Proszę się obudzić i zapiąć pasy!- Ze snu wyrwał mnie głos
zdenerwowanej stewardesy.
-Już zapinam.- Odparłam zaspana.- Przepraszam a która jest
godzina?
-Dochodzi dziewiąta
rano.- odparła stewardesa i odeszła budzić innych śpiących pasażerów. Dopięłam
swego. Za chwilę będę w Mieście Aniołów. Ciekawe co mój brat tutaj robi? Czy nadal gra na gitarze? Raczej tak. Jak
jeszcze mieszkaliśmy razem gitara była jego życiem. Grając spędzał każdą wolną
chwile a że tych mu zawsze brakowało to przestał chodzić do szkoły by oprócz
gry mieć czas na spotykanie się ze znajomymi i rozmowy ze mną. Zawsze byliśmy
bardzo blisko. Byliśmy dla siebie nawzajem oparciem. Ile to razy płakałam mu w
koszule i opowiadałam o przykrościach które mnie spotkały w szkole, na podwórku
czy nawet w domu? Nie potrafiłam tego zliczyć.
- Dziękuje wszystkim za udany lot.- Te słowa pilota wyrwały mnie z
transu. Na pokładzie samolotu zaczął się ruch. Dopiero po półgodzinie udało mi
się wejść do budynku lotniska. Jeszcze nigdy nie widziałam takiego tłumu. Pełno
ludzi przemierzających lotnisko. Zrobiło mi się duszno więc od razu zaczęłam
szukać wzrokiem wyjścia. Już po chwili ruszyłam razem z tłumem w stronę
wielkich, szklanych ruchomych drzwi.
Stanęłam przed budynkiem lotniska. Dopiero teraz zaczął mnie
ogarniać strach. Jak ja znajdę w takim wielkim mieście mojego brata? No nie, coś
się wymyśli. Teraz moim pierwszorzędnym zadaniem jest znalezienie jakiegoś
sklepu i kupienie w nim czegoś do jedzenia i picia. Ale nawet znalezienie
jakiegoś głupiego sklepu nie jest takie proste. Po czterech godzinach błądzenia
po mieście znalazłam się pod jakimś barem. Jeśli wierzyć szyldowi nad drzwiami
stałam pod Rainbow. Raz się żyje. Powiedziałam sobie w duchu i weszłam do
środka. Wystrój wnętrza mnie nie zachwycił. Dość duża sala, z masą mniejszych i
większych stolików. Usiadłam przy najmniejszym i najbardziej osłoniętym stoliku
w rogu sali. Po chwili podeszła do mnie może dziewiętnastoletnia dziewczyna ubrana w skromny uniform który więcej odkrywał
niż zakrywał.
- Co mam podać?- Zapytała bardzo słodkim głosikiem.
- Cokolwiek do jedzenia i wodę do picia.
- Może być spaghetti? –zapytała
- Tak- odpowiedziałam. Kelnerka odeszła zanim zdążyłam
cokolwiek więcej powiedzieć. Już po chwili przede mną leżał talerz z zamówionym
prze ze mnie daniem. Nie było one za smaczne ale cóż. Byłam bardzo głodna. Mimo
snu w samolocie byłam bardzo zmęczona. Nawet nie zdałam sobie sprawy że
zasnęłam.
Obudził mnie straszny hałas który panował w barze.
Otworzyłam oczy. Bar był wypełniony po brzegi nie do końca trzeźwymi ludźmi.
Wstałam od stolika, wzięłam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Co chwila zaczepiali mnie
pijani faceci, łapali za pośladki i biust. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i
pociągnął mnie w stronę toalet. Próbowałam się wyrywałam ale ten Ktoś był za
silny. Krzyczałam ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Tuż przede drzwiami
toalety zostałam przygnieciona jego
ciężarem i poczułam jego oddech na szyi. Zaczęłam coraz bardziej się wyrywać.
-Po co się wyrywasz? Przecież i tak wiem że tego chcesz.-
wszeptał mi do ucha i wsadził swoje ręce pod moją bluzkę. Do oczu zaczęły mi
napływać łzy. Przypominały mi się chwile w których napaleni klienci mojej matki
dostawiali się do mnie.
-Nie chce tego! Ja nawet nie mam szesnastu lat! Proszę puść
mnie!- krzyczałam chociaż byłam pewna że na nic to mi się nie zdało bo w klubie
i tak panował straszny hałas. Nagle drzwi łazienki się otworzyły i wyszedł z
nich w miarę wysoki blond chłopak. Od razu na nas spojrzał. Pewnie minął by
nas bez
interwencji ale moje łzy zrobiły na nim wrażenie. Po chwili usłyszałam
trzask i poczułam że już nic na mnie nie napiera. Nie wiem dlaczego ale od razu
osunęłam się na podłogę.
-Złamałeś mi nos sukinsynu! -Wykrzyczał mój oprawca
trzymając się za nos z którego leciała krew.
-Należało Ci się. Kto tak traktuje kobiety?- Widać było że
blondyn jest nieźle wkurzony.
-Jeszcze to popamiętasz skurwielu!- Powiedziała na odchodne
i zginął gdzieś w tłumie. Praktycznie nikt w barze nie zwrócił na ta
przepychankę najmniejszej uwagi. Widać że są one tutaj na porządku dziennym.
-Tak już to widzę…- Powiedział mój obrońca i obrócił się w
moja stronę. Dopiero teraz wyraźnie widziałam jego twarz. Nie widzieliśmy się
trzy lata ale i tak bym go rozpoznała wszędzie.- Wszystko w porządku?
-Steven?- Zapytałam zdziwiona. Chłopak przyjrzał mi się
dokładnie. Widziałam że przez alkohol w jego organizmie ma problemy z
rozpoznaniem mnie. Jednak po krótkiej chwili jak by go olśniło.
-Amy? Co ty tutaj do cholery robisz? Pojebało cię?
Przychodzić do baru pełnego najebanych i naćpanych napaleńców? – Wykrzyczał mi
prosto w twarz.
-Steven nie krzycz. Przyjechałam tutaj szukać Saula, ale po
paru godzinach błądzenia po mieście trafiłam tutaj. Jak tu wchodziłam bar był
pusty, zjadłam i przysnęłam przy stoliku. Jak się obudziłam od razu chciałam
stąd wyjść… – Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Z całych sił starałam się
opanować.- Ale ten koleś mnie złapał… i…- No i stało się. Z moich oczu
popłynęły potoki łez. Chłopak chciał mnie przytulić ale szybko odtrąciłam jego
rękę i leciutko się odsunęłam.
-Ty chyba się mnie nie boisz mała?- Zapytała
zdezorientowany.- Przecież wiesz że ja ci krzywdy nie zrobię. Przecież mnie
znasz.
- Wiem, Steven wiem ale ja tak już mam. Boje się nawet
najbardziej niewinnego dotyku...- Chłopak chciał mnie chyba zapytać o coś
jeszcze ale go uprzedziłam.
- Wiesz gdzie może być Saul? –Zapytałam z nadzieją w głosie.
- Pewnie że wiem. Wstawaj.- Mówiąc to podał mi rękę którą
szybko chwyciła i szybko wstałam.- Choć, idziemy do chłopaków.- Nie puszczając
mojej ręki ruszył przez tłum w barze.
-Jakich chłopaków? Saul jest z nimi?- Zapytałam z lekkim
strachem w głosie który prawdopodobnie usłyszał Steven ale go nie komentował.
- Mam nadzieje że jest, a jak nie to się go zacznie szukać.-
Odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Po chwili zatrzymaliśmy się przed stolikiem
przy którym siedziało trzech najebanych już osobników. Na stole leżało już
kilka pustych butelek po wysokoprocentowych trunkach.
- Hej Debile. Gdzie jest Slash?- Wykrzyczał w ich stronę
Steven.
- Skąd mamy wiedzieć pojebie? Przecież nie jesteśmy jego
pojebanymi niańkami.- Opowiedział mu rudowłosy chłopak o skrzeczącym głosie i
spojrzał na mnie.- Kogo mu tu mamy?
-To jest Amy.- Przedstawił mnie chłopakom mój wybawiciel.-
Ten rudy to Axl, blondyn Duff a ten brunet to Izzy.- Przedstawił po kolei
chłopaków. – Dobra Amy posiedzisz tu z nimi chwile a ja pójdę szukać Saula ok?-
Wysłałam mu pełne paniki spojrzenie ale on nie zwrócił na nie uwagi. Matko co
ja będę robić z tymi najebanymi kolegami Stevena? No cóż muszę jakoś wytrzymać.
- Usiądź. Co będziesz tak stać- Zaproponował mi blondyn
poklepując wolne miejsce pomiędzy nim a bodajże Izzym. Wolałabym usiąść w gdzie
indziej ale głupio mi było odmówić więc zajęłam proponowane miejsce. Cały czas
czułam na sobie wzrok chłopaków lecz starałam się tym nie przejmować. Dopiero
teraz do mnie dotarło że gdyby nie Steven zostałabym zgwałcona. Do oczu zaczęły
mi napływać łzy i zaczęłam się trząść. Nie rób z siebie ofiary jesteś silna.
Powtarzałam sobie w duchu. Pomyśl ile już osiągnęłaś. Jesteś w Los Angeles.
Zaraz zobaczysz się z bratem za którym tak tęskniłaś. Już wszystko będzie
dobrze. Już nigdy nie będziesz wracać do domu ze strachem co w nim spotkasz.
Nagle z moich rozmyślań wyrwało mnie pytanie blondyna.
- A tak właściwie to skąd ty jesteś Amy? Bo na tutejszą to mi
nie wyglądasz.- Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jego pytania.
- Ja jestem z Richmond.- Odpowiedziałam patrząc się na blat
stolika.
- O to tak jak nasz Steven i Slash. – Po chwili zastanowienia
dodał- Znaliście się może wcześniej? – Już miałam odpowiedzieć ale z niedaleka
usłyszałam znajomy głos.
- Steven powiesz mi w końcu o co chodzi? Oby to było warte
tej laski za którą właśnie się zabierałem.- Powiedział z wyrzutem. Właśnie podszedł do stolika
przy którym siedzieliśmy. Nic się nie zmienił. Dalej miał te długie, ciemne
kręcone włosy które zasłaniały my świat. Jak jeszcze mieszkał w Richmond ciągle
na nie narzekał ale nigdy nie pozwolił nich obciąć. I dobrze. Miał na sobie
koszulkę z logiem The Rolling Stones-jednym z jego ulubionych zespołów.
Dopiero po chwili mnie zauważył. Uśmiechnęłam się w jego
stronę.
No i czad! Tylko szkoda, że urwałaś w takim zajebistym momencie! xD no ale przynajmniej jest na co czekać, a więc nie narzekam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Slash nie będzie się wkurzał na siostrzyczkę i jakoś tam jej pomoże xD Pierwszy raz czytam opowiadanie, w którym Slash ma rodzeństwo i bardzo mi się to podoba ;)
Czekam na kolejne i jeszcze tylko wspomnę, że jest kilka literówek, ale takich nieznacznych, także można się domyślić o co chodzi xD
Cholera, no. Biedna dziewczyna. Nie ma szesnastu lat?! No to grubo. Ale jakoś mi szkoda, że to siostra Slasha. Fakt, że o tym też jak Michelle. nie czytałam. Ale i tak mi się podoba masz bardzo ciekawy styl pisania. Co ja jako beztalencie bardzo cenię. Informuj mnie koniecznie o nowych rozdziałach. Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńSteven nasz bohater! Ale nie wiedziałam, że Amy jest taka młodziutka. No zobaczymy jak to będzie z chłopakami. :)
OdpowiedzUsuńOojej Steven bohater :) Amy ma 16 lat niecałe ? O kurdę no to grubo :D Szkoda, że tak nami manipulujesz i urywasz w zajebistym momencie noo .. ;___; Idę czytać kolejne :3
OdpowiedzUsuńTen był zajebisty ! *.*
Hehs, uwielbiam tą historię, to nic, że przeczytałam dopiero Prolog i 1 rozdział :p No, takze tego, koocham to! Bohaterski Steven - podoba mi się! :) Amy, siostra Slasha, niecałe 16 lat.. Będzie ciekawie :D
OdpowiedzUsuńA i właśnie, nominowałam Cię do Liebster Blogger Award, info u mnie na blogu :)
Aaaa .. jaki genialny rozdział! Serio!
OdpowiedzUsuńAmy spotkała swojego braciszka. Ja też mam brata i wiem, że mimo wszystko cholernie bym za nim tęskniła.
Do tego ciekawy motyw z ... lękiem Amy przed dotykiem? .. Mogę tak to nazwać. Możesz to ciekawie rozwinąć.
Lecę czytać dalej.
~Michelle.
Kurde, nie lubię, jak rozdziały są takie krótkie. :/
OdpowiedzUsuńAle ogółem historia super. :) Byłam pewna, że to Duff ją obronił, a nie Steven - zmyliło mnie określenie 'wysoki blondyn'. :')