wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 12


Rozdział jest dość dużo krótszy od poprzedniego, ale za to jest dodany dość szybko. W sumie mogłam jeszcze troszkę go rozbudować, ale nie miałam czasu, a chciałam go właśnie teraz dodać. W pierwotnych planach ten rozdział się pojawiał wczoraj, z okazji urodzin Izzy'ego, ale że się nie wyrobiłam to jest dzisiaj.
A więc teraz czas na (troche spóźnione) życzenia dla pana Stradlina <3
Zdrowia, szczęścia, małego kaca po wczorajszej urodzinowej imprezie x'D
No i oczywiście weny, żeby nadal tworzył takie zajebiste utwory i żeby w nieodległej przyszłości zaszczycił Polskę i przyjechał tu, na chociażby skromny koncercik. 








Dryyy, dryyy, dryy, dryy…
Jak ja nie lubię tego odgłosu. Od razu przypomina mi się wstawanie do szkoły po nieprzespanej nocy.
Mogłam wczoraj, a właściwie dzisiaj pójść wcześniej spać. Jestem ciekawa czy będę w stanie latać za wyspanym pięciolatkiem. No cóż jeżeli nie chcę zaspać już pierwszego dnia muszę już wstawać. Nigdy nie leżałam już po wyłączeniu budzika, dlatego też budzik dzwonił, dopóki sam nie stwierdził że czas się wyłączyć. Dzisiaj niestety musiałam go od razu wyłączyć bo bym obudziła cały dom, a szkoda by było ich budzić. Położyli się dopiero jakieś trzy godziny temu, a ja z reszta  niewiele wcześniej.
Przyłapałam się na tym że zastygłam ze zwieszonymi nogami poza łóżkiem. Każdy mój ruch potęgował chęć snu, ale dzielnie ruszyłam w stronę łazienki. Ożywiłam się trochę, kiedy mało co nie rozwaliłam sobie głowy przejeżdżając się na leżącej pod drzwiami mojego pokoju butelki.  Uratowała mnie klamka. Będę musiała jej jakoś potem podziękować.
Wzięłam szybki prysznic, wytarłam się i zawinięta w ręcznik ruszyłam z powrotem do pokoju. Nie mając za dużego wyboru założyłam ciemnoniebieskie rurki, zwykłą czarną koszulkę z małym dekoltem i na to zarzuciłam niebiesko-czarną, flanelową, męska koszulę, a na nadgarstek założyłam zwykły zegarek. Pierwsze zarobione pieniądze poświęcę na uzupełnienie mojej garderoby. W końcu też musze mieć coś dla siebie, a nie tylko utrzymywać pięciu dorosłych chłopów.
Mimo że miałam już niewiele czasu poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. W sumie mogłabym sobie je darować, ale jeszcze nie dawno miałam problemy z omdleniami, które były powodowane właśnie nie jedzeniem śniadać , więc bałam się ryzykować. Z szafki wyjęłam pierwsza lepszą, ale czystą miskę, wsypałam do niej płatki, zalałam zimnym mlekiem i zaczęłam konsumować. Całe szczęście nie wylałam na siebie ani kropelki mleka. Innymi słowy, sukces. Po zjedzeniu ostatniej łyżki odłożyłam miskę do zlewu. W przedpokoju założyłam moje już dość zniszczone glany i już mnie nie było w domu.


-Nie ma to jak spóźnić się w pierwszy  dzień pracy-Zaczęłam wypominać sobie, pomiędzy łapaniem oddechu.  Mimo że od połowy drogi biegłam ile tylko sił w nogach, miałam jeszcze tylko dziesięć minut czasu, a nawet nie dobiegłam do odpowiedniej dzielnicy.  A tak chciałam, żeby dobrze wypaść pierwszego dnia pracy.
Jakieś sto metrów przed odpowiednią bramą zwolniłam do normalnego tempa. Chciałam żeby moje wejście wyglądało normalnie.
Strasznie się zdziwiłam, gdy dzwoniąc do drzwi zerknęłam na zegarek na mojej ręce i okazało się że mam jeszcze minutę czasu. To się nazywa szczęście.
-O to pani. Proszę wejść, Andy w kuchni kończy śniadanie. –Powitała mnie ta sama pani co poprzednio, zarazem pokazując mi drzwi w głębi korytarza.
-Dzień dobry. – Odpowiedziałam nadal ciesząc się że wyszłam na punktualną, choć rzeczywiście taką nie byłam.  Poszłam w wskazanym mi kierunku. 
-Cześć, Andy. –Przywitałam się z chłopcem siedzącym na wysokim, kuchennym  krześle. –Nie wiem czy wiesz, ale będę się tobą opiekować, jak twoja mama jest w pracy.
-Wiem, mama mi już mówiła. –Odpowiedział nieśmiało.
-A co ty na to?
-Fajnie, ale będziesz się ze mną bawić? – Zapytał się zeskakując ze swojego miejsca.
-No pewnie że tak. – Odpowiedziałam mu nadal się uśmiechając. Jak tak dalej pójdzie to będę lepsza od Adlera w tym zacieszaniu.
-No pokaże pani, mój pokój. –Zaproponował kierując się w stronę drzwi.  Nic nie mówiąc ruszyłam za nim.
-Andy, może zrobimy sobie taką małą przerwę?- Zapytałam błagalny tonem, biegnąc za chłopcem. W życiu tyle nie biegałam i nie bawiłam się. Nie mam zielonego pojęcia, skąd takie dzieci biorą tyle  energii. Całe przedpołudnie spędziłam ganiając go po wielkim ogrodzie należącym do jego rodziców.
-Racja Andy, daj odpocząć Amy. Zjecie sobie po kawałku ciasta, napijecie się i będziesz mógł znowu bawić się z nią. – Zaproponowała pani Smith stojąc z tacą na tarasie za domem.
Już od wcześniej lubiłam panią Smith, ale teraz to byłam gotowa jej się oświadczyć.
-A jakie jest ciasto? –Zawołał Andy biegnąc w stronę tarasu.
-Szarlotka, taka jaką najbardziej lubisz.-Odpowiedziała z uśmiechem gospodyni. –Siadaj sobie przy stoliku, a ja już podaję.
Wolnym krokiem podobnie jak przed chwilą Andy ruszyłam w stronę tarasu.
-Bardzo pani dziękuje. Uratowała mi pani życie. Jeszcze chwila i bym wyzionęła ducha goniąc go. –Podziękowałam kobiecie trzymając się za brzuch i próbując złapać oddech.
-Nie ma za co kochanieńka.
Nie zdążyliśmy nawet zjeść szarlotki do końca a przed domem zaparkował samochód, z którego wysiadła pani Thompson.  Mijając drzwi wejściowe, przeszła przez niewysoką furtkę do ogrodu.
-Mama! –Ucieszył się Andy i pobiegł w jej stronę, zrzucając ze stołu łyżeczkę, którą jeszcze przed chwilą jadł.
-Andy, przecież nie widzieliśmy się zaledwie osiem godzin. –Zawołała moja pracodawczyni przytulając swojego syna. – I co fajnie się bawiło z Amy? Mocno ją wymęczyłeś?
-Super! Na początku pokazałem jej mój pokój. Tam pobawiliśmy się samochodami. Wiesz że aż trzy razy wygrałem z Amy w wyścigach! – Pochwalił się idąc za swoją mamą. – I jadłem szarlotkę!
-No to brawo!- Pogratulowała mu. – Mam nadzieję że Andy nie rozrabiał.
-Ależ skąd, to bardzo grzeczne dziecko. Tylko trochę za szybko biega… - Zażartowałam.
-To dobrze, już możesz wracać do domu. Widzimy się jutro tak?
-Oczywiście. –Odpowiedziałam z uśmiechem. – No to do widzenia.
-Do widzenia.


W drodze powrotnej, na całe szczęście nie musiałam nigdzie się śmieszyć. Szłam sobie, oglądając otaczającą mnie okolicę. W pewnym momencie minęłam niekorzystnie wyglądającą uliczkę, z reguły nie zaglądam w takie miejsca, ale teraz zauważyłam że ktoś tam leży. Ostrożnie podeszłam i spojrzałam na ta postać.
-Nie, to… -Parę razy zamrugałam.  Od razu uklękłam przy nim. Parę razy mocno potrzęsłam nim. Był nieprzytomny, ale na całe szczęście oddychał. Słabo bo słabo, ale oddychał.
-Izzy proszę cię, obudź się! Obudź! Matko… Co ja mam teraz zrobić! Ja pierdole!
-Przepraszam, czy coś się stało? –Zapytał ktoś którego zaalarmowały pewnie moje krzyki.
-Tak, stało się… Proszę zadzwoń na pogotowie. Tylko szybko… SZYBKO!
Po jakiś piętnastu minutach usłyszałam że przyjechała karetka. Bardzo szybko ratownicy podeszli do Izzy’ego i zaczęli coś robić. Z tego całego zamieszania ktoś odciągnął mnie na bok.
-Proszę panią co się konkretnie stało?
-Ja nie wiem… szłam i znalazłam o tak… Co mu jest? –Zapytałam trochę drżącym głosem.
-Jeszcze nie wiemy, musimy zrobić chociażby podstawowe badania, żeby postawić diagnozę, więc zabieramy pani znajomego do szpitala...
-Mogę z nim pojechać? –Zapytałam z nadzieją.
-Tak, jest jedno wolne miejsce w karetce. – Odpowiedział lekarz z pocieszającym uśmiechem.

6 komentarzy:

  1. Cześć :) przepraszam, ale na razie możesz mnie nie informować. Wybacz, ale zrobiły mi się u Ciebie duże zaległości i nigdy nie mam czasu ich nadrobić...

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć, nominowałam Cię do The Versatile Blogger Award. Hmm, co nie co, zobaczysz u mnie jak ma to wyglądać. ;]
    Komentarza ode mnie spodziewaj się na dniach, jestem trochę zajęta, niestety. Ale nadrobię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo! *.* Nie długo musiałam czekać... Nie chce nic mówić, ale mogłabyś poprawić w tym " W drodze powrotnej, na całe szczęście nie musiałam nigdzie się śmieszyć."
    śmieszyć na spieszyć. A tak po za tym życzę dużo wolnego czasu i weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko jedyna! Izzy! o.o co mu się stało? Przyćpał, ktoś go pobił czy co? Mam szczęście, że zaraz się dowiem, bo czeka na mnie rozdział 13 xD
    No i fajna taka praca Amy z jednej strony...ale z drugiej to nie znoszę dzieci, więc raczej odpada xD
    Czekam na jakąś głębszą wzmiankę o Slashu ♥ a tak poza tym to pędzę nadrobić kolejny rozdzialik ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej nie ma to jak zapieprzać do pracy xD Co do dzieci. Też zastanawia mnie skąd one mają tyle energii ? Biegają non stop i się nie męczą. Ciekawe, ciekawe..
    Co do rozdziału to jak zwykle zajebisty i napisany na najwyższym poziomie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. ,,Uratowała mnie klamka. Będę musiała jej jakoś potem podziękować."- najlepszy tekst ever !!!
    Świetny rozdział ❤
    ~NieszczęśliwieZakochana

    OdpowiedzUsuń