-Amy?! Co ty tutaj do kurwy nędzy robisz?- Wykrzyczał w moją
stronę. Następny. - pomyślałam.
-Czyli jednak się znaliście wcześniej- Rzekł Duff z
uśmiechem na twarzy.
- Nie kurwa. Wcześniej nie znałem mojej siostry!- Warknął
poirytowany Saul.
- Siostry?!- Zapytali chórem chłopacy.
- Tak siostry! Chodź Amy musimy pogadać.-Powiedziawszy to złapał mnie za nadgarstek i mocno szarpnął.
- Tak siostry! Chodź Amy musimy pogadać.-Powiedziawszy to złapał mnie za nadgarstek i mocno szarpnął.
- Saul to boli!- Krzyknęłam przestraszona. Jeszcze nigdy nie
przejawiał wobec mnie jakiejkolwiek agresji.
-Przepraszam- Odpowiedział zmieszanym głosem.- Ale chodź
pójdziemy do parku i na spokojnie pogadamy.-Wstałam i ruszyłam za nim. Zmienił
się. Mój ukochany braciszek zmienił się. Nigdy wcześniej na mnie nie krzyczał.
Ale czego mogłam się spodziewać. Ni z tego, ni z owego zjawiła się jego młodsza siostra. Na pewno nie było to jego ukrytym marzeniem.
Saul szybko wyprowadził nas z baru i poprowadził w stronę
pobliskiego parku. Usiedliśmy na najbliższej ławce. Zapadłą niezręczna cisza.
Żadne z was nie wiedziało co powiedzieć. Nagle zimny powiew wiatru przybrał
mnie o dreszcze. Nic dziwnego. Była w końcu kwietniowa noc a ja miałam na sobie
tylko koszulę.
-Masz, załóż – Powiedział Saul podając mi swoją kurtkę.
Szybko odmówiłam kręcąc głową ale ten nie dawał za wygraną.- No załóż, przecież
widzę że ci jest zimno.
-Dzięki. – Odpowiedziałam zakładając na siebie dużo za dużą
kurtkę. Od razu zrobiło mi się cieplej. Czułam że moje okrycie jest
przesiąknięte zapachem alkoholu i spalonego tytoniu ale mi to nie
przeszkadzało.
-To może teraz mi powiesz co tu robisz?- Zaczął rozmowę Saul.
- Przyjechałam do ciebie.- Odpowiedziałam.
- No to, to ja właśnie widzę. Ale po co?- Zapytał trochę zbyt
arogancko.
- Jak to po co? Tęskniłam za tobą. Miałam już dość życia w
strachu.- Powiedziałam trochę za dużo i za głośno.
-Życia w strachu? Przed czym?- Zapytał badawczym głosem
Saul.- Tylko mnie nie okłamuj.
-No bo – Zaczęłam prawie szeptem- Wiesz przecież czym się
zajmuje nasza matka co nie? No i jej klienci przychodzili do nas do domu i …-
Nie wiem dlaczego ale nie chciało mi to przejść przez usta.- często się do mnie
przystawiali. – Widząc wzrok i minę mojego brata szybko dodałam- Ale nic mi nie
zrobili…
- Jak to nic ci nie zrobili. Amy, dobieranie do siebie
nazywasz niczym? Zabił bym tych drani.
- Nie musiałbyś się tym przejmować gdybyś nie wyjechał i
mnie nie zostawił.- Sens wypowiedzianych przeze mnie słów dotarł do mnie
dopiero po chwili. Wcale tak nie sądziłam. Nie oskarżałam go o to wszystko co
mnie spotkało podczas jego nieobecności. Wiedziałam że wyrządziłam przykrość
mojemu bratu.
-Przepraszam że cię zostawiłem. Dobrze wiesz że od dziecka marzyłem o graniu
w zespole więc gdy pojawiła się szansa zaistnienia skorzystałem z niej.-
Tłumaczył się mulat.
- Nie musisz mi się z niczego tłumaczyć. Postąpiłeś tak jak
uważałeś że będzie słusznie. Nie winie cię za nic. –Powiedziałam patrząc mu
prosto w oczy.
- A powinnaś. Gdybym nie wyjechał i był w domu to nie było
by takich sytuacji. Nie pozwolił bym na nie.- Wyrzucał sobie niepotrzebnie.
-Było, minęło nie ma czego roztrząsać. Nie rozmawiajmy już o
mnie. Teraz twoja kolej na opowiadanie. Jak ci tu jest? Grasz w jakimś
zespole?- Zadałam pierwsze pytania jakie przyszły mi na myśl byle by tylko
zmienić temat.
-Jest dobrze. Razem z chłopakami założyliśmy zespół. Nie
jesteśmy jakoś super sławni ale nagrywamy właśnie materiał naszej debiutanckiej
płyty.- Widać było że jest dumny z tego co już osiągnął z chłopakami.
-Cieszę się że twoje marzenia się wreszcie spełniły i nie
chce ci przeszkadzać w realizowaniu ich.- Spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się
zamkiem od mojej pożyczonej kurtki- Dlatego najbliższym samolotem wracam do
Richmond.
-Nie ma mowy. Zostajesz ze mną w Los Angeles. Nie puszczę
cię z powrotem pod opiekę tej dziwki. – Mimo że sama ją tak traktowałam te słowa
wywarły na mnie niezrozumiane emocje. W końcu była moją matką i
należał się jej jakiś szacunek. A
właściwie to dlaczego? Nigdy się nami nie opiekowała. Zawsze byliśmy zdani
tylko na siebie.
-Nie Saul, na pewno masz wiele na głowie i nie jestem ci
tutaj do niczego potrzebna. Będę tylko kulą u nogi dla ciebie. –Powiedziałam nie
patrząc mu w oczy.
- Amy, nigdy nie byłaś i nigdy nie będziesz dla mnie kulą u
nogi.-Po tych słowach przysunął się do mnie i przytulił. Tak strasznie mi tego
brakowało. -Jesteś moją kochana siostrzyczką i nic nigdy tego nie zmieni.
Rozumiesz? Dlatego zostaniesz tutaj ze mną.
- Braciszku nawet nie masz pojęcia jak bardzo za tobą
tęskniłam.- Szepnęłam tak cicho że tylko on
był w stanie to usłyszeć. Zastygliśmy w takiej pozycji na długo. Myślami
zaczęłam wracać do czasów mojego wczesnego dzieciństwa. Pamiętam jak mając siedem
lat biegłam i przewróciłam się na żwirowej drodze. Było strasznie dużo krwi.
Saul od razu zniósł mnie do domu i był ze mną cały ten czas przez który nie
mogłam chodzić. Został ze mną pomimo tego że wcześniej umówił się ze znajomymi. Nie był to jedyny przypadek w którym zrezygnował ze swoich planów by być przy mnie w trudnych momentach. Oczywiście nasza matka niczego nie zauważyła. Nic dziwnego jak praktycznie
zawsze była zajęta swoją „pracą”.
-Dobra mała, dosyć tego dobrego. Zwijamy się do mojego
lokum. – Powiedział lecz po chwili jeszcze dodał- Naszego lokum.
- Naszego? To znaczy że kto tam jeszcze mieszka?- Zapytałam
niepewna czy chce znać odpowiedz.
- No ja i chłopaki – Powiedział to takim tonem jak by to
było oczywiste, ale widząc moja minę szybko dodał.- Nie bój się, oni na pewno
ci nic nie zrobią.
- Nie boje się ich tylko nie wiem czy im tam nie będę przeszkadzać.
– Dobrze zdawałam sobie sprawę z tego że lokum mojego brata nie będzie
sześciogwiastkowym apartamentem.
- Nie no co ty. Steven na pewno się ucieszy, Izzy i
Duff na pewno się zgodzą. Jedynie Axl
może sprawiać jakieś tam problemy ale chuj tam z nim. No wstawaj co tak
siedzisz?
Wstałam i od razu się zachwiałam. Saul to zauważył ale nie
dałam mu szansy powiedzieć nic na ten temat bo od razu ruszyłam przed siebie.
Miałam tylko nadzieje że idę we właściwa stronę i ta nadzieja mnie nie zawiodła. Szliśmy w milczeniu już dobra chwilę.
Otoczenie wokół nas diametralnie się zmieniło. Wokół znajdowały się gęsto
ustawione domy, a właściwie ruiny po nich. Przechodząc koło jednego z nich
usłyszałam krzyki dochodzące z jego wnętrza. Po moich plecach przeszedł
dreszcz. Od razu spojrzałam na Saula. Ten jednak szedł dalej zupełnie nimi nie
wzruszony. Zorientowałam się że trafiłam do istnego piekła w Mieście Aniołów,
pełnego ćpunów i psychopatów. Sama nigdy bym się tu nie zapuściła ale w
towarzystwie Saula niczego się nie obawiałam.
Zatrzymaliśmy się przed jednym z najbardziej obskurnych domów.
-No to zapraszam do środka- Powiedział trochę zmieszany
chłopak i otworzył przede mną drzwi.- Witaj w Hellhouse.
Jeśli dom z dworu był obskurny to nie wiedziałam jak nazwać
jego wnętrze. Wszędzie walały się butelki i puszki po piwach oraz innych
wysokoprocentowych trunkach. Pomiędzy nimi leżało pełno pudełek po pizzach.
Patrząc na ich ilość wnioskowałam że chłopacy żywili się tylko nimi. Dywan
leżący na środku pokoju miał więcej wypalonych dziur niż wszyscy chłopcy razem
wzięci mieli lat. Podejrzewam że żaden z nich nie byłby wstanie określić kiedy
tu panował jako taki porządek, chyba że wtedy kiedy się tutaj wprowadzali. Nie
rozumiałam jak można żyć w takim chaosie. Sama nie byłam jakąś pedantką ani nic
z tych rzeczy. Nawet odwrotnie, ale tutaj naprawdę musiało być bardzo trudno
żyć. Z resztą czego mogłabym się spodziewać po lokum pięciu facetów.
- I co? Jak ci się tutaj podoba? – Zapytał Saul.
- Już rozumiem pojecie Hellhouse.- Powiedziałam z uśmiechem.-
A tak naprawdę to nie jest źle tylko panuje tu niezły bałagan.
- Choć do kuchni napijesz się czegoś ciepłego- Zaproponował
Saul torując sobie nogą drogę.
Bez słowa poszłam za nim. Kuchnia była w nieco lepszym
stanie. Usiadłam na najpewniej wyglądającym krześle przy stole. Po chwili
przede mną stał już kubek z ciepłym napojem.
Od razu chwyciłam go w moje zmarznięte ręce i zaczęłam pić małymi łykami. Saul usiadł na drugim krześle i cały czas patrzył się na
mnie. Przez jakiś czas ignorowałam jego wzrok, ale w końcu nie wytrzymałam.
- Dlaczego się tak na mnie gapisz?- Chłopak jak na komendę
odwrócił ode mnie wzrok.
-Nie mogę uwierzyć jak bardzo się zmieniłaś.- Powiedział
bardziej do siebie niż do mnie.
Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi ale po krótkim
namyśle zgodziłam się z nim. Od jego wyjazdu wiele się zmieniło. Nauczyłam się
bycia samowystarczalną. Nigdy o nic nikogo nie prosiłam mimo to i tak
dostawałam pomoc. Zamknęłam się w sobie i tylko Susan tak naprawdę mnie znała.
Przy niej zawsze mogłam być sobą. Wiedziała o mnie wszystko tak samo jak ja o
niej. Oprócz tego zmieniłam się pod względem fizycznym. Jak byłam mała zawsze
byłam dosyć pulchnym dzieckiem. Teraz niewątpliwie zeszczuplałam i nabrałam
kobiecych kształtów. Moje czarne włosy stały się bardziej proste i przylegające
do głowy ale i tak wyglądałam jak bym miała zrobioną trwałą.
Siedziałam zupełnie zatracona w swoich myślach a moje
powieki zaczęły mi coraz bardziej ciążyć. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje w
końcu strasznie dużo dzisiaj spałam. Dość szybko przegrałam walkę ze zmęczeniem
i znowu odpłynęłam w objęcia Morfeusza.