niedziela, 23 września 2012

Rozdział 1

Proszę się obudzić i zapiąć pasy!- Ze snu wyrwał mnie głos zdenerwowanej stewardesy.
-Już zapinam.- Odparłam zaspana.- Przepraszam a która jest godzina?
-Dochodzi  dziewiąta rano.- odparła stewardesa i odeszła budzić innych śpiących pasażerów. Dopięłam swego. Za chwilę będę w Mieście Aniołów. Ciekawe co mój brat tutaj robi?  Czy nadal gra na gitarze? Raczej tak. Jak jeszcze mieszkaliśmy razem gitara była jego życiem. Grając spędzał każdą wolną chwile a że tych mu zawsze brakowało to przestał chodzić do szkoły by oprócz gry mieć czas na spotykanie się ze znajomymi i rozmowy ze mną. Zawsze byliśmy bardzo blisko. Byliśmy dla siebie nawzajem oparciem. Ile to razy płakałam mu w koszule i opowiadałam o przykrościach które mnie spotkały w szkole, na podwórku czy nawet w domu? Nie potrafiłam tego zliczyć.
- Dziękuje wszystkim za udany lot.- Te słowa pilota wyrwały mnie z transu. Na pokładzie samolotu zaczął się ruch. Dopiero po półgodzinie udało mi się wejść do budynku lotniska. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego tłumu. Pełno ludzi przemierzających lotnisko. Zrobiło mi się duszno więc od razu zaczęłam szukać wzrokiem wyjścia. Już po chwili ruszyłam razem z tłumem w stronę wielkich, szklanych ruchomych drzwi.
Stanęłam przed budynkiem lotniska. Dopiero teraz zaczął mnie ogarniać strach. Jak ja znajdę w takim wielkim mieście mojego brata? No nie, coś się wymyśli. Teraz moim pierwszorzędnym zadaniem jest znalezienie jakiegoś sklepu i kupienie w nim czegoś do jedzenia i picia. Ale nawet znalezienie jakiegoś głupiego sklepu nie jest takie proste. Po czterech godzinach błądzenia po mieście znalazłam się pod jakimś barem. Jeśli wierzyć szyldowi nad drzwiami stałam pod Rainbow. Raz się żyje. Powiedziałam sobie w duchu i weszłam do środka. Wystrój wnętrza mnie nie zachwycił. Dość duża sala, z masą mniejszych i większych stolików. Usiadłam przy najmniejszym i najbardziej osłoniętym stoliku w rogu sali. Po chwili podeszła do mnie może dziewiętnastoletnia dziewczyna  ubrana w skromny uniform który więcej odkrywał niż zakrywał.
- Co mam podać?- Zapytała bardzo słodkim głosikiem.
- Cokolwiek do jedzenia i wodę do picia.
- Może być spaghetti? –zapytała
- Tak- odpowiedziałam. Kelnerka odeszła zanim zdążyłam cokolwiek więcej powiedzieć. Już po chwili przede mną leżał talerz z zamówionym prze ze mnie daniem. Nie było one za smaczne ale cóż. Byłam bardzo głodna. Mimo snu w samolocie byłam bardzo zmęczona. Nawet nie zdałam sobie sprawy że zasnęłam.
Obudził mnie straszny hałas który panował w barze. Otworzyłam oczy. Bar był wypełniony po brzegi nie do końca trzeźwymi ludźmi. Wstałam od stolika, wzięłam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Co chwila zaczepiali mnie pijani faceci, łapali za pośladki i biust. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął mnie w stronę toalet. Próbowałam się wyrywałam ale ten Ktoś był za silny. Krzyczałam ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Tuż przede drzwiami toalety  zostałam przygnieciona jego ciężarem i poczułam jego oddech na szyi. Zaczęłam coraz bardziej się wyrywać.
-Po co się wyrywasz? Przecież i tak wiem że tego chcesz.- wszeptał mi do ucha i wsadził swoje ręce pod moją bluzkę. Do oczu zaczęły mi napływać łzy. Przypominały mi się chwile w których napaleni klienci mojej matki dostawiali się do mnie.
-Nie chce tego! Ja nawet nie mam szesnastu lat! Proszę puść mnie!- krzyczałam chociaż byłam pewna że na nic to mi się nie zdało bo w klubie i tak panował straszny hałas. Nagle drzwi łazienki się otworzyły i wyszedł z nich w miarę wysoki blond chłopak. Od razu na nas spojrzał. Pewnie minął by nas  bez  interwencji ale moje łzy zrobiły na nim wrażenie. Po chwili usłyszałam trzask i poczułam że już nic na mnie nie napiera. Nie wiem dlaczego ale od razu osunęłam się na podłogę.
-Złamałeś mi nos sukinsynu! -Wykrzyczał mój oprawca trzymając się za nos z którego leciała krew.
-Należało Ci się. Kto tak traktuje kobiety?- Widać było że blondyn jest nieźle wkurzony.
-Jeszcze to popamiętasz skurwielu!- Powiedziała na odchodne i zginął gdzieś w tłumie. Praktycznie nikt w barze nie zwrócił na ta przepychankę najmniejszej uwagi. Widać że są one tutaj na porządku dziennym.
-Tak już to widzę…- Powiedział mój obrońca i obrócił się w moja stronę. Dopiero teraz wyraźnie widziałam jego twarz. Nie widzieliśmy się trzy lata ale i tak bym go rozpoznała wszędzie.- Wszystko w porządku?
-Steven?- Zapytałam zdziwiona. Chłopak przyjrzał mi się dokładnie. Widziałam że przez alkohol w jego organizmie ma problemy z rozpoznaniem mnie. Jednak po krótkiej chwili jak by go olśniło.
-Amy? Co ty tutaj do cholery robisz? Pojebało cię? Przychodzić do baru pełnego najebanych i naćpanych napaleńców? – Wykrzyczał mi prosto w twarz.
-Steven nie krzycz. Przyjechałam tutaj szukać Saula, ale po paru godzinach błądzenia po mieście trafiłam tutaj. Jak tu wchodziłam bar był pusty, zjadłam i przysnęłam przy stoliku. Jak się obudziłam od razu chciałam stąd wyjść… – Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Z całych sił starałam się opanować.- Ale ten koleś mnie złapał… i…- No i stało się. Z moich oczu popłynęły potoki łez. Chłopak chciał mnie przytulić ale szybko odtrąciłam jego rękę i leciutko się odsunęłam.
-Ty chyba się mnie nie boisz mała?- Zapytała zdezorientowany.- Przecież wiesz że ja ci krzywdy nie zrobię. Przecież mnie znasz.
- Wiem, Steven wiem ale ja tak już mam. Boje się nawet najbardziej niewinnego dotyku...- Chłopak chciał mnie chyba zapytać o coś jeszcze ale go uprzedziłam.
- Wiesz gdzie może być Saul? –Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Pewnie że wiem. Wstawaj.- Mówiąc to podał mi rękę którą szybko chwyciła i szybko wstałam.- Choć, idziemy do chłopaków.- Nie puszczając mojej ręki ruszył przez tłum w barze.
-Jakich chłopaków? Saul jest z nimi?- Zapytałam z lekkim strachem w głosie który prawdopodobnie usłyszał Steven ale go nie komentował.
- Mam nadzieje że jest, a jak nie to się go zacznie szukać.- Odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Po chwili zatrzymaliśmy się przed stolikiem przy którym siedziało trzech najebanych już osobników. Na stole leżało już kilka pustych butelek po wysokoprocentowych trunkach.
- Hej Debile. Gdzie jest Slash?- Wykrzyczał w ich stronę Steven.
- Skąd mamy wiedzieć pojebie? Przecież nie jesteśmy jego pojebanymi niańkami.- Opowiedział mu rudowłosy chłopak o skrzeczącym głosie i spojrzał na mnie.- Kogo mu tu mamy?
-To jest Amy.- Przedstawił mnie chłopakom mój wybawiciel.- Ten rudy to Axl, blondyn Duff a ten brunet to Izzy.- Przedstawił po kolei chłopaków. – Dobra Amy posiedzisz tu z nimi chwile a ja pójdę szukać Saula ok?- Wysłałam mu pełne paniki spojrzenie ale on nie zwrócił na nie uwagi. Matko co ja będę robić z tymi najebanymi kolegami Stevena? No cóż muszę jakoś wytrzymać.
- Usiądź. Co będziesz tak stać- Zaproponował mi blondyn poklepując wolne miejsce pomiędzy nim a bodajże Izzym. Wolałabym usiąść w gdzie indziej ale głupio mi było odmówić więc zajęłam proponowane miejsce. Cały czas czułam na sobie wzrok chłopaków lecz starałam się tym nie przejmować. Dopiero teraz do mnie dotarło że gdyby nie Steven zostałabym zgwałcona. Do oczu zaczęły mi napływać łzy i zaczęłam się trząść. Nie rób z siebie ofiary jesteś silna. Powtarzałam sobie w duchu. Pomyśl ile już osiągnęłaś. Jesteś w Los Angeles. Zaraz zobaczysz się z bratem za którym tak tęskniłaś. Już wszystko będzie dobrze. Już nigdy nie będziesz wracać do domu ze strachem co w nim spotkasz. Nagle z moich rozmyślań wyrwało mnie pytanie blondyna.
- A tak właściwie to skąd ty jesteś Amy? Bo na tutejszą to mi nie wyglądasz.- Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego pytania.
- Ja jestem z Richmond.- Odpowiedziałam patrząc się na blat stolika.
- O to tak jak nasz Steven i Slash. – Po chwili zastanowienia dodał- Znaliście się może wcześniej? – Już miałam odpowiedzieć ale z niedaleka usłyszałam znajomy głos.
- Steven powiesz mi w końcu o co chodzi? Oby to było warte tej laski za którą właśnie się zabierałem.- Powiedział z wyrzutem. Właśnie podszedł do stolika przy którym siedzieliśmy. Nic się nie zmienił. Dalej miał te długie, ciemne kręcone włosy które zasłaniały my świat. Jak jeszcze mieszkał w Richmond ciągle na nie narzekał ale nigdy nie pozwolił nich obciąć. I dobrze. Miał na sobie koszulkę z logiem The Rolling Stones-jednym z jego ulubionych zespołów.
Dopiero po chwili mnie zauważył. Uśmiechnęłam się w jego stronę.

7 komentarzy:

  1. No i czad! Tylko szkoda, że urwałaś w takim zajebistym momencie! xD no ale przynajmniej jest na co czekać, a więc nie narzekam.
    Mam nadzieję, że Slash nie będzie się wkurzał na siostrzyczkę i jakoś tam jej pomoże xD Pierwszy raz czytam opowiadanie, w którym Slash ma rodzeństwo i bardzo mi się to podoba ;)
    Czekam na kolejne i jeszcze tylko wspomnę, że jest kilka literówek, ale takich nieznacznych, także można się domyślić o co chodzi xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, no. Biedna dziewczyna. Nie ma szesnastu lat?! No to grubo. Ale jakoś mi szkoda, że to siostra Slasha. Fakt, że o tym też jak Michelle. nie czytałam. Ale i tak mi się podoba masz bardzo ciekawy styl pisania. Co ja jako beztalencie bardzo cenię. Informuj mnie koniecznie o nowych rozdziałach. Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Steven nasz bohater! Ale nie wiedziałam, że Amy jest taka młodziutka. No zobaczymy jak to będzie z chłopakami. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oojej Steven bohater :) Amy ma 16 lat niecałe ? O kurdę no to grubo :D Szkoda, że tak nami manipulujesz i urywasz w zajebistym momencie noo .. ;___; Idę czytać kolejne :3
    Ten był zajebisty ! *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehs, uwielbiam tą historię, to nic, że przeczytałam dopiero Prolog i 1 rozdział :p No, takze tego, koocham to! Bohaterski Steven - podoba mi się! :) Amy, siostra Slasha, niecałe 16 lat.. Będzie ciekawie :D
    A i właśnie, nominowałam Cię do Liebster Blogger Award, info u mnie na blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaa .. jaki genialny rozdział! Serio!
    Amy spotkała swojego braciszka. Ja też mam brata i wiem, że mimo wszystko cholernie bym za nim tęskniła.
    Do tego ciekawy motyw z ... lękiem Amy przed dotykiem? .. Mogę tak to nazwać. Możesz to ciekawie rozwinąć.
    Lecę czytać dalej.

    ~Michelle.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde, nie lubię, jak rozdziały są takie krótkie. :/
    Ale ogółem historia super. :) Byłam pewna, że to Duff ją obronił, a nie Steven - zmyliło mnie określenie 'wysoki blondyn'. :')

    OdpowiedzUsuń