niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 15


Na wstępie chciałabym wszystkich przeprosić, że aż tyle musieliście czekać na ten rozdział. Pewnie już mało kto pamięta o tym blogu, ale w końcu sama jestem sobie winna.
Bardzo dziękuje wam za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Te o tym rozdziale, ale tez te z pytaniami kiedy coś dodam. Bardzo miło mi było po przeczytaniu ich. Miło, bo wiedziałam, że ktoś czyta i czeka na następny rozdział. W pierwotnych planach rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej ale po prostu podczas pisania musiałam zmienić plany.
Na koniec mam do was już tradycyjną prośbę, a mianowicie. Jeżeli ktoś przeczytał rozdział i mu się ten podobał, to niech napisze w komentarzu chociażby dwa zdania. Jak się komuś nie podobał to te z niech napiszę. Krytyka podparta argumentami jest mile widziana, bo wiem że nie pisze jakoś super.
No to ja już wam nie truję i zapraszam do czytania ;D
PS. Dziękuję za 8534 wejścia... Nie wiem czym sobie zasłużyłam na tyle...  




Nie ma to jak wolne. Siedziałam właśnie w kuchni popijając cieplutką kawę, którą sobie dosłownie przed chwilą zrobiłam. Niestety moje delektowanie się przerwał telefon.  Nie chciało mi się wstawać, więc czekałam aż któryś z domowników raczy ruszyć dupę, jednak gdy po pewnym czasie nikt nie reagował, wstałam i podeszłam do telefonu.
-Halo? – Zapytałam po przyłożeniu słuchawki do ucha.
-Cześć. Czy dodzwoniłem się do chłopaków? – Zapytał męski głos w słuchawce.
-W tym domu mieszkają chłopaki, ale nie wiem czy mówimy o tych samych. – Odpowiedziałam.
-Rzeczywiście trochę nie sprecyzowałem pytania. No to czy mieszkają tutaj członkowie Guns N’ Roses?
-Tak, już ich wołam. – Odpowiedziałam, po czym zasłoniłam dłonią głośnik telefonu. – Bardzo bym prosiła kogoś z was na dół, bo ktoś chcę z wami rozmawiać! – Krzyknęłam w kierunku schodów. Słysząc jakiś ruch na górze zdjęłam dłoń ze słuchawki i powiedziałam – Za chwilkę któryś podejdzie do telefonu…
Dosłownie w tej chwili na schodach pojawił się Steven. Gdy podszedł do mnie podałam mu słuchawkę i wycofałam się do kuchni.
Wróciłam do delektowania się już niestety nie tak ciepłą kawą. Podnosiłam właśnie kubek do ust gdy z usłyszałam z korytarza krzyk radości, przez który mało co się nie oblałam. Jak przystało na ciekawską kobietę nastawiłam uszy, żeby usłyszeć powód tej radości.
- No dobra, powiem im i stawimy się u was jutro…. Czyś ty okurwiał, o 10?... Tak, sorry. Do usłyszenia.
- JEDZIEMY W TRZMIESIĘCZNĄ TRASĘ PO STANACH! – Wydarł się Steven.
Strasznie się ucieszyłam, że wreszcie na całego zaczną spełniać swoje marzenia, a należało to im się.  Za każdym razem jak mieli mini próby w salonie widziałam ta pasję w ich oczach jak grali.
-Na serio?! – Usłyszałam głos z piętra, należący do mojego brata.
-A myślisz, że żartuję?! – Odpowiedział mu Steven, dosłownie wpadając do kuchni. – Słyszałaś? Jedziemy w trasę!
-Trudno byłoby cię nie usłyszeć. – Odpowiedziałam szczerząc się. – Gratuluje. Kiedy jedziecie?
-Jutro się dowiemy! – Odpowiedział mi i już go nie było.


Jak przystało na chłopaków musieli ta dobra wiadomość porządnie opić. Nikogo nie zapraszali, ani nie informowali o popijawie, ale i tak, nie wiem jakim cudem, dom pękał w szwach. Cały czas dawało się słyszeć otwieranie i zamykanie drzwi wejściowych. Mogłam dać sobie obciąć rękę, że większość ludzi się nie znała, tylko przyszła, bo usłyszała, nie wiadomo skąd, że jest tutaj impreza. Wszędzie walały się puste butelki, puszki po alkoholu, na podłodze można było znaleźć różne części garderoby, ogólnie wszystko.  Siedząc na fotelu przniesionym przez kogoś prawie do korytarza, tak trochę odizolowana od wszystkich zastanawiałam się jak ja jutro to posprzątam. Nigdy nie byłam śmiałą osobą, a raczej zawsze tak jak teraz byłam tak trochę zboku wszystkiego. Niestety nie za długo mogłam się cieszyć „samotnością”. Widocznie w moim kierunku, lekkim slalomem podążał Saul. 
-Co siedzisz tutaj tak sama? – Zapytał się trochę niewyraźnie. – Choć do nas… Napijesz się czegoś… - Nie ma to jak starszy brat rozpijający swoją siostrę – nastolatkę.
-Nie, tutaj mi się naprawdę dobrze siedzi. – Odpowiedziałam próbując przebić się przez muzykę, inne rozmowy i krzyki.
-Nie będziesz tutaj siedzieć, nie ma mowy…-Powiedział, po czym bez trudu podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię, jakbym była jakąś zabawką.
-Puść mnie! – Protestowałam, lecz na niewiele się to zdawało. – Zobaczysz, na pewno się gdzieś po drodze wypierdolimy! –Jednak na szczęście nic takiego się nie stało. Bez szwanku dotarliśmy do kanapy, która stała teraz w zupełnie innym miejscu niż normalnie.  Posadził mnie na niej jak małe dziecko, koło Izzy’ego, a sam usiadł po koło mnie po drugiej stronie.  Nie, no teraz to mam super towarzystwo.
-Przedstawiam wam wszystkim moją siostrę Amy…  - Powiedział zapalając papierosa. – A to jest Sebastian, Mark, Bob i Izzy. –Przedstawił całe towarzystwo po kolei wskazując na odpowiednią osobę.
-Nie żebym się czepiał, ale mnie to już zna… - Wtrącił Izzy.
Całe towarzystwo włączając mnie zaczęło się śmiać. Saul za to zrobił dziwną minę jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał.
-Miło was poznać…- Stwierdziłam.
-Nam również. –Odpowiedział z uśmiechem chyba Sebastian i całe towarzystwo wróciło do poprzedniej rozmowy. Siedziałam tak w męskim towarzystwie, nie koniecznie wiedząc o czym rozmawiają.  Wróciłam do oglądania otoczenia. Po kolei patrzyłam na każdą osobę będącą w zasięgu mojego wzroku. Większość towarzystwa stałą z kimś i gadała, pojedyncze osobniki niepewnie huśtały się na boki w rytm muzyki. Tylko jedna osoba stała sama sztywno i patrzyła się w moją stronę.  Na początku zupełnie nie rozpoznałam go, ale po lepszym przyjrzeniu się byłam niemal pewna, że to ten facet co szedł za mną jak wracałam ze szpitala. Szybko odwróciłam od niego wzrok. Nie chciałam żeby zorientował się, że na niego patrzę.
-Nie no to już podchodzi pod paranoje, na pewno wydawało mi się…- Wyszeptałam sama do siebie.  Niepewnie znowu spojrzałam w stronę drzwi. Był tam, stał.  Zupełnie nie wiedziałam co ten koleś może ode mnie chcieć, skąd mnie znał i zaczynałam się coraz bardziej bać go. Lekko szturchnęłam Saula i starając się, żeby nikt więcej nie słyszał zaczęłam.
-Pamiętasz jak mówiłam ci, że wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi? No to chyba ten koleś jest tutaj…
-Który to?- Zapytał szeptem.
-Ten w ciemnej bluzie, przy drzwiach.
-Ten? – Zapytał wskazując go palcem i źle zrobił. Facet od razu odwrócił się i poszedł sobie.
-Tak, to był ten…- Odpowiedziałam zrezygnowana.- Mogłeś nie pokazywać palcem…
-Nic straconego, pewnie jeszcze jest w okolicy.- Odpowiedział wstając. – Zaraz wracam.- Powiedział do towarzystwa i lekko chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi.  Niestety nie doszedł do nich. Po drodze wpadł na jakiegoś kolesia, który od razu ruszył do niego z mordą.
-Uważaj trochę gówniarzu!- Wykrzyczał w stronę Saula.
-Gówniarzu!?- Odpowiedział stając przed facetem.- Znalazł się popierdolony, w pełni nieguwniarzowaty… - Nie zdążył skończyć, ponieważ tamten zamachnął się, ale jednak pewnie z powodu ilości alkoholu we krwi nie trafił.
-Osz ty chuju.- W tym momencie pięść mojego brata uderzyła w twarz jego rozmówce. Siedzący koło mnie Izzy wstał i ruszył w stronę bijących się.  Ja właściwie nie wiedząc po co, ale też wstałam i poszłam za nim.  Jak to bywa w takich sytuacjach, wokół jakiegokolwiek zamieszania robią się tłumy gapiów i właśnie tak było tym razem. Mimo, że z Izzy’m bardzo szybko zareagowaliśmy i „ruszyliśmy na pomoc” to i tak mieliśmy dość duże problemy z przebiciem się przez małe kółeczko oglądających tą scenę.
Izzy’emu z pomocą jakiegoś jeszcze kolesia dość szybo udało się rozdzielić bijących się, ale nie obyło się bez uszczerbku na zdrowiu. Saul miał pęknięty łuk brwiowy i dość mocno leciała mu krew z chyba połamanego nosa.
-Puść mnie, kurwa! – Krzyczał szarpiąc się z Izzy’m.- Jeszcze mu porządnie nie przyjebałem!
- Nie porządnie?! Popatrz na niego kurwa! Jeszcze chwila i znowu byśmy mieli wjazd policji i następnego w areszcie! – Krzyczał na niego Izzy.- On ledwo co żyje, pojebie… Jak nic ma połamane żebro po twoich kopniakach!
-Kurwa, nie przesadzaj! – Powiedział próbując zetrzeć krew z twarzy.
-Choć, opatrzę cię… - Powiedziałam do brata, lekko go popychają w stronę kuchni.  O dziwo posłusznie ruszył przed siebie.
W kuchni spotkaliśmy jakąś parę w niedwuznacznej sytuacji. Dziewczyna z dość mocnym burakiem na twarzy próbowała nałożyć na siebie bluzkę. Lekko zmieszana sytuacją odwróciłam wzrok i zajęłam się szykowaniem prostych w wykonaniu opatrunków dla mojego rannego. Kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami odwróciłam się i zabrała się za opatrywaniem Saul’a. Ten podczas obmywaniem rany wodą utlenioną lekko syknął.
-Było się mocniej tłuc…- Zarzuciłam mu.
-No bo przyjebał się do mnie…- Tłumaczył się. –Ale przynajmniej już nie będzie do kogokolwiek sapał.
-Jak znam życie to będzie i może nawet jeszcze gorzej, ale możliwe że nie znam życia…
-Taaa, a o ty tak się zmieszałaś? –Zaczął ze mnie drwić.
-Ja? Kiedy? Nie przesadzaj…- Odpowiedziałam próbując zasłonić twarz włosami.
-JAK TO MAM TERAZ JUŻ SPIERDALAĆ?- Usłyszeliśmy czyjś krzyk na korytarzu.- Przecież jestem twoja dziewczyną!- Skądś znałam ten głos.
-Dziewczyną? Czy ciebie już kompletnie pojebało?- Odkrzyknął Axl i od razu wiedziałam kto jest tą dziewczyną. Erin.
-Ale jak to…? –Zapytała się płaczliwie. – Myślałam, że wróciliśmy do siebie…
-Mylisz się. Nic nasz już nie łączy.-Odpowiedział jej stanowczym głosem.
-To po prosu przeleciałeś mnie jak jakąś zwykłą dziwkę?
-Brawo, zgadłaś. Wygrywasz… A z resztą.- Zadrwił. – Co się tak na mnie gapisz? Czy to ja pierwszy ciebie olałem? Nie, więc odpierdol się.
-Ale Axl… -Zawołała między szlochami, ale nikt już jej nie odpowiedział.
-Gdzie ja mieszkam…- Zapytałam retorycznie.
-W Hellhouse, tu wszystko jest możliwe.- Odpowiedział mi Saul macając swój nos. –Poza tym ma suka za swoje.  Jak Kuba bogu, tak bóg Kubie…
-Czyli co, ona też go zdradziła? – Zapytałam zamykając apteczkę.
-A żeby to tylko raz… Kiedyś to nawet przy nim.
-W sumie to ona mi od początku wydawała się dziwna… Ale żeby zdradzić chłopaka przy nim…?
-To znaczy ona nie wiedziała że Axl tam jest, ale to i tak…
-Niektórzy ludzie są dziwni…
-Większość ludzi jest dziwnych. – Poprawił mnie wstając.



Jak ja wstaję do pracy, a oni śpią to staram się być cicho – to chyba oczywiste, ale chyba nie dla wszystkich. Miałam ochotę wstać i przyjebać jednemu z drugim, ale jakaś dziwna moc przyciągała mnie do łóżka, a do tego jeszcze ten straszny ból głowy potęgujący wszystkie hałasy…
-Ostatni raz cokolwiek piłam…- Wyjęczałam przykrywając głowę poduszką. W porównaniu do reszty towarzystwa ja prawie nic nie wypiłam, ale w odróżnieniu od nich nie miałam takiego stażu.
Po  przynajmniej godzinnym męczeniu się i przewracaniu się z boku na bok postanowiłam wstać. Nie obyło się bez bólu, ale jakimś sposobem udało mi się zwlec z łóżka. Chcąc od razu się rozbudzić poszłam do łazienki wziąć lodowaty prysznic. Po iście masochistycznym prysznicu przyszła kolej na zmuszenie się do zjedzenia cudem odnalezionych na końcu szafki płatków. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się to. Nie chcąc zostawiać bałaganu, który i tak sama prędzej, czy później musiałabym ogarnąć, od razu pozmywałam wszystko co znalazło się w zlewie. To znaczy wszystko co do tego zmywania nadawało się.  Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ze zlew wyjęłam czerwony stanik.
-Ok… -Powiedziałam przeciągając. Nie wiedząc co z nim zrobić, po prostu wywaliłam go przez okno. Co się będę przejmować.  Po zmywaniu przyszła kolej na salon. Tam niestety było więcej do sprzątania.
Właśnie wynosiłam wiadro i mopa z pokoju, po pozmywani podłogi w nim, kiedy Saul i Steven weszli do domu.
-Jak tu się zrobiło czysto…- Stwierdził Steven.
- Się zrobiło? Się? –Zapytałam lekko wkurzona. – Nawet nie masz pojęcia ile czasu i wysiłku zajmuje takie sprzątanie!
-Oj już nie przesadzaj…
-A idźcie wy… - Odpowiedziałam wchodząc do kuchni.
-Daj, pomogę. – Powiedział Saul odbierając ode mnie wiadro.
-No to ty jej pomóż,  a ja idę się spakować!- Powiedział Steven wskakując po schodach na piętro.
-No my też zaraz będziemy musieli się spakować na jutro. – Stwierdził Saul wylewając wodę z kubła przez okno. Moja szkoła.
-To jutro już jedziecie? – Zapytałam.
-Jedziemy. – Poprawił mnie. – Myślałaś, że zostawiłbym cię tutaj samą?
-Ale Saul, ja wam będę tylko przeszkadzać, a poza tym ja tu mam pracę… Nie mogę sobie tak po prostu pojechać w stany.- Mimo że to powiedziałam, myślałam zupełnie inaczej. Strasznie chciałam jechać z nimi.
-Praca nie zając, nie ucieknie, a sama tutaj nie możesz zostać. Jedziesz z nami i nie ma gadania. Babka tyle sobie dawała rade bez opiekunki do dziecka, to teraz też da radę…
-Ale to tak głupio, poza tym…- Powiedziałam
-Nic nie głupio. Pójdziesz do tej babki i powiesz, że musisz wyjechać… No proszę, weź się zgódź…
-Nie mogę się nie zgodzić, co?- Zapytałam się z uśmiechem na twarzy.
-Nie masz wyjścia…
-No to jadę w trasę z najbardziej zajebistym zespołem świata.- Stwierdziłam, z uśmiechem przytulając się do brata.