poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział 21

A więc witam po pięciu miesiącach. Tak, wiem że minęło bardzo dużo czasu od dodania ostatniego rozdziału nad czym bardzo, ale to bardzo ubolewam. Była szkoła, egzaminy, walka o lepsze oceny, potem zaczęły się wakacje i chciałam się odstresować, odpocząć, następnie wyjechałam na wakacje, ale teraz jak już wróciłam wreszcie się za siebie zabrałam i napisałam rozdział. Nie jest on najdłuższy, najlepszy, najciekawszy, ale jest i to się liczy. Nie mam pojęcia czy po takim czasie ktoś o moim opowiadaniu pamięta, czy ktoś chce jeszcze to czytać, dlatego bardzo proszę o komentarze. Dzięki nim wiem że mam dla kogo pisać, dla kogo się starać. 


A teraz jeszcze chcę wam podziękować za 20 000 wejść na bloga. Nie wiem czym sobie zasłużyłam na tyle wejść! Strasznie wam dziękuje! <3 <3 <3 


PS. Dodałam nową zakładkę kontakt z autorką, więc jakby ktoś chciał się ze mną w jakiś sposób skontaktować to serdecznie zapraszam.  




-Dzień dobry. Zaczynamy rozprawę numer dziewięć tysięcy siedemset czterdzieści cztery, w sprawie odebrania praw rodzicielskich pani Olivii Hudson, która jest obecna na sali rozpraw, wraz ze swoim obrońcą Jamesem Nilsonem– Te słowa dochodziły do mnie z lekkim opóźnieniem. Zupełnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Gdzieś tam głęboko w myślach zdawałam sobie sprawę, że moja matka może przyjechać na tą rozprawę, ale mimo to byłam niesamowicie zdziwiona jej widokiem za wielkim ciemnobrązowym biurkiem, za którym siedziała ze swoim obrońcą. Jej obrońca też był dla mnie wielkim zdziwieniem, a za razem zrobiło mi się strasznie przykro, że to właśnie on ją broni. Nigdy wcześniej nie spodziewałabym się że osoba która dobrze zdawała sobie sprawę, że u mnie w domu nie jest dobrze, teraz za pieniądze starała się na siłę mnie z powrotem tam sprowadzić.
Wchodząc na sale obiecałam sobie nawet nie spoglądać w tamtą stronę, udawać że jej tam w ogóle nie ma, ale niestety zupełnie mi to nie wychodziło. Cały czas patrzyłam się w stronę osoby która tak strasznie zniszczyła mi moje dzieciństwo. Siedziała prosta jak struna, ubrana w luźną białą koszulę, z idealnie zrobiona fryzurą i udawała  że jest taką matką jaką powinna być.
Z lekkim trudem odwróciłam od niej wzrok i z powrotem skierowałam go na swoje końcówki włosów, dzięki czemu mogłam się bardziej skupić na tym co mówi sędzia.
-… którego obrońcom jest pani adwokat Jessica Adler. – W tym momencie przeżyłam wielki szok. Ja znałam, a właściwie to jedynie mogę powiedzieć, że wiedziałam kim jest Jessica Adler. Pamiętam tę postać przez mgłę, ale pamiętam. Wysoka, długowłosa blondynka u której jak działo się naprawdę źle, zostawiał mnie Saul. Która musiała się mną zajmować, bo osoba naprzeciw mnie zawsze miała coś ważniejszego do zrobienia, niż zajęcie się swoim małym dzieckiem. Ale czy naprawdę to jest ona, siostra Stevena? Dopiero teraz popatrzyłam na nią inaczej i zobaczyłam podobieństwo do perkusisty. Mieli te same, niebieskie oczy, szeroki uśmiech, blond włosy.
-Jak ja mogłam tego przez taki czas nie zauważyć?-Wyszeptałam cicho sama do siebie. Pani psycholog która siedziała koło mnie spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, ale ją zignorowałam. Czując kompletną mieszankę uczuć w sobie spuściłam wzrok i znowu zaczęłam się bawić swoimi włosami.
Teraz moja psychika podzieliła się na dwie części. Jedna chciała słuchać, wiedzieć co się dzieje, jak jest, czy mogę się już powoli zacząć się cieszyć, a druga zupełnie chciała się wyłączyć, stanąć obok z zatyczkami do uszu i dopiero dowiedzieć się pewnego wyniku tej całej szopki.


-Do barierek proszę pannę Amy Hudson. –Powiedział sędzia patrząc się błędnym wzrokiem po sali. Co jakiś czas miałam wrażenie że jest on po prostu pijany, ale nie sądziłam żeby taki ktoś jak on chodził pijany do pracy, szczególnie że nie miał byle jakiej pracy. Niepewnym ruchem podniosłam się i jakby w jakimś transie podeszłam w wskazane mi miejsce. Drżącymi, chyba od stresu, rękoma podparłam się lekko, żeby nie było aż tak widać jak się kołyszę.
-A więc masz na imię Amy Hudson, masz piętnaście, a właściwie już prawie szesnaście lat, jesteś zameldowana w Richmont. – Każde z tych stwierdzeń potwierdzałam lekkim skinieniem głowy. –Dnia dwudziestego kwietnia bieżącego roku uciekłaś z domu, spod opieki obecnej na sali rozpraw Olivii Hudson. Dzięki zeznania biegłego psychologa, pod którego opieką jesteś znamy powody tejże ucieczki. Czy wszystko co dowiedzieliśmy się od świadka jest prawdą?
-Tak.-Odpowiedziałam nie podnosząc wzroku ze swoich butów. Niemal w tym samym momencie usłyszałam głośne zaprzeczenie z mojej prawej strony.
-Jak sąd może wierzyć w takie kłamstwa tej zdziry?!-Wykrzyczała osoba, którą nadal wedle prawa powinnam nazywać matką.- Przecież od razu widać, że łgała w żywe oczy, a wszyscy tutaj jej bezgranicznie wierzą! Wysoki sądzie, popełniłam wiele błędów podczas wychowywania mojej córki, na zbyt wiele jej pozwalałam, ale nigdy się nie spodziewałam że kiedykolwiek ucieknie i będzie opowiadać o mnie takie rzeczy. Ja damą lekkich obyczajów? Widział pan papiery gdzie wyraźnie jest napisane że od ponad dziesięciu lat jestem zatrudniona u państwa Nilson jako pomoc domowa. Całe życie starałam się by moje dzieci miały jak najlepszy byt, a teraz z ich strony spotykają mnie takie rzeczy? Zdawałam sobie sprawę, że mój syn się stoczył, ale nie wiedziałam że z jego pomocą to samo może stać się z Amy. Mimo tych wszystkich oszczerstw które na mnie nagadała moja córka, nadal chce móc się nią opiekować, nadal chce jej pomóc, nadal ją strasznie kocham. – Mówiła coraz to cichszym głosem. Na sali zapanowała cisza, dosłownie jakby wszyscy z miejsca uwierzyli mojej matce, a we mnie wszystko się gotowało. Z każdym jej słowem, coraz bardziej miałam chęć wykrzyczeć jej cała prawdę co o niej myślę.
-Co powiesz na to wyznanie młoda panno?- Zapytał się mnie adwokat mojej matki.
-A co mam powiedzieć? – Powiedziałam zdenerwowana. – Pan dobrze wiedział jak jest w moim domu, a zdecydował się pan być po stronie mojej matki. Jestem bardzo ciekawa ile panu zapłaciła za ta całą szopkę z pomocą domową.  Zastanawiam się ile, a może powinnam zapytać się jak panu za to zapłaciła!- Powoli zaczęły puszczać mi nerwy. – No co tak na mnie patrzysz? A może ty powiesz jak mu zapłaciłaś, żeby kłamał prze sądem? –Teraz zwróciłam się w stronę kobiety która śmiała powiedzieć że mnie kocha. – Brzydzę się Tobą i dobrze o tym wiesz. Zmarnowałaś mi całe moje dzieciństwo. Przez ciebie po wyjeździe Saula zostałam zupełnie sama. Sama z Tobą, sama z problemami, sama z domem który zaczynał coraz bardziej przypominać prawdziwy burdel! Normalne dzieci wracały do domu i ktoś tam na nie czekał, ktoś się nimi interesował, a ty co? Interesowałaś się tylko pieniędzmi i swoimi klientami. Oni zawsze byli na wyższym miejscu ode mnie! Pieniądze, oni, narkotyki, alkohol, a na szarym końcu ja! W sumie to nawet nie za bardzo chce mi się wierzyć, że miałam jakiekolwiek miejsce w tej wyliczance.-Czułam jak powoli do moich oczu zaczynają napływać łzy.- I co teraz nagle ci się przypomniało że masz córkę? Że mnie kochasz? Nie wierze, że robisz taka szopkę żeby mnie odzyskać, nie wierze, że nie stoją za tym pieniądze! Dla nich byś wszystko zrobiła! Co, nie jest tak? Nawet jak twoi goście od siedmiu boleści przystawiali się do mnie, a ja prosiłam cię o pomoc to co potrafiłaś odpowiedzieć? Że przecież mi zapłacą, więc nie rozumiesz dlaczego tak się wyrywam. – Teraz czułam że po moich policzkach powoli zaczynają spływać łzy. –Jak byłam młodsza, to mogłaś mi zrobić przysługę i się zaćpać, oszczędziłabyś mi wiele cierpienia! Dziękuje bardzo za taką matkę!  –Wykrzyczałam ile tylko miałam siły w płucach i nie chcąc by wszyscy obecni widzieli moje łzy wybiegłam z sali.
Nie za bardzo wiedząc co mogę ze sobą ruszyłam w głąb korytarza. Za zakrętem, przy końcu korytarza znajdowało się jakieś zielone drzewko, w białej jak wszystko tutaj donicy. Nie znajdując lepszego miejsca usiadłam skulona pod ścianą obok rośliny. Obejmując swoje podkurczone nogi zaczynałam coraz bardziej płakać. Zupełnie nie zwracałam uwagi że jestem w spódnicy, że uciekłam z sali rozpraw, przez co mogę mieć problemy, po prostu musiałam znaleźć miejsce gdzie będę mogła się w samotności uspokoić. Nienawidziłam jak ktoś widział że płaczę. Teraz miałam chwilę, żeby w odosobnieniu wypłakać wszystkie łzy.
Nagle poczułam że ktoś koło mnie siada i kładzie mi rękę na kolanie. W normalniej sytuacji od razu strzepnęłabym tą rękę, ale teraz zupełnie zobojętniałam na wszystko. Chwilowo coraz bardziej było mi wszystko jedno.
-Proszę cię, nie płacz… -Usłyszałam szept Izzy’ego. –Nie płacz, bo ja nie potrafię patrzeć na twoje łzy.
-Przecież ich nie widzisz…-Powiedziałam drżącym głosem.
-Wystarczy że słyszę…
-Izzy, proszę cię powiedz mi dlaczego ja musze mieć tak przejebane? Dlaczego ja?
-Nie wiem dlaczego, ale jedno wiem na pewno…
-Mhhm? –Mruknęłam, pomiędzy szlochami.
Poczułam jak dłonie bruneta lekko podnoszą moją twarz, tak żeby mógł ją zobaczyć.
-Wiem na pewno, że już tylko będzie lepiej i że nikt już cię nie skrzywdzi. –Powiedział patrząc mi prosto w oczy.
W tym momencie już nie wytrzymałam i z całej siły przytuliłam się do niego. Dopiero teraz zrozumiałam, że tak naprawdę, na sto procent do niego coś czuje.  Od razu, gdy objął mnie ramionami poczułam, że ma racje, poczułam że nikt mnie nie skrzywdzi, że on nie pozwoli mnie skrzywdzić.


-Wysoki sądzie, niech pan spojrzy jak oni wyglądają, kim są.- Powiedział Nilson pokazując palcem na chłopaków.-Czy wysoki sąd uważa, że są oni w stanie podjąć się opieki nad piętnastolatką?
-Przepraszam bardzo, ale Amy będzie pod opieką Saula Hudsona, a nie jego przyjaciół. –Powiedziała nasza pani adwokat.
-Dobrze, ale z tego co mi wiadomo to będą oni mieszkać wszyscy razem, w jednym domu.-Powiedział patrząc na blondynkę z lekkim oburzeniem. –Jest pani pewna że to się dobrze skończy? Z nieoficjalnych informacji wiem, że w ich poprzedniej kwaterze, chyba nie przez przypadek nazywanej Hellhouse można było się spotkać z dużymi ilościami alkoholu, narkotyków i tym podobnych…
-A ja z nieoficjalnych informacji wiem, że pana klientka trudni się nierządem i dla niej narkotyki nie są czymś obcym. –Przerwała mu  z oburzeniem. – Trzeba liczyć się też ze zdaniem nieletniej, a ona zdecydowanie woli mieszkać na stałe z panem Saulem Hudsonem, jej bratem.
-Tak, ale przez towarzystwo pana Hudsona to dziecko się rozpiło!-Powiedział podniesionym głosem Nilson.- Nawet podczas pobytu w ośrodku były przypadki, że nastolatka piła, a przed wznowieniem znajomości z bratem takie sytuacje nie miały miejsca.
W tym momencie nasza pani prawnik spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. I co ja teraz miałam zrobić? Przyznać się że piłam? Ale przecież nikt mnie nie widział. Nikt nas nie widział. Kurwa, wiedziałam że ten Carl był podejrzany. Jak mogłam być taka głupia i wtedy z nimi pić?
-A ma pan na to jakieś dowody?- Powiedziała blondynka, wiedząc że ode nic na ten temat się nie dowie. – Takie rzeczy może każdy mówić, ale jesteśmy w sądzie i potrzebujemy niezbitych dowodów.
-Mam świadka, który zgodził się zeznawać, ale niestety jest dzisiaj nieobecny na sali rozpraw, dlatego proszę wysoki sąd o przełożenie dalszej części rozprawy na inny termin. 
-Przyjmuje.-Powiedział sędzia uderzając tym swoim młotkiem. – Następna rozprawa odbędzie się w jutro o godzinie dwunastej. Koniec dzisiejszej rozprawy.


-Serio? Serio piłaś z jakimiś dzieciakami, piłaś z nie wiadomo kim? –Zapytał mnie z wyrzutem Saul.
-Nooo… Tak.-Powiedziałam patrząc na stopy, lecz od razu zaczęłam się tłumaczyć.- Ale przecież to nic aż takiego i to był tylko raz i…
-I ktoś na ciebie doniósł.-Powiedział wkurzony. – My tutaj stajemy na głowie żeby wszystko wyszło, żebyś była z nami, a ty nic sobie z tego nie robisz i pijesz z jakimiś małolatami.
Teraz zrobiło mi się strasznie głupio, ponieważ wiedziałam że on ma racje. Oni z tylu rzeczy na ten czas zrezygnowali, a ja siedziałam na dachu i piłam. I po co? Żeby teraz mieć przejebane? Do moich oczy po raz kolejny zaczęły napływać łzy. Nie wiem dlaczego teraz jakoś taka płaczliwa się zrobiłam. Zawsze za wszelką cenę chciałam być twarda, a teraz tyle ryczę.
-Ej, siostra…- Usłyszałam już spokojniejszy głos.- Ja nie chciałem… Ja przepraszam, nie chciałem żebyś tak to odebrała… Kurwa, chodź tutaj.-Powiedział gestem pokazując że mam się do niego przytulić.
Z chęcią przystałam na tą propozycje. Jakoś teraz potrzebowałam bliskości, zainteresowania mną. Tyle czasu byłam sama, a teraz znowu poczułam że komuś na mnie zależy. Ja chyba nie przeżyje jak nie pozwolą mi zostać z chłopakami. 


Powrót do ośrodka dość szybko minął. Może dlatego że tym razem udało nam się ominąć czas największego ruchu w mieście. Praktycznie przez całą drogę moja pani adwokat w ogóle się nie odzywała, dopiero jak powoli zbliżałyśmy się do ośrodka, pierwszy raz od rozprawy się do mnie odezwała.
-Pamiętam jak miałaś może z dwa latka, a ja zabierałam cię Saulowi i za niego chodziłam z tobą na spacery po parku. – Powiedziała patrząc przed siebie. – Zawsze byłaś takim pociesznym dzieckiem. Praktycznie nigdy nie płakałaś, nie byłaś marudna. Dosłownie dziecko skarb.  Pamiętam jak kiedyś, przez moją nieuwagę spadłaś ze zjeżdżalni. Nigdy w życiu się tak nie przestraszyłam. Pamiętam że od razu chciałam jechać do lekarza z tobą, ale jakaś starsza pani powiedziała żebym nie przesadzała, ponieważ ty już chętnie poszłabyś się bawić i ci nic nie jest. A teraz tak urosłaś, wydoroślałaś.- Powiedziała odwracając na mnie wzrok. – Nigdy się nie spodziewałam że to tak się zakończy Amy, ale moim zdaniem dobrze że uciekłaś.
Przez cały czas jej wypowiedzi czułam się strasznie głupio, ponieważ ona mnie przewijała jak byłam mała, a ja ją ledwo pamiętam. Lepiej, tyle z nią się widywałam, a dopiero teraz, po rozprawie przypomniałam sobie że ktoś taki jak Jessica Adler istniał i istnieje. Nie lubiłam momentów kiedy ktoś mnie zna, a ja jego nawet przez mgłę nie kojarzę.
-A i jeszcze jedno Amy.- Powiedziała blondynka wysiadając z taksówki.- Nie musisz do mnie mówić per pani. Strasznie staro się wtedy czuje. Wystarczy Jessica, dla ciebie jestem Jessica.
-Dobrze. -Odpowiedziałam z uśmiechem, wiedząc że nie będzie to dla mnie takie łatwe. Od zawsze dziwnie się czułam mówić do dużo starszych ode mnie osób po imieniu. - A pa… ty nie wracasz od razu?
-Nie, wejdę z tobą.-Powiedziała uśmiechając się.
Na trawie, przed ośrodkiem jak zawsze o tej porze były tłumy. Nikt nie miał ochoty w taką pogodę siedzieć w budynku. Od razu spojrzałam czy nikt przypadkiem nie zajął mojego miejsca pod krzakami. Miałam taki mały plan, że idę się przebrać i od razu siadam na moim miejscu ze słuchawkami w uszach, ponieważ nie miałam żadnych lepszych planów na dzisiejsze popołudnie.
Z trudem powstrzymałam się nad nie wbiegnięciem po schodkach jak to miałam w zwyczaju. W drzwiach od razu natknęłyśmy się na dyrektorkę. Ta to zawsze miała wyczucie. Zawsze wiedziała w którym momencie wyjść z gabinetu żeby na mnie trafić.
-Witam Amy. –Powiedziała patrząc na mnie beznamiętnym wzrokiem.-Bardzo dobrze że pani jeszcze jest tutaj. Zapraszam do mojego gabinetu.
Zupełnie nie wiedząc o co może chodzić bez słowa ruszyłam we wskazane miejsce. Raz tylko spojrzałam pytającym wzrokiem na blondynkę, ale ta bezgłośnie przekazała mi, że również nie ma pojęcia o co może chodzić.
-I jak tam na rozprawie? –Zapytała siadając w swoim fotelu przy biurku.
-Dobrze, lecz jeszcze sąd nie podjął decyzji, więc jutro odbędzie się kolejna rozprawa. –Powiedziała moja pani adwokat oficjalnym tonem.
-To dobrze. –Powiedziała poprawiając swoje okulary.- A teraz możemy przejść do sprawy o której chciałam z tobą Amy porozmawiać.  A mianowicie w twoim pokoju dzisiaj ponownie odbyło się przeszukanie.
-Dlaczego? –Zapytałam się dosłownie w tym samym momencie co Jessica czy mieli nakaz prokuratora.
-Ponieważ dostaliśmy informacje, że możemy coś ważnego w sprawie kradzieży znaleźć i rzeczywiście znaleźliśmy, ale może zaczniemy od ciekawego listu którego nadawcą jest niejaki Izzy Stradlin. –Powiedziała wyciągając go na blat biurka.
-To są moje prywatnie sprawy.-Powiedziałam z oburzeniem i od razu chwyciłam list i położyłam sobie na kolanach.-Nie miała pani prawa go brać, co dopiero czytać!
-Musiałam mieć pewność że informacje w nim nie nakłaniają cię na przykład do kolejnej ucieczki czy nawet czegoś gorszego, ale może przejdźmy do sedna.  Powiedz mi, co robiło pod twoim łóżkiem trzydzieści pięć tysięcy? Dokładnie tyle samo ile skradziono z sejfu w naszym ośrodku.