Zapytałam niepewna czy chce znać odpowiedz.
- No ja i chłopaki – Powiedział to takim tonem jak by to było oczywiste, ale widząc moja minę szybko dodał.- Nie bój się, oni na pewno ci nic nie zrobią.
- Nie boje się ich tylko nie wiem czy im tam nie będę przeszkadzać. – Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego że lokum mojego brata nie będzie sześciogwiastkowym apartamentem.
- Nie no co ty. Steven na pewno się ucieszy, Izzy i Duff  na pewno się zgodzą. Jedynie Axl może sprawiać jakieś tam problemy ale chuj tam z nim. No wstawaj co tak siedzisz? 
Wstałam i od razu się zachwiałam. Saul to zauważył ale nie dałam mu szansy powiedzieć nic na ten temat bo od razu ruszyłam przed siebie. Miałam tylko nadzieje że idę we właściwa stronę i ta nadzieja mnie nie zawiodła. Szliśmy w milczeniu już dobra chwilę. Otoczenie wokół nas diametralnie się zmieniło. Wokół znajdowały się gęsto ustawione domy, a właściwie ruiny po nich. Przechodząc koło jednego z nich usłyszałam krzyki dochodzące z jego wnętrza. Po moich plecach przeszedł dreszcz. Od razu spojrzałam na Saula. Ten jednak szedł dalej zupełnie nimi nie wzruszony. Zorientowałam się że trafiłam do istnego piekła w Mieście Aniołów, pełnego ćpunów i psychopatów. Sama nigdy bym się tu nie zapuściła ale w towarzystwie Saula niczego się nie obawiałam.  Zatrzymaliśmy się przed jednym z najbardziej obskurnych domów.
-No to zapraszam do środka- Powiedział trochę zmieszany chłopak i otworzył przede mną drzwi.- Witaj w Hellhouse.
Jeśli dom z dworu był obskurny to nie wiedziałam jak nazwać jego wnętrze. Wszędzie walały się butelki i puszki po piwach oraz innych wysokoprocentowych trunkach. Pomiędzy nimi leżało pełno pudełek po pizzach. Patrząc na ich ilość wnioskowałam że chłopacy żywili się tylko nimi. Dywan leżący na środku pokoju miał więcej wypalonych dziur niż wszyscy chłopcy razem wzięci mieli lat. Podejrzewam że żaden z nich nie byłby wstanie określić kiedy tu panował jako taki porządek, chyba że wtedy kiedy się tutaj wprowadzali. Nie rozumiałam jak można żyć w takim chaosie. Sama nie byłam jakąś pedantką ani nic z tych rzeczy. Nawet odwrotnie, ale tutaj naprawdę musiało być bardzo trudno żyć. Z resztą czego mogłabym się spodziewać po lokum pięciu facetów.
- I co? Jak ci się tutaj podoba? – Zapytał Saul.
- Już rozumiem pojecie Hellhouse.- Powiedziałam z uśmiechem.- A tak naprawdę to nie jest źle tylko panuje tu niezły bałagan.
- Choć do kuchni napijesz się czegoś ciepłego- Zaproponował Saul torując sobie nogą drogę.
Bez słowa poszłam za nim. Kuchnia była w nieco lepszym stanie. Usiadłam na najpewniej wyglądającym krześle przy stole. Po chwili przede mną stał już kubek z ciepłym napojem.
Od razu chwyciłam go w moje zmarznięte ręce i zaczęłam pić małymi łykami. Saul usiadł na drugim krześle i cały czas patrzył się na mnie. Przez jakiś czas ignorowałam jego wzrok, ale w końcu nie wytrzymałam.
- Dlaczego się tak na mnie gapisz?- Chłopak jak na komendę odwrócił ode mnie wzrok.
-Nie mogę uwierzyć jak bardzo się zmieniłaś.- Powiedział bardziej do siebie niż do mnie.
Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi ale po krótkim namyśle zgodziłam się z nim. Od jego wyjazdu wiele się zmieniło. Nauczyłam się bycia samowystarczalną. Nigdy o nic nikogo nie prosiłam mimo to i tak dostawałam pomoc. Zamknęłam się w sobie i tylko Susan tak naprawdę mnie znała. Przy niej zawsze mogłam być sobą. Wiedziała o mnie wszystko tak samo jak ja o niej. Oprócz tego zmieniłam się pod względem fizycznym. Jak byłam mała zawsze byłam dosyć pulchnym dzieckiem. Teraz niewątpliwie zeszczuplałam i nabrałam kobiecych kształtów. Moje czarne włosy stały się bardziej proste i przylegające do głowy ale i tak wyglądałam jak bym miała zrobioną trwałą.
Siedziałam zupełnie zatracona w swoich myślach a moje powieki zaczęły mi coraz bardziej ciążyć. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje w końcu strasznie dużo dzisiaj spałam. Dość szybko przegrałam walkę ze zmęczeniem i znowu odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

niedziela, 23 września 2012

Rozdział 1

Proszę się obudzić i zapiąć pasy!- Ze snu wyrwał mnie głos zdenerwowanej stewardesy.
-Już zapinam.- Odparłam zaspana.- Przepraszam a która jest godzina?
-Dochodzi  dziewiąta rano.- odparła stewardesa i odeszła budzić innych śpiących pasażerów. Dopięłam swego. Za chwilę będę w Mieście Aniołów. Ciekawe co mój brat tutaj robi?  Czy nadal gra na gitarze? Raczej tak. Jak jeszcze mieszkaliśmy razem gitara była jego życiem. Grając spędzał każdą wolną chwile a że tych mu zawsze brakowało to przestał chodzić do szkoły by oprócz gry mieć czas na spotykanie się ze znajomymi i rozmowy ze mną. Zawsze byliśmy bardzo blisko. Byliśmy dla siebie nawzajem oparciem. Ile to razy płakałam mu w koszule i opowiadałam o przykrościach które mnie spotkały w szkole, na podwórku czy nawet w domu? Nie potrafiłam tego zliczyć.
- Dziękuje wszystkim za udany lot.- Te słowa pilota wyrwały mnie z transu. Na pokładzie samolotu zaczął się ruch. Dopiero po półgodzinie udało mi się wejść do budynku lotniska. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego tłumu. Pełno ludzi przemierzających lotnisko. Zrobiło mi się duszno więc od razu zaczęłam szukać wzrokiem wyjścia. Już po chwili ruszyłam razem z tłumem w stronę wielkich, szklanych ruchomych drzwi.
Stanęłam przed budynkiem lotniska. Dopiero teraz zaczął mnie ogarniać strach. Jak ja znajdę w takim wielkim mieście mojego brata? No nie, coś się wymyśli. Teraz moim pierwszorzędnym zadaniem jest znalezienie jakiegoś sklepu i kupienie w nim czegoś do jedzenia i picia. Ale nawet znalezienie jakiegoś głupiego sklepu nie jest takie proste. Po czterech godzinach błądzenia po mieście znalazłam się pod jakimś barem. Jeśli wierzyć szyldowi nad drzwiami stałam pod Rainbow. Raz się żyje. Powiedziałam sobie w duchu i weszłam do środka. Wystrój wnętrza mnie nie zachwycił. Dość duża sala, z masą mniejszych i większych stolików. Usiadłam przy najmniejszym i najbardziej osłoniętym stoliku w rogu sali. Po chwili podeszła do mnie może dziewiętnastoletnia dziewczyna  ubrana w skromny uniform który więcej odkrywał niż zakrywał.
- Co mam podać?- Zapytała bardzo słodkim głosikiem.
- Cokolwiek do jedzenia i wodę do picia.
- Może być spaghetti? –zapytała
- Tak- odpowiedziałam. Kelnerka odeszła zanim zdążyłam cokolwiek więcej powiedzieć. Już po chwili przede mną leżał talerz z zamówionym prze ze mnie daniem. Nie było one za smaczne ale cóż. Byłam bardzo głodna. Mimo snu w samolocie byłam bardzo zmęczona. Nawet nie zdałam sobie sprawy że zasnęłam.
Obudził mnie straszny hałas który panował w barze. Otworzyłam oczy. Bar był wypełniony po brzegi nie do końca trzeźwymi ludźmi. Wstałam od stolika, wzięłam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Co chwila zaczepiali mnie pijani faceci, łapali za pośladki i biust. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął mnie w stronę toalet. Próbowałam się wyrywałam ale ten Ktoś był za silny. Krzyczałam ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Tuż przede drzwiami toalety  zostałam przygnieciona jego ciężarem i poczułam jego oddech na szyi. Zaczęłam coraz bardziej się wyrywać.
-Po co się wyrywasz? Przecież i tak wiem że tego chcesz.- wszeptał mi do ucha i wsadził swoje ręce pod moją bluzkę. Do oczu zaczęły mi napływać łzy. Przypominały mi się chwile w których napaleni klienci mojej matki dostawiali się do mnie.
-Nie chce tego! Ja nawet nie mam szesnastu lat! Proszę puść mnie!- krzyczałam chociaż byłam pewna że na nic to mi się nie zdało bo w klubie i tak panował straszny hałas. Nagle drzwi łazienki się otworzyły i wyszedł z nich w miarę wysoki blond chłopak. Od razu na nas spojrzał. Pewnie minął by nas  bez  interwencji ale moje łzy zrobiły na nim wrażenie. Po chwili usłyszałam trzask i poczułam że już nic na mnie nie napiera. Nie wiem dlaczego ale od razu osunęłam się na podłogę.
-Złamałeś mi nos sukinsynu! -Wykrzyczał mój oprawca trzymając się za nos z którego leciała krew.
-Należało Ci się. Kto tak traktuje kobiety?- Widać było że blondyn jest nieźle wkurzony.
-Jeszcze to popamiętasz skurwielu!- Powiedziała na odchodne i zginął gdzieś w tłumie. Praktycznie nikt w barze nie zwrócił na ta przepychankę najmniejszej uwagi. Widać że są one tutaj na porządku dziennym.
-Tak już to widzę…- Powiedział mój obrońca i obrócił się w moja stronę. Dopiero teraz wyraźnie widziałam jego twarz. Nie widzieliśmy się trzy lata ale i tak bym go rozpoznała wszędzie.- Wszystko w porządku?
-Steven?- Zapytałam zdziwiona. Chłopak przyjrzał mi się dokładnie. Widziałam że przez alkohol w jego organizmie ma problemy z rozpoznaniem mnie. Jednak po krótkiej chwili jak by go olśniło.
-Amy? Co ty tutaj do cholery robisz? Pojebało cię? Przychodzić do baru pełnego najebanych i naćpanych napaleńców? – Wykrzyczał mi prosto w twarz.
-Steven nie krzycz. Przyjechałam tutaj szukać Saula, ale po paru godzinach błądzenia po mieście trafiłam tutaj. Jak tu wchodziłam bar był pusty, zjadłam i przysnęłam przy stoliku. Jak się obudziłam od razu chciałam stąd wyjść… – Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Z całych sił starałam się opanować.- Ale ten koleś mnie złapał… i…- No i stało się. Z moich oczu popłynęły potoki łez. Chłopak chciał mnie przytulić ale szybko odtrąciłam jego rękę i leciutko się odsunęłam.
-Ty chyba się mnie nie boisz mała?- Zapytała zdezorientowany.- Przecież wiesz że ja ci krzywdy nie zrobię. Przecież mnie znasz.
- Wiem, Steven wiem ale ja tak już mam. Boje się nawet najbardziej niewinnego dotyku...- Chłopak chciał mnie chyba zapytać o coś jeszcze ale go uprzedziłam.
- Wiesz gdzie może być Saul? –Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Pewnie że wiem. Wstawaj.- Mówiąc to podał mi rękę którą szybko chwyciła i szybko wstałam.- Choć, idziemy do chłopaków.- Nie puszczając mojej ręki ruszył przez tłum w barze.
-Jakich chłopaków? Saul jest z nimi?- Zapytałam z lekkim strachem w głosie który prawdopodobnie usłyszał Steven ale go nie komentował.
- Mam nadzieje że jest, a jak nie to się go zacznie szukać.- Odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Po chwili zatrzymaliśmy się przed stolikiem przy którym siedziało trzech najebanych już osobników. Na stole leżało już kilka pustych butelek po wysokoprocentowych trunkach.
- Hej Debile. Gdzie jest Slash?- Wykrzyczał w ich stronę Steven.
- Skąd mamy wiedzieć pojebie? Przecież nie jesteśmy jego pojebanymi niańkami.- Opowiedział mu rudowłosy chłopak o skrzeczącym głosie i spojrzał na mnie.- Kogo mu tu mamy?
-To jest Amy.- Przedstawił mnie chłopakom mój wybawiciel.- Ten rudy to Axl, blondyn Duff a ten brunet to Izzy.- Przedstawił po kolei chłopaków. – Dobra Amy posiedzisz tu z nimi chwile a ja pójdę szukać Saula ok?- Wysłałam mu pełne paniki spojrzenie ale on nie zwrócił na nie uwagi. Matko co ja będę robić z tymi najebanymi kolegami Stevena? No cóż muszę jakoś wytrzymać.
- Usiądź. Co będziesz tak stać- Zaproponował mi blondyn poklepując wolne miejsce pomiędzy nim a bodajże Izzym. Wolałabym usiąść w gdzie indziej ale głupio mi było odmówić więc zajęłam proponowane miejsce. Cały czas czułam na sobie wzrok chłopaków lecz starałam się tym nie przejmować. Dopiero teraz do mnie dotarło że gdyby nie Steven zostałabym zgwałcona. Do oczu zaczęły mi napływać łzy i zaczęłam się trząść. Nie rób z siebie ofiary jesteś silna. Powtarzałam sobie w duchu. Pomyśl ile już osiągnęłaś. Jesteś w Los Angeles. Zaraz zobaczysz się z bratem za którym tak tęskniłaś. Już wszystko będzie dobrze. Już nigdy nie będziesz wracać do domu ze strachem co w nim spotkasz. Nagle z moich rozmyślań wyrwało mnie pytanie blondyna.
- A tak właściwie to skąd ty jesteś Amy? Bo na tutejszą to mi nie wyglądasz.- Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego pytania.
- Ja jestem z Richmond.- Odpowiedziałam patrząc się na blat stolika.
- O to tak jak nasz Steven i Slash. – Po chwili zastanowienia dodał- Znaliście się może wcześniej? – Już miałam odpowiedzieć ale z niedaleka usłyszałam znajomy głos.
- Steven powiesz mi w końcu o co chodzi? Oby to było warte tej laski za którą właśnie się zabierałem.- Powiedział z wyrzutem. Właśnie podszedł do stolika przy którym siedzieliśmy. Nic się nie zmienił. Dalej miał te długie, ciemne kręcone włosy które zasłaniały my świat. Jak jeszcze mieszkał w Richmond ciągle na nie narzekał ale nigdy nie pozwolił nich obciąć. I dobrze. Miał na sobie koszulkę z logiem The Rolling Stones-jednym z jego ulubionych zespołów.
Dopiero po chwili mnie zauważył. Uśmiechnęłam się w jego stronę.

niedziela, 16 września 2012

Prolog


-Amy!- wkurzony głos przyjaciółki wyrwał mnie z zamyślenia.- Już dawno był dzwonek. Nie słyszałaś go?
- No, nie słyszałam-Odparłam pośpiesznie zbierając moje rzeczy do torby.
-Nadal chcesz to zrobić?- Zapytała mnie przyjaciółka w nadziei że może zmienię zdanie.
-Nie mam innego wyjścia Susan. Co mam zostać i nadal wsłuchiwać się w jęki mojej „pracującej matki”?- Zapytałam przyjaciółkę po czym zostałam mocno przytulona.
-Wiesz że możesz liczyć na mnie w każdej sytuacji? –wyszeptała.
-Wiem, tyle razy już mi to udowodniłaś że nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
- Oj tam, oj tam coś się jeszcze wymyśli- odpowiedziała uśmiechając się.
- Przepraszam bardzo ale chciałbym już zamknąć klasę a wy się żegnacie jakbyście się nigdy więcej miały nie spotkać- Powiedział nauczyciel patrząc na nas z politowaniem.
- Przepraszamy- szybko odparłam i ruszyłam w kierunku drzwi- Nawet nie wiem pan ile ma racji w tym zdaniu- Nie wiedziałam czy nauczyciel mnie usłyszała ale to było bez znaczenia i tak już go nigdy nie miałam zobaczyć.
 Ruszyłam w stronę wyjścia ze szkoły. Jak zwykle o tej porze w drzwiach powstał nie lada korek więc nie chcąc w nim utknąć na dobre piętnaście minut postanowiłam wyjść oknem w damskiej łazience. Nie było dla mnie zaskoczeniem że drogę do łazienki za torowała mi szkolna blond lalunia która zawsze uważała mnie za kozła ofiarnego .
- I co Amy? Idziesz do domu? Oj, przepraszam ty nie masz domu tylko burdel. Mamusia Cie już przyucza do zawodu?- Tego już było za wiele. To że mówiła że mieszkam w burdelu i moja matka jest dziwką to nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Przecież mówiła szczerą prawdę. Ale że ja też jestem dziwką?
-Sorry Olivia. Nie chce ci robić konkurencji.- Powiedziałam z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
-Coś ty powiedziała?- Odparła ze złości czerwona na twarzy Olivia.
-To co słyszałaś. - odparłam mijając ją w drzwiach do toalety.- A i jeszcze bym zapomniała. To za wszystko co dla mnie zrobiłaś i co o mnie mówiłaś.- i wymierzyłam prawy sierpowy w jej nos. Usłyszałam ciche chrupnięcie i z nosa blondi poleciała krew.
- Złamałaś mi nos suko!- wykrzyczała Olivia trzymając się za coraz bardziej krwawiący nos.
- Należało ci się- odparłam i już byłam na dworze. Ruszyłam przed siebie. Nie chciałam się oglądać za siebie ale coś mnie ciągnęło żeby ostatni raz spojrzeć na budynek szkoły. W końcu przy bramie przegrałam tą bitwę z sama sobą i odwróciłam się. Niepotrzebnie bo naszło mnie na wspomnienia. To właśnie tu spędziłam najlepsze chwile od wyjazdu mojego brata. To tu miałam swoje wzloty i upadki. To właśnie tu uciekałam jak matka miała zbyt natrętnych klientów którzy dobierali się do mnie. Dobra koniec tych wspomnień bo to i tak nie ma sensu. Posłałam ostatnie spojrzenie budynkowi szkoły i ruszyłam w stronę mojego domu.
Gdy tylko otworzyłam drzwi z pokoju mojej matki było słychać jęki. Nie zważając na nie ruszyłam do mojego pokoju. Tam już miałam zapakowany plecak z najpotrzebniejszymi rzeczami i wszystkimi moimi oszczędnościami. Nie było tego dużo bo w końcu ile można było zarobić roznosząc ulotki. Złapałam plecak i ostatni raz spojrzałam na mój pokój. Zwykłe łóżko, szafa, komoda i biurko nic szczególnego. Na ścianach wisiały różne plakaty zespołów  takich jak AC/DC, Led Zeppelin, Aerosmith, Pink Floyd i The Rollind Stones. Miłość do tych zespołów zaszczepił mi  mój starszy brat. Sam grał na gitarze i marzył o sławie. Właśnie dlatego wyjechał do Miasta Aniołów to mu miało dać start do kariery. To właśnie tam miałam zamiar pojechać. Znaleźć go. Tak szczerze nie wiem po co. Ale jedyne co wiedziałam na pewno to, to że nie mogę zostać tu ani dnia dłużej. Cicho zamknęłam drzwi do mojego pokoju i zaczęłam na palcach schodzić ze schodów. Właściwie to nie wiem dlaczego chciałam żeby było cicho. Może dlatego że w całym domu panowała cisza?  Cisza? To znaczy że klient sobie już poszedł, a moja matka bierze prysznic. Zeszłam do kuchni na stole leżała koperta. W środku tak jak myślałam były pieniądze za usługi mojej rodzicielki. Bez skrupułów przywłaszczyłam sobie pieniądze. Wyszłam z domu i ruszyłam na lotnisko. Zakończyłam właśnie pewien rozdział w życiu rozpoczynałam nowy. Miałam nadzieje że ten nowy będzie dużo lepszy od tego poprzedniego.



Wiem że zaczyna się jak większość blogów o Guns N' Roses. Ucieczka z domu do Miasta Aniołów, ale już w nastepnych rozdziałach akcja się rozwinie.